Spowiedź oszusta

Andrzej Carmann od kilku lat z premedytacją okradał prywatnych przedsiębiorców. Wystawiał na sprzedaż ekskluzywne solaria, których nie miał. W tym roku mężczyzna trafił do więzienia i niemal natychmiast… przeszedł przemianę. Twierdzi, że żałuje i odda wszystkie pieniądze. Oszukani nie wierzą mu.

Kilka dni temu do naszej redakcji dotarł list. Oto jego fragment:

„Piszę do pani z zakładu karnego, gdzie mam spędzić najbliższe lata pozbawiony wolności. Dziś, kiedy nie mam już nic do stracenia, dziś, kiedy staję się innym człowiekiem rozliczającym się moralnie i emocjonalnie z bliskimi, czuję się w obowiązku stanąć twarzą w twarz z pokrzywdzonymi.”

Andrzej Carmann ma 50 lat. Na swym koncie sporo oszukanych osób i 9 wyroków. Kolejne sprawy przeciw niemu jeszcze się toczą. Od kilku miesięcy przebywa w zakładzie karnym.

- Znalazłem się tutaj słusznie, staram się wykorzystać tę szansę. Oszukałem wielu ludzi, niestety, nie dotrzymałem słowa, wyrządziłem im dużą krzywdę. Jest mi bardzo, bardzo przykro – mówi mężczyzna 

Przypomnijmy: mechanizm działania Andrzeja Carmanna był prosty - wystawiał na sprzedaż solaria, których nie miał. Inkasował za nie pieniądze - od kilku do nawet 35 000 zł -  i znikał. Lista oszukanych przez niego osób jest długa. Ich historie przedstawiliśmy państwu w Interwencji w listopadzie 2011 roku.

- Dla mnie jest po prostu złodziejem, mówię to z pełną odpowiedzialnością, bo sam się o tym przekonałem – mówił wówczas Michał Zimoch, oszukany.

- Do dnia dzisiejszego nie mam ani solarium, ani pieniędzy, które mu wpłaciłam – dodawała Kamila Jaworska, również oszukana.

- Tych dużych kwot było znacznie mniej, więcej było oszustw na mniejsze kwoty. Liczyłem, że poprawi się koniunktura, liczyłem na inne zamówienia, liczyłem, że obrotami to wszystko nadgonię. Przy czym nie wiedziałem, w jakim jestem poważnym problemie, jeśli chodzi o moją osobowość – twierdzi Andrzej Carmann.

Już wtedy mężczyzna był znany wymiarowi sprawiedliwości i organom ścigania w całej Polsce. Miał już na swym koncie kilka wyroków. Wszystkie w zawieszeniu.

- Wymierzono panu karę 10 miesięcy pozbawienia wolności oraz grzywnę w wymiarze 100 stawek dziennych przy ustaleniu wysokości jednej stawki na kwotę 10 zł. Kara pozbawienia wolności została wymierzona z warunkowym zawieszeniem jej wykonania, z ustaleniem przez sąd okresu próby na okres 3 lat i oddaniem pana Andrzeja C. pod dozór kuratora sądowego – mówi o wyroku z 2010 roku Marcin Stokowski z Sądu Rejonowego w Wieluniu.

- Dwa lata trwała walka w sądzie w Krakowie. W 2012 r. zapadł wyrok, uprawomocnił się i pan Carmann miał nakaz oddania mi 35 000 zł. Do dziś twego nie zrobił – mówi Anna Zając, oszukana przez Andrzeja Carmanna.

Andrzej Carmann przyznaje, że nie spłacał wierzycieli. Dlaczego? Ma na ten temat swoją teorię.

- Ci poszkodowani w sposób jawny pozbawiali mnie czterokrotnie pracy, więc chcą ode mnie pieniędzy, ale pozbawiają mnie pracy – twierdzi mężczyzna. 

- Pan Carmann nie straciłby nic, gdyby nie oszukiwał. My się domagamy tylko swoich praw. Nie dziwę się pracodawcom, że kiedy dowiadują się, że jest oszustem, to go zwalniają – mówi Anna Zając, oszukana przez Andrzeja Carmanna.

Mężczyzna ma jeszcze jeden argument na swoje usprawiedliwienie…

Andrzej Carmann: Przez ostatnie dwa, trzy lata jestem zrujnowany przez waszą pierwszą część programu i przez to, co się podziało z moim życiem zawodowym. Jestem całkowicie pozbawiony środków do życia.
Reporterka: To bardzo ciekawe, mówi pan, że zrujnował pana nasz program. A nie ma pan poczucia, że sam się pan zrujnował oszukując ludzi?
Andrzej Carmann: Oczywiście, że tak. Tylko, że kiedy potem pokazano mnie w mediach w taki, a nie inny sposób, to ciężko jest stanąć na nogi.
Reporterka: Tylko, że program był w 2011 roku, a osoby poszkodowane już  wcześniej. Gdzie pan był do czasu programu? Czemu pan ich nie spłacał? Pewnie wtedy nie poskarżyliby się mediom.
Andrzej Carmann: Nie potrafiłem. Ja byłem w opłakanej sytuacji materialnej i jestem do dzisiaj.

Długów Andrzej Carmann nie spłacał, za to wciąż „sprzedawał” solaria. Pan Marcin z Warszawy w styczniu tego roku zamówił u niego łóżko za 17 000 zł. Kiedy przelał na konto oszusta 6 600 zł zadatku, dowiedział się, że popełnił olbrzymi błąd.

- Przysłał nam pismo, z którego wynikało, że te pieniądze zajął ZUS w Chorzowie i pan Carmann nam ich nie odda, gdyż fizycznie ich nie ma. Moim zdaniem on  naszymi pieniędzmi uregulował sobie zaległości w ZUS-ie – mówi Marcin Włodarczyk, oszukany.

Andrzej Carmann sam już sobie wytłumaczył, dlaczego oszukiwał innych. Jego zdaniem to wina… chorób, z którymi się zmaga.

- Kiedy popadałem w manię, czułem się jak osoba wszechmogąca, która potrafi wszystko zrealizować. Kiedy dopadała mnie z powrotem depresja, bo na nią choruję, to nie potrafiłem się wydźwignąć z tego, potrafiłem tylko schować się – tłumaczy mężczyzna.

- Podczas procesów miałam wgląd do akt. Pan Carmann najpierw udawał alkoholika, potem chorego na depresję. Psychiatra go badał i stwierdzi, że jest poczytalny, tak że odpowiada za wszystkie swoje winy – mówi Anna Zając, oszukana.

Odsiadujący wyrok za oszustwa zapewnia jednak, że odda oszukanym pieniądze. Twierdzi, że przechodzi właśnie przemianę.

- Staję się innym człowiekiem, pracuję nad sobą, chcę być odpowiedzialny, zależy mi na rozwiązywaniu sytuacji, a nie na chowaniu głowy w piasek – zapewnia Andrzej Carmann.

- Wszelkie deklaracje i tak zweryfikuje życie, gdy więzień opuści zakład karny. Po odbyciu kary będzie musiał wejść z powrotem w środowisko, w którym żył, będzie musiał iść do pracy, ułożyć sobie poprawne relacje z bliskimi, z rodziną i nie popełnić przestępstw – podsumowuje Tomasz Wacławek, rzecznik Okręgowego Inspektoratu Służby Więziennej w Krakowie.*

* skrót materiału

Reporterka: Irmina Brachacz

ibrachacz@polsat.com.pl