Wojna polsko-belgijska o dziecko
O sprawie pani Anny Zarzyckiej i jej byłego partnera Giouse Ragusa do kilku miesięcy jest głośno w polskich mediach. Walczą oni o opiekę nad 6-letnim synem Attilą, przez matkę nazywanym Kevinem. Po wielu bataliach sądowych, pobycie chłopca w ośrodku opiekuńczym, sąd zdecydował, że Attila musi wrócić do Belgii. Tylko z redakcją Interwencji zdecydował się porozmawiać także ojciec dziecka, który specjalnie na nagranie przyleciał z Belgii do Warszawy.
- Kocham swojego syna, w taki sposób, że trudno to sobie nawet wyobrazić . Od 2008 roku matka nie chciała pokazać mi syna. Jej główną misją było wyeliminowanie postaci ojca z życia dziecka – mówi Giosue Ragusa, ojciec Attili.
Chłopiec, o którym dziś państwu opowiemy ma niecałe 6 lat. Jego mamą jest Polką, o tatą Belg włoskiego pochodzenia. Między rodzicami trwa walka o niego. Ostatnie pół roku chłopiec spędził w Ośrodku Wsparcia dla Dzieci i Młodzieży w Braniewie.
- W 2008 wróciłam do Polski z synem i ojcem dziecka. Miało być na wakacje. Potem powiedziałam mu, że ja zostaję w Polsce. Kevin miał wtedy 8 miesięcy - mówi Anna Zarzycka, która walczy o opiekę nad synem.
W sierpniu 2008 roku pani Anna założyła w braniewskim sądzie sprawę o ustalenie miejsca pobytu chłopca przy niej. Ojciec chłopca to samo zrobił przed belgijskim sądem w Tongeren.
- Sąd Rejonowy w Braniewie jako zabezpieczenie uznał, że tymczasowym opiekunem do rozpatrzenia sprawy dziecko pozostanie przy mnie – mówi pani Anna.
Po trzech latach Sąd Apelacyjny w Antwerpii stwierdza, że właściwym do rozpoznawania sprawy o opiekę nad dzieckiem jest Belgia i nakazuje pani Annie wydanie chłopca do ojca na wakacje. Pani Anna tego nie robi. Ucieka z dzieckiem na sześć miesięcy do Włoch. Potem wraca do Polski. To dlatego sąd w Antwerpii pod koniec 2011 roku przyznaje prawo do opieki nad synem wyłącznie ojcu.
- Zgadza się, uciekłam do Włoch, ale zrobiłam to z desperacji jako matka, żeby chronić własne dziecko. Tym bardziej, że ja nie miałam wcale pewności, że to dziecko wróci - mówi pani Anna.
Także ojciec dziecka chciał przedstawić swoją wersję przed kamerą. Dlatego na nagranie przyleciał specjalnie z Tongeren do Warszawy. Redakcja Interwencji jest jedyna w Polsce, z którą ojciec chłopca zdecydował się porozmawiać.
- To jest totalny absurd. Gdyby matka pokazała mi dziecko, być może sprawy potoczyłyby się zupełnie inaczej - mówi Giosue Ragusa, ojciec Attili.
Reporter: Pan zgodził się pokazać twarz syna u nas w TV. Dlaczego?
- Chcę, żeby wszyscy widzieli, że mój syn czuje się w Belgii dobrze. Niczego mu nie brakuje. Zaaklimatyzował się i jest szczęśliwy - mówi Giosue Ragusa, ojciec Attili.
Jak to się stało, że chłopczyk trafiło do ojca do Belgii. Pod koniec lutego 2012 roku mężczyzna składa wniosek do sądu w Braniewie o wydanie syna. 5 marca 2012 roku Sąd Okręgowy w Elblągu stwierdza wykonalność wyroku belgijskiego sądu.
- Od 2008 roku matka pokazała mi syna przez 3 godziny w trakcie jego trzecich urodzin - mówi Giosue Ragusa, ojciec Attili.
Reporter: A starał się pan o kontakty?
- Oczywiście. Robiłem wszystko. Wysyłałem maile, pisałem listy, przyjeżdżałem do Braniewa, ale matka nie dopuszczała do tych kontaktów - mówi Giosue Ragusa, ojciec Attili.
- On w przeciągu tego czasu nie pojawiał się tutaj, nie interesował się losem dziecka. Same wizyty ojca w Polsce nigdy nie były dla mnie problemem. Uważam, że gdyby od samego początku ojcu zależało na zbudowaniu więzi z synem, to dzisiaj nie byłoby problemu – mówi pani Anna.
Sprawa o opiekę nad chłopcem toczy się kolejne, długie miesiące. W listopadzie 2012 roku sąd w Braniewie nakazuje bowiem wykonanie badań w Rodzinnym Ośrodku Diagnostyczno-Konsultacyjnym. Te zostają wyznaczone na 12 lutego tego roku. Kilka dni przed terminem badań chłopiec trafia do ośrodka.
- W czasie postępowania dziecko zostało umieszczone w ośrodku, ale po to, żeby zabezpieczyć je przed samowolnym odebraniem przez ojca, który posiadał tytuł prawny i przed matką, której do tej pory zdarzało się uciekać - mówi Tomasz Adamski, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Gdańsku.
Po badaniach sąd w Braniewie z urzędu wszczyna postępowanie o ograniczenie władzy rodzicielskiej ojcu i przywrócenie matce. Termin rozprawy wyznacza na połowę kwietnia. Ta jednak nie dochodzi do skutku. Sprawa zostaje przeniesiona do sądu w Gdańsku.
- Dzień przed rozprawa dowiedziałam się, że sprawa została zawieszona, bo został złożony wniosek o zmianę sądu – mówi pani Anna.
8 lipca sąd w Gdańsku wydaje dziecko ojcu. Stwierdza, że polskie sądy nie mają jurysdykcji do zajmowania się sprawą, ponieważ obowiązującym jest wyrok sądu w Antwerpii. Dzień po decyzji sądu w Gdańsku do Rzecznika Praw Dziecka dotarł dramatyczny list. Napisała go psycholog z ośrodka, w którym dziecko było przez pół roku.
- Dziecka nie można zresetować i budować na białej kartce. Pytał się dlaczego ma być u nas, skoro ma swój dom. On chciał wrócić do swojego domu do swojej mamy - mówi Justyna Wróblewska – Trapiszczonek, psycholog z Katolickiego Ośrodka Wsparcia dla Dzieci i Młodzieży w Braniewie.
- Myślę, że przez panią psycholog przemawiają emocje. Ja poleciłbym pani, żeby przyjechała do Belgii i zobaczyła w jakiej sytuacji jest Attila. Może wówczas zmieniłaby zdanie mówi Giosue Ragusa, ojciec dziecka.
- Powiedziałam synowi, że jedzie na wakacje. Pozna rodzinę, rodzeństwo – mówi pani Anna.*
*skrót materiału
Reporter: Marta Terlikowska