Dziki Zachód na Mazurach

Dziki Zachód na Mazurach! Prezes jednej z mrągowskich spółdzielni mieszkaniowych strzelał z wiatrówki w stronę wczasowiczów. Powód? Przeszkadzała mu lampa fotograficzna i… hałas dobiegający z ośrodka wypoczynkowego, który sąsiaduje z jego posesją. Przerażeni dorośli i dzieci ratowali się ucieczką. Bogdanowi D. grozi do 5 lat więzienia.

Na widok ekipy Interwencji Bogdan D. zareagował… ucieczką. Mężczyzna nie chciał opowiadać o wydarzeniach z 20 lipca, kiedy ze swojego domu strzelał z wiatrówki w stronę kilkunastu letników oraz ich dzieci.

- Na tarasie stoi ławka i wersalka. Śrut odbił się od ściany. Siedzieli tam ludzie! On zawsze mówił, że u mnie jest głośno, ale nie było głośno - przekonuje Krystyna Święszkowska, właścicielka ostrzelanego ośrodka wypoczynkowego.

Pani Krystyna w miejscowości Kosewo koło Mrągowa prowadzi nad jeziorem sezonowy ośrodek wypoczynkowy. Przyjeżdżają do niej goście nie tylko z Polski, ale i z całej Europy. Do tej pory nie może uwierzyć, że stali się oni celem jej sąsiada.

- Tu były dzieci z Polski i zza granicy. Goście strasznie zareagowali. Przestraszyli się, że może trafić śrutem dziecko, czy dorosłego i wyjechali następnego dnia rano. Pytali się, czy to Teksas? – relacjonuje pani Krystyna, właścicielka ośrodka.

Bogdan D. trafił z wiatrówki między innymi w lampę fotograficzną, obok której znajdowali się wczasowicze. Śrut znaleziono też przy wejściu do budynku, gdzie mieszkali urlopowicze.

- Mężczyzna przyznał się, że strzelał z wiatrówki. Tłumaczył, że przeszkadzało mu światło lampy oświetleniowej i głośne rozmowy – informuje Joanna Dawidczyk z Komendy Powiatowej Policji w Mrągowie.

- Dzięki Bogu tylko sprzęt został uszkodzony, a dziecku nie stała się krzywda. Strzały padły tuż obok dzieci. Było o krok od tragedii – opowiada pani Gabriela, świadek zdarzenia.

- On wiedział, jaką działalność prowadzę w sezonie. Kupując działkę, wiedział, że może być tu czasami głośno – mówi Krystyna Święszkowska, właścicielka ostrzelanego ośrodka.

- Powiem tak: toczy się postępowanie, nie mam postawionych zarzutów. Nie jest udowodnione, że strzelałem do dzieci. Strzelałem do lampy – twierdzi Bogdan D., prezes spółdzielni mieszkaniowej.

Policja bada właśnie zarekwirowaną wiatrówkę mężczyzny wraz z celownikiem na podczerwień. Okazać się może, że na broń, z której strzelał prezes spółdzielni, potrzebne jest pozwolenie. A takiego nie posiadał.

- Badania wykażą, czy do posiadanej takiej broni potrzebna jest rejestracja. Jeżeli energia pocisku wystrzeliwana z takiej broni przekracza 17 dżuli, to na posiadanie takiej broni potrzebna jest rejestracja – informuje Rafał Kotapka z Laboratorium Kryminalistycznego Komendy Wojewódzkiej Policji w Olsztynie.

- Jest to broń wyjątkowo niebezpieczna. Oddanie strzału do każdej żywej istoty to przestępstwo. Mimo że to broń pneumatyczna, skutki rażenia mogą być śmiertelne.

Nawet z broni niezaładowanej nie można mierzyć do człowieka. To osoba nieodpowiedzialna, głupia – ocenia Adam Powązka, współwłaściciel sklepu z bronią w Olsztynie.

- Mężczyzna przed chwilą usłyszał zarzut zniszczenia mienia i narażenia na niebezpieczeństwo utraty życia. Przyznał się do zniszczenia, natomiast do narażenia życia nie przyznał się – mówi Joanna Dawidczyk z Komendy Powiatowej Policji w Mrągowie.

Bogdan D. dotąd nie przeprosił nikogo za swoje zachowanie. Kiedy ponownie weszliśmy do budynku spółdzielni, w której pracuje, prezes na dobre zabarykadował się w swoim gabinecie.*

* skrót materiału

Reporter: Artur Borzęcki

aborzecki@polsat.com.pl