Jego teren - jego ryby. Rolnik uniewinniony

Sukces Interwencji! Pomogliśmy rolnikowi, który został skazany za złowienie ryb we własnym oczku wodnym! Pan Henryk miał przepracować społecznie 30 godzin oraz zapłacić karę finansową. Powód? Prokuratura uznała, że ryby znalazły się w oczku, bo wylała pobliska rzeka, a więc nie są własnością rolnika. Wartość złowionych okazów to… 9,05 zł.

- Interwencja zajęła się moją sprawą, pomogliście mi udowodnić, że staw należy do mnie.  Dziękuję, że stajecie w obronie ludzi biednych – mówi pan Henryk.

W maju wyemitowaliśmy reportaż o 56-letnim Henryku Lachowiczu. Mężczyzna jest samotnie mieszkającym inwalidą. Kiedy wyszedł ze szpitala, postanowił we własnym oczku wodnym, znajdującym się 60 metrów od domu złowić ryby. Wyłowił w sumie - trzy okonie, dwa karasie, karpia i płotkę o łącznej wartości 9 złotych i 5 groszy.

- Wyszedłem ze szpitala, nie miałem pieniążków, byłem na chorobowym, a chorobowe rolnicze to 10 złotych dziennie. Nie miałem co jeść, więc postanowiłem złapać ryby – opowiadał w maju pan Henryk.

Straż Rybacka z daleka wypatrzyła mężczyznę łowiącego ryby. Strażnicy nie wiedzieli, że to teren prywatny pana Henryka. Powiadomili policję, która ustaliła dane personalne rolnika i sprawę przekazała do prokuratury. A ta oskarżyła go o kłusownictwo. Sąd Rejonowy skazał pana Henryka, który utrzymuje się z 750 złotych renty na 30 godzin prac społecznych oraz karę finansową.

- 100 złotych dla Polskiego Związku Wędkarskiego i koszty sądowe, czyli będzie to koło tysiąca złotych. Jestem rencistą, inwalidą I grupy. Nie mam pół stopy, a w drugiej nodze nie mam palców. Ja do żadnej pracy się nie nadaję– mówił pan Henryk.

Oczko wodne znajduje się nieopodal Warty. Kiedy rzeka na wiosnę wylewa, zalewa pola i staw rolnika. Gorzowska prokuratura uznała, że prywatny staw jest częścią rzeki i prawo do odłowienia ryb, które tam wpłyną ma wyłącznie Polski Związek Wędkarski.

- Jest to teren, który jest okresowo zasilany wodami wylewanymi z rzeki. Stąd nie budzi naszej wątpliwości to, że mamy do czynienia z wodami płynącymi – twierdził Dariusz Domarecki z Prokuratury Okręgowej w Gorzowie Wielkopolskim.

W reportażu udowodniliśmy, że prokuratura się myli i że pan Henryk miał prawo łowić ryby na własnym terenie. Potwierdzili to zapytani przez nas eksperci. Nasze informacje przekazaliśmy rzecznikowi Sądu Okręgowego w Gorzowie Wielkopolskim.

- Jeżeli woda przekroczy granice rzeki i zaleje sąsiadujące grunty to użytkownik uprawniony do rybactwa na tej wodzie może wejść na ten grunt i odłowić ryby. Musi to uczynić w ciągu 30 dni. Po 30 dniach uprawnionym do połowuryb jest właściciel gruntu – tłumaczył nam w maju Teresa Błaszczak z Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Szczecinie.

- Znam historię jego zatrzymania i mogę stwierdzić, iż jego połów był legalny. Dokonywał tego na swojej nieruchomości – potwierdzał Jan Kłysz, radca prawny Lubuskiej Izby Rolniczej w Gorzowie Wielkopolskim.

- W Sądzie Okręgowym zostałem uniewinniony. Sąd stwierdził, że jest to woda stojąca i że skoro łowiłem na swojej ziemi, to wszystkie ryby należą do mnie. Dziękuję redaktorom Interwencji, że obstaliście w mojej sprawie.  Pokazaliście i udowodniliście, że sąd i prokuratura mylą się w tej sprawie – cieszy się pan Henryk.*

* skrót materiału

Reporter: Artur Borzęcki

aborzecki@polsat.com.pl