Prywatna działka i góry śmieci

Na prywatnej działce w Piekarach Śląskich piętrzą się ogromne góry żarówek i innych odpadów. Dzikie wysypisko śmieci z dnia na dzień rozrasta się, okoliczni mieszkańcy alarmują, a policja i władze miasta wyglądają na bezradnych. Kto zarabia na nielegalnym składowaniu śmieci?

- Napisałem do was, bo nie miałem innego wyjścia. Przez dwa lata prosiłem powiatową policję, urzędników z naszego miasta, żeby coś z tym zrobiono – mówi pan Roman, który mieszka w sąsiedztwie wysypiska.

- To jest bardzo rozległy teren, niemniej policjanci patrolują go, mamy tam stałe monitorowanie – zapewnia Dagmara Wawrzyniak z policji w Piekarach Śląskich.

Policja monitoruje, a wysypisko rośnie. Chodzi o tereny po dawnej hucie Waryński w Piekarach Śląskich. Dziś można tam znaleźć odpady różnego rodzaju. Odpady, do których nikt nie chce się przyznać. Nasz informator - pan Roman nie pokazuje twarzy, boi się o swoje bezpieczeństwo.

- Zwożą tu odpady z całej Polski, to nas przeraża, a nasza kochana policja do dziś nie ustaliła, skąd odpady są przywożone – informuje mężczyzna

- Mieszkańcy zgłaszają, że są tam wywożone śmieci. Gros tych interwencji polegało na tym, że policjanci przyjechali na miejsce i już nikogo nie zastali. Nie było tych samochodów, żadne prace nie były wykonywane – mówi Dagmara Wawrzyniak z policji w Piekarach Śląskich.

- Nikt nie wystąpił o wydanie jakiejkolwiek decyzji w sprawie tej działki. Na dzień dzisiejszy niczego nie można tam składować – dodaje  Zenon Przywara, wiceprezydent Piekar Śląskich.

O rosnące góry odpadów chcemy zapytać w siedzibie firmy Ekol-met, która działkę dzierżawi. Niestety, mimo kilku wizyt i kilkudziesięciu telefonów – nigdy nikogo nie zastaliśmy. Udało nam się natomiast porozmawiać z właścicielem terenu.  Krzysztof M. nie był jednak pewny, czy firma funkcjonuje.

- Jednoznacznie jest napisane, że za niebezpieczne odpady odpowiada właściciel działki, na której się znajdują. Pytanie: dlaczego właściciel nie zgłasza do prokuratury takiego faktu? – zastanawia się Zenon Przywara, wiceprezydent Piekar Śląskich.

Jednak firma dzierżawiąca teren odpowiedzialność za te odpady chce przerzucić na władze miasta. W otrzymanym od niej piśmie czytamy: „Uprzejmie proszę o zainteresowanie się tą sprawą. (…) Dopilnowanie tych spraw leży także w interesie Wydziału Ochrony Środowiska w Piekarach Śląskich.”

- Pracowników wydziału ekologii jest kilku, natomiast pilnowanie należy do właściciela działki, nie spychałbym wszystkiego na urzędników – mówi Zenon Przywara, wiceprezydent Piekar Śląskich.

- Prawdopodobnie robią to za cichą zgodą właściciela. To jest na pewno jakiś światek przestępczy, bo nikt legalnie tego tu nie robi – uważa pan Roman, który mieszka w sąsiedztwie wysypiska.

Piekary Śląskie są miastem monitorowanym. Niestety, przy wjeździe na wysypisko kamery nie ma. A miała być…

- Można całe miasto okamerować, ale  trzeba się liczyć z pewnymi środkami. Nie mówię, że to jest zły pomysł, bo czasem trzeba jakieś zdecydowane kroki podjąć – mówi Zenon Przywara, wiceprezydent Piekar Śląskich.

W styczniu tego roku mieszańcy okolicy zawiadomili policję o kolejnych dwóch ciężarówkach z odpadami. Tym razem policjanci złapali kierowców tych aut. Sprawa trafiła do prokuratury.

- Były dwa samochody, które wysypywały jakiś gruz, czy inne rzeczy. Sporządzono dokumentację, na miejsce pojechał technik kryminalistyki, zostały pobrane próbki – opowiada Dagmara Wawrzyniak z policji w Piekarach Śląskich.

- Tu było kilkanaście TIR-ów, przywieziono żarówki. Jak tak można? To jest ochrona środowiska? To jest nieszkodliwe? – pyta pan Roman, który mieszka w sąsiedztwie wysypiska.

Poszliśmy śladem tych odpadów. Ogromne góry żarówek różnego typu pochodzą od jednego wytwórcy: firmy Philips. Zawiadomiliśmy przedstawicielkę o tym składowisku. Oto jej odpowiedź:
„Odpady produkcyjne są przekazywane przetwórcom uprawnionym do przetwarzania odpadów. Po dokonaniu analizy sytuacji, powzięliśmy decyzję o zawieszeniu współpracy z przetwórcą. Urszula Karniewicz, Philips Polska.”

Kilka dni później dostaliśmy informację, że po naszej interwencji, hałdy żarówek zostały uprzątnięte. Sprawą od wielu miesięcy zajmuje się inspekcja ochrony środowiska, ale nikogo jeszcze nie udało się ukarać. Mieszkańcy mówią, że policja i urzędnicy miejscy mogliby robić więcej, by powstrzymać to nielegalne wysypisko.*

* skrót materiału

Reporter: Michał Bebło

mbeblo@polsat.com.pl