Smsy z pogróżkami
Pan Andrzej był dyrektorem zespołu szkół w Kamiennym Moście. Decyzją samorządu szkoła została zlikwidowana. Od tego czasu zaczęły się problemy pana Andrzeja i jego rodziny. Pan Andrzej otrzymuje wulgarne smsy i e-maile z groźbami pod adresem nie tylko jego, ale także jego najbliższych. Organy ścigania twierdzą, że mimo numerów telefon i adresów IP, nie ma możliwości ustalenia sprawców.
Pan Andrzej przez 4 lata był dyrektorem zespołu szkół w Kamiennym Moście w woj. zachodniopomorskim. Organem prowadzącym placówkę była gmina. Mężczyzna mówi, że kiedy w 2011 roku podjęto decyzje o likwidacji szkoły, zaczęły się jego problemy.
- Dokonywałem wręczenia wszystkim pracownikom szkoły, nauczycielom i pracownikom administracji, wypowiedzeń z pracy lub zmiany warunków pracy - mówi pan Andrzej, który twierdzi, że jest nękany smsami z pogróżkami.
Głuche telefony oraz setki smsów z pogróżkami wysyłane z kilkudziesięciu numerów. Pan Andrzej i jego rodzina od blisko trzech lat żyją w strachu. Mówią, że nie wiedzą, kto może być nadawcą wiadomości.
- Skala tych smsów jest różna, od bardzo wulgarnych do takich typowych wulgarnych ostrzeżeń, że zostanę pozbawiony życia, że moja rodzina ucierpi, że moja córka zostanie zgwałcona – mówi pan Andrzej.
TREŚĆ SMS:
„(…) Tatuśku z twoją młodą dziewicą chętnie p…. d…, młoda zapłaci za twoje grzechy!!! Taki towar znajdzie wkrótce nabywcę (…)”
- Było wspomniane o wypadku samochodowym taty, który może nastąpić i chyba grą wstępną było przecięcie opon, co było obiecywane w smsach. Obawa oczywiście jest, co się stanie jutro, czy wypadek będzie, czy samochód wybuchnie - mówi syn pana Andrzeja.
TREŚĆ SMS:
„Słuchaj ty j…. leszczu widzimy, że k…. bez mordobicia się nie obejdzie, więc k….. posłucha,j co ci mamy do powiedzenia wiemy k….. gdzie i do jakich szkół chodzą twoje dzieci (…)”
- Z tych smsów można wyczytać, że ktoś jest bardzo dobrze poinformowany co się dzieje w moim życiu osobistym - mówi pan Andrzej.
Pan Andrzej od 2011 informuje o problemie policję i prokuraturę. Niestety ich działania nie pomogły mężczyźnie i jego rodzinie.
- Podał nam kilka numerów telefonów, które okazały się numerami na kartę i wszystkie działania związane z wyjaśnianiem, kto dzwonił, skąd, nie dawały żadnych rezultatów – mówi Adam Szurek, szef Prokuratury Rejonowej w Stargardzie Szczecińskim.
TREŚĆ SMS:
„Przez ciebie mam z…. juz 2 lata i załatwię cie tak jak ty postąpiłeś ze mną. Odpokutujesz za to, zostaniesz bez kawałka chleba. Zobaczysz czym jest brak pracy ty c…..!”
- Przesłuchiwaliśmy świadków, prowadziliśmy pewne ustalenia do tego postępowania, jednak te czynności nie przyczyniły się do tego, aby ustalić sprawcę tego zdarzenia, czyli tych wysyłanych przede wszystkim smsów – mówi Przemysław Kimon, rzecznik prasowy Komendy Wojewódzka Policji w Szczecinie.
Kiedy pan Andrzej był jeszcze dyrektore, do gminy wpłynęły anonimy, że źle traktuje nauczycieli oraz obraża panią burmistrz. Ta skierowała sprawę do prokuratury. Twierdzi jednak, że anonimy nie były podstawą do złożenia zawiadomienia. Ostatnio panu Andrzejowi ktoś założył konto na portalu społecznościowym. Dokonywał również nieprzychylnych wpisów w lokalnym portalu informacyjnym. Mężczyzna twierdzi, że prokuratura choć miała IP komputera, z którego były wysyłane informacje, nie sprawdziła do kogo on należy. Dochodzenie umorzono.
- Prokurator który tę sprawę nadzorował uznał, że jest to nieprzydatne. W tej chwili badamy do kogo należą numery IP komputerów, z których były wysyłane informacje na pocztę pana pokrzywdzonego - mówi Adam Szurek, szef Prokuratury Rejonowej w Stargardzie Szczecińskim.
Reporter: Dlaczego dopiero teraz?
- To jest pytanie…. - mówi Adam Szurek, szef Prokuratury Rejonowej w Stargardzie Szczecińskim.
- To prokurator oceniał cały materiał dowodowy w tym postępowaniu i jakby uznał, że to postępowanie nie powinno być umorzone, jeżeli są czynności do wykonania, mógł je zlecić i policjanci by je oczywiście wykonali - mówi Przemysław Kimon, rzecznik prasowy Komendy Wojewódzka Policji w Szczecinie.
Po likwidacji szkoły pan Andrzej został bez pracy. Mówi, że negatywne informacje utrudniają mu znalezienie nowego zatrudnienia. Kiedy skończyliśmy realizacje materiału, mężczyzna zadzwonił do nas z kolejną informacją. Ktoś poinformował Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej, że pan Andrzej bije i głodzi syna. Zarzuty okazały się nieprawdziwe.
- Nie wiem w ilu instytucjach zostałem ośmieszony. Chciałbym, żeby ten problem się rozwiązał skutecznie, żeby organy powołane do służenia obywatelowi zdały egzamin w moim przypadku – mówi pan Andrzej. *
*skrót materiału
Reporter: Grzegorz Kowalski