Sąsiedzka ’’przyjaźń”

Rodzina Rejentiuków od lat mieszka w Goryniu. Budynek mieszkalny dzielą z państwem J. Przez lata żyli w zgodzie, jednak kiedy córka państwa Rejentiuków zażądała alimentów od syna państwa J., sąsiedzi zagrozili odcięciem prądu. Kilka dni temu groźbę spełnili i na własną rękę odcięli państwu Rejentiukom prąd.

Goryń to niewielka wieś koło Iławy. W jednym budynku,  ale z dwoma wejściami od pół wieku mieszkają dwie rodziny: państwo Rejentiukowie i ich sąsiedzi.  Kilka lat temu syn sąsiadów związał się z córką państwa Rejentiuków. Urodziło im się dziecko. Wkrótce zaczęły się problemy.


-  Zapowiedział, że jak siostra mu założyła, dostał pozew o alimenty, to powiedział, że jak zrobi mu sprawę,  to my wam odetniemy prąd. I od tamtego czasu dążyli do tego,  żeby pozbawić nas energii - mówi Jacek Rejentiuk, któremu sąsiedzi odcięli prąd. 


-  Dziecko to dziecko. Ona ma sześcioro dzieci i nie ma żadnego dokumentu potwierdzającego, że to jest jego dziecko - mówią sąsiedzi sąsiedzi państwa Rejentiuków.


Sąsiedzi przed czterema laty najpierw sami próbowali odciąć państwu Rejentiukom prąd, potem rozpoczęły się rozprawy w sądzie. Wyrok,  który zapadł w ostatniej instancji nakazywał Rejentiukom usunięcie z posesji sąsiadów przewodu zasilającego. Nie określił jednak terminu. Gospodarze od razu wystąpili do zakładu energetycznego o poprowadzenie nowej linii, a sąsiedzi po uprawomocnieniu wyroku na własną rękę przed kilkoma tygodniami odcięli im prąd.


- Do zakładu energetycznego wnieśliśmy o przebudowę,  ale tam powiedziano, że to nie będzie dziś, ani jutro  - mówi Józef  Rejentiuk, któremu  sąsiedzi  odcięli prąd.


- Tłumaczyłem się  w sądzie 4 lata,  a  z wami nie będę dyskutował - mówi sąsiad państwa Rejentiuków.


- Nie ma takiej możliwości,  żeby sobie samemu wykonywać orzeczenia sądu, to może zrobić komornik albo sąd jako organ egzekucyjny – mówi Dorota Zientara, rzecznik prasowy  Sądu Okręgowego w Elblągu.


Państwo Rejentiukowie sprawę samowolnego odcięcia prądu przez sąsiadów zgłosili do prokuratury,  ale w oczekiwaniu na rozstrzygnięcia prawne muszą żyć bez prądu. Jak mówią nie jest to łatwe życie.


- Jesteśmy bez światła, wnuki nie mogą oglądać telewizji, po prostu płacze  to dziecko, ani telewizji, bajki niczego nie ma. Syn musi pilnować krów, bo jest elektryczne ogrodzenie, żeby dzikie zwierzęta nie przerwały, bo były momenty,  że przerwały dziki -  mówi pan Józef.


- Przecież nikt w XXI wieku nie wyobraża sobie sytuacji,  w której można normalnie funkcjonować bez energii - mówi Rafał Ryszczuk, radny Gminy Kisielice.


W pomoc państwu Rejentiukom oprócz samorządowców, którzy pomagają im w kontaktach z sądami, prokuraturą i zakładem energetycznym, włączyli się także miejscowi strażacy. Wypożyczyli  im agregat prądotwórczy,  ale korzystanie z urządzenia, choć doraźnie ratuje gospodarzy, dużo kosztuje.


-  Straż pożyczyła nam agregat,  ale jest on na benzynę i gdyby miał pracować cała dobę, to spaliłby 15-20 litrów benzyny - mówi pan Jacek.


W tej spawie nasz reporter interweniował u sąsiadów i w elbląskim oddziale firmy  Energa -Operator SA, z którym państwo Rejentiukowie podpisali umowę na nowe przyłącze. Sąsiedzi nie chcieli słyszeć o jakimkolwiek kompromisie, ale rzecznik zakładu obiecał pomóc rodzinie z Gorynia.


-  Do  państwa Rejentiuków i ich sąsiadów pojedzie nasz projektant, który zaproponuje kilka rozwiązań i w tym momencie decyzja będzie już po ich stronie - mówi Paweł Janiak, rzecznik prasowy oddziału elbląskiego  Energa-Operator SA.


-  Żyje tu 60 lat,  bo tu się rodziłam i nigdy nie było czegoś takiego. Jak tak można być bezdusznym człowiekiem, bo ja bym tego nie zrobiła, gdyby mnie coś takiego spotkało - mówi pani Irena Rejentiuk, której sąsiedzi odcięli prąd. *

*skrót materiału

Reporter:  Leszek Tekielski

ltekielski@polsat.com.pl