Straci mieszkanie, bo dokarmia 3 koty?
Prezes spółdzielni mieszkaniowej w Łańcucie zagroził, że wyrzuci 66-letnią kobietę z jej własnościowego mieszkania. Danuta Hepnar podpadła, bo dba o trzy, bezpańskie, osiedlowe koty. Władze spółdzielni uważają, że kobieta zaśmieca osiedle. Innego zdania są władze miasta i większość mieszkańców.
Mruczek, Małek i Murzynek są od 10 lat stałymi bywalcami osiedla 3 maja, które należy do Spółdzielni Mieszkaniowej w Łańcucie. Koty są bezpańskie, ale pomaga im Danuta Hepnar. Kobieta dokarmia zwierzęta i daje im schronienie w czasie deszczu lub srogiej zimy. To nie podoba się władzom spółdzielni i niektórym mieszkańcom.
- Burmistrz zapewnił kotom domek, ale prezes spółdzielni go zabrał. Wtedy zaczęłam stawiać im kartonowe pudełka i zaczął się problem. Podobno tymi pudełkami zaśmiecam osiedle – opowiada pani Danuta.
Kobiecie pomagają władze miasta. Urzędnicy dokładają się do karmy, na koszt miasta wysterylizowali koty, a nawet sfinansowali dla nich budkę. Niestety, prezes spółdzielni koci dom usunął z osiedla.
- Była propozycja o wydzierżawienie metra kwadratowego terenu, za który urząd chciał płacić. Spółdzielnia nie wyszła nam naprzeciw, nie pomaga, nie współpracuje. Koty nie są mile widziane na tym osiedlu – mówi Elżbieta Surmacz, pracownik Wydziału Ochrony Środowiska Urzędu Miasta Łańcut.
Reporterka: Pan usunął tę budkę?
Andrzej Micke, prezes Spółdzielni Mieszkaniowej w Łańcucie: Tak, bo stanęła na miejscu placu zabaw dla dzieci.
Reporterka: Ale urząd miasta proponował postawić budkę nawet przy śmietniku.
Prezes spółdzielni: Urząd miasta proponował postawienie budki na nieswoim terenie. Byłoby miło, żeby postawił ją na terenie urzędu miasta.
Budki nie ma, są za to kartony, za które pani Danuta już dwukrotnie trafiła przed sąd i dwukrotnie została ukarana naganą. Trzecia sprawa jest w toku.
- Niewątpliwie jest to jedna z błahszych spraw, natomiast przysparza pracy, bo trzeba podjąć szereg czynności procesowych, przesłuchać świadków, zasięgnąć opinii biegłych – informuje Dariusz Zrębiec, prezes Sądu Rejonowego w Łańcucie.
Prezes spółdzielni twierdzi, że działa jedynie w imieniu mieszkańców i w odpowiedzi na ich skargi. My wśród przepytanych kilkunastu osób znaleźliśmy tylko jedną niezadowoloną. Reszta stoi murem za panią Danutą.
Pani Danuta już 10 lat temu została wykluczona z grona członków spółdzielni, przez co emerytka co miesiąc płaci czynsz droższy o blisko 20 zł. Prezes spółdzielni zadeklarował drastyczne rozwiązanie problemu. Ma to być dodatkowa kara.
- Dostałam od prezesa spółdzielni mieszkaniowej pismo, że jeżeli nie zaprzestanę praktyk z kotami, to pozbawi mnie mieszkania, wystawi je na licytację, bez prawa do lokalu zastępczego. Ja nie jestem zadłużona, to jest mieszkanie z odrębną własnością, 30 lat tu mieszkam – mówi pani Danuta.
- Nikt na razie nie sprzedaje mieszkania – mówi Andrzej Micke, prezes Spółdzielni Mieszkaniowej w Łańcucie.
- To jest absurd, to jest prywatna wojna pana prezesa. O co tu chodzi? Na pewno chodzi o pieniądze – uważa Halina Derwisz, prezes Rzeszowskiego Stowarzyszenia Ochrony Zwierząt.
Prezes spółdzielni zobowiązał się do wyznaczenia nowego miejsca dla kociej budki. Negocjacje trwają, ale groźba sprzedaży mieszkania wciąż jest aktualna.
- To jest niesprawiedliwe, to jest bezprawie. Prezes jest złośliwy, w żaden sposób nie można się z nim dogadać, chociaż twierdzi, że lubi kotki, Lubi, ale chyba tylko na obrazku – podsumowuje pani Danuta.*
* skrót materiału
Reporterka: Agnieszka Zalewska