Życie naznaczone klątwą

O swoim życiu 59-letnia pani Caryn z Kobyłki niedaleko Warszawy mówi, że jest naznaczone klątwą. W młodości musiała opiekować się obłożnie chorymi rodzicami, a później córką, na której samochód runęło drzewo. Kiedy stan córki poprawił się, pani Caryn wróciła do pracy. Niestety, dwa tygodnie później potrącił ją samochód. Kobieta nigdy nie wróci do pełni zdrowia. Prosi o pomoc w znalezieniu pracy.

Pani Caryn jest dyplomowaną pielęgniarką. Musiała zrezygnować z pracy trzy lata temu, kiedy jej córka cudem przeżyła wypadek. Na samochód, którym jechała runęło drzewo.

- To był bardzo przyjemny dzień, było pięknie, gorąco. Koleżanka z pracy zaprosiła mnie na ślub – opowiada pani Diana, córka pani Caryn.

- Złożyła życzenia koleżance, wręczyła kwiaty i poszła z kolegą na kawę do baru naprzeciwko. Wyszli z tego barku, wsiedli do samochodu i ruszyli. W tym momencie drzewo zmiażdżyło samochód. Ja nie wierzyłam, że ona żyje. Tam była mieszanina liści, szkła i krwi – opowiada pani Caryn.

Przerażona, samotna matka całkowicie poświeciła się opiece nad niepełnosprawną córką. Sprzedała wszystko z domu, aby zapewnić córce jak najlepsze leczenie i rehabilitację.

- Opiekowałam się nią ponad 1,5 roku. Nie miałam innego wyjścia. Ona była za młoda, żeby skończyć na wózku. Wartościowe rzeczy zostały wyprzedane z domu. To, co mogłam sprzedać, po prostu sprzedałam. Sprzedałam pamiątkowa biżuterię po rodzicach i dziadkach, sprzedałam numizmaty, kolekcję mojego taty – wylicza pani Caryn.

Kiedy córka stawała się coraz bardziej samodzielna, pani Caryn wróciła do pracy w swoim zawodzie. Radość trwała tylko dwa tygodnie, bo dwa lata temu życie znowu napisało okrutny scenariusz.

- Doszłam do pasów, rozejrzałam się i ruszyłam spokojnym krokiem. W momencie, kiedy już schodziłam z pasów, poczułam uderzenie. Wypadek zrobił ze mnie osobę niepełnosprawną. Pani widziała jak ja się poruszam, jak chodzę, jaki to jest ból. Mam niedowład, pociągam nogą. Mam uszkodzenie splotów nerwowych i nic się z tym nie da zrobić – mówi pani Caryn.

- To jakiś straszny pech. Najpierw jedna osoba, potem druga, no ile można? – pyta pani Diana, córka pani Caryn.

- Gdybym czuła się lepiej, to jestem w stanie sobie zarobić, żeby wszystko spłacać. Najgorsza jest bezsilność, bezradność. Ja o nic nie proszę, nawet w tej chwili szukam pracy. Szukałam pracy zdalnej, ale się nie da, szukałam pracy chałupniczej i też się nie da – dodaje pani Caryn.

Wyrokiem nakazowym Sąd Rejonowy w Wołominie w styczniu 2012 roku uznał sprawcę wypadku winnym. Pozbawiona środków do życia pani Caryn zaczęła starać się o odszkodowanie z polisy sprawcy. Sprawca odwołał się od tego wyroku. Zapadł kolejny, który jest dla pani Caryn szokiem.

- 19 lipca Sąd Okręgowy Warszawa-Praga uniewinnił Grzegorza C. od popełnienia czynu, który był mu zarzucany. W chwili obecnej jest sporządzane uzasadnienie tego wyroku. Wydanie wyroku uniewinniającego w postępowaniu karnym nie przesądza kwestii ewentualnej odpowiedzialności cywilnej. Droga do dochodzenia roszczeń dla poszkodowanej jest przed sądem cywilnym otwarta – informuje Marcin Łochowski z Sądu Okręgowego Warszawa-Praga.

- Zarzut jest sądu, że ja szłam poza pasami, a to nie jest prawdą!  Ja w dalszym ciągu przechodziłam przez pasy i na tych pasach potracona upadłam. Na kolejną rozprawę po prostu mnie nie stać. Nie mam za co i koniec – mówi pani Caryn.*

* skrót materiału

Reporterka: Małgorzata Frydrych

mfrydrych@polsat.com.pl