„Słowik” wolny - zabójca Papały nieznany

Sprawa zabójstwa generała Marka Papały to najdłuższe śledztwo w powojennej historii Polski. Trwało 13 lat. 31 lipca sąd uniewinnił głównych oskarżonych: Andrzeja Z., pseudonim „Słowik” i Ryszarda B. Na działaniach prokuratury sąd nie zostawił suchej nitki. W Interwencji pokazujemy kulisy śledztwa, procesu oraz uniewinnienia „Słowika”.

Jarosław S., pseudonim „Masa” to najsłynniejszy świadek koronny w Polsce. W latach dziewięćdziesiątych był członkiem zarządu tzw. mafii pruszkowskiej. Oprócz niego, jednym z jej hersztów był także Andrzej Z. – pseudonim „Słowik”.

- Zanim „Słowik” znalazł się w naszej grupie, był zwykłym złodziejem, który trafił do więzienia i więzienie go oszlifowało. Z kamyczka zrobił się brylancik gangsterski. Był na fali i bardzo szybko wysurfował na szczyt. Był ostry. Ma sporo „głów”. Pokusiłbym się o stwierdzenie, że kilkanaście, ale nic mu nie udowodniono, tak że tematu nie ma – opowiada „Masa”.

- Nie ma chyba wątpliwości, że był człowiekiem brutalnym, ale przede wszystkim był człowiekiem bardzo inteligentnym i, jak wszyscy mówią, bardzo sprytnym – dodaje Artur Górski z Magazynu Focus Śledczy.

25 czerwca 1998 roku około godziny 22 na parkingu przed swoim blokiem ginie generał Marek Papała, były komendant główny policji. Nieznany sprawca strzela mu w głowę. Morderca nie pozostawia po sobie żadnych istotnych śladów. Wszystko wskazuje na egzekucję.

- Jestem przekonany, że czekali na niego. Ewidentnie spodziewali się go, że przyjedzie. Padł jeden strzał, mamy do czynienia z wyjątkowym profesjonalistą – mówi Artur Górski z Magazynu Focus Śledczy.

Pistolet, z którego strzelano do Marka Papały miał tłumik.

- Tak i podobno jeszcze jakieś spiłowane naboje. To nawet my tego nie robiliśmy – twierdzi Jarosław S., pseudonim „Masa”, świadek koronny.

Na miejscu zbrodni żona generała zauważa Ryszarda B., znanego, powiązanego z „Pruszkowem” przestępcę. Kilka miesięcy później do aresztu trafia też Artur Z., pseudonim „Iwan”. To trójmiejski bandyta.  Jest oskarżony o inne zabójstwo. Od razu zgadza się na współpracę z policją.

- Był sądzony razem z trzema innymi osobami za zabójstwo biznesmena S. To Artur Z. wymyślił jego porwanie, a następnie zabicie go. Zamordowano go w okrutny sposób, zadzierzgnięto mu sznur na szyi i uduszono. Zorganizował to i podżegał do zabójstwa pan Z. Pozostali otrzymali 25 lat, bądź dożywocie, a pan Z, dzięki temu co naopowiadał o sprawie pana Papały, dostał lat 15 – mówi Jerzy Milej, obrońca Andrzeja Z., pseudonim „Słowik”.

Artur Z. zeznał, że był świadkiem spotkania przestępczej wierchuszki. Uczestniczyć mieli w nim Nikodem S., pseudonim „Nikoś”, reprezentujący mafię pruszkowską „Słowik” oraz Edward Mazur, szanowany polonijny biznesmen, na stałe mieszkający w Chicago. Podczas rozmowy Mazur miał zlecić gangsterom zabójstwo generała Papały. Ci mieli podjąć się organizacji zamachu. Podobno ceną za zabójstwo byłego komendanta głównego policji było 40 000 dolarów.

- No, to grubo. Dla mnie to była mała kwota, ale dla kilera, była duża, bo kiler brał od 5 000 do 10 000 dolarów. Nie sądzę, żeby się „Słowik” spotykał z Nikodemem, bo to byli dwaj wrogowie. Natomiast może połączył ich interes. Kto wie – mówi Jarosław S., pseudonim  „Masa”.

- Nie tak szuka się zabójcy. Robi się to w sposób absolutnie dyskretny, zdecydowanie nie w taki sposób – mówi gen. Adam Rapacki były podsekretarz stanu w MSW.

- On poszukuje płatnego zabójcy tak jakby poszukiwał wodzireja na bal swoich dzieci. Chodzi od lokalu do lokalu i pyta: panowie, nie znalazłby się ktoś chętny do odstrzelenia pewnego policjanta, szefa polskiej policji? – dodaje Artur Górski z Magazynu Focus Śledczy.

- Ta sprawa świetnie obrazowała teorię o układzie służb, gangsterów i biznesmenów. To był tzw. „mały układ” – twierdzi Jerzy Milej, obrońca Andrzeja Z., pseudonim „Słowik”.

W 2005 roku „Słowik” i Ryszard B. zostają postawieni w stan oskarżenia. Polskie władze występują też o ekstradycję Edwarda Mazura. Amerykański sąd odmawia. Stwierdza, że prokuratura nie ma przeciwko niemu żadnych dowodów. Mimo to, proces „Słowika” rozpoczyna się zgodnie z planem.

- Artur Z., zeznania swoje zmieniał wielokrotnie. Zaczął opowiadać o spotkaniach, na których to spotkaniach miał być Leszek Miller. Tam omawiano sprawy takie jak: międzynarodowy handel narkotykami, wielkie operacje finansowe. Artur Z. był tam jako kierownik grupy zabójców, zapewniano go tam, że będzie miał co robić. Padały słowa „Gdyby nie Leszek, to by Papała żył”, itd. I co zrobiono? Powołano biegłego psychologa, który wydał opinię, że zeznania pana Z. nie spełniają podstawowych kryteriów wiarygodności. A co by było, gdyby ta opinia była inna? Czy postawiono by zarzuty Leszkowi Millerowi? – pyta Jerzy Milej, obrońca Andrzeja Z., pseudonim „Słowik”.

- Świadek robi to, czego życzy sobie od niego prokuratura. O to w tym wszystkim chodzi w prokuraturze. Urobek, i przygwiazdorzyć – mówi Jarosław S., pseudonim „Masa”, świadek koronny.

Jak twierdzi obrońca „Słowika”, zeznania „Iwana” od początku były pełne sprzeczności. Bandyta zmieniał wersje. Nieustannie też je ubarwiał.
Zdaniem mecenasa, prokuratorzy od początku wiedzieli o tym, jak mało jest wiarygodny.

- Pan Z. miał takie momenty, kiedy mówił, że część z tych jego zeznań jest nieprawdziwa. Zmyślona. To jednak nie dotarło do sądu. Wyszło na to, że kiedy mówił, że potwierdza zeznania, to był protokół. A jak mówił, że zmyśla, to była notatka – mówi Jerzy Milej, obrońca Andrzeja Z., pseudonim „Słowik”.

- Nagle się okazało, że to wszystko można rozbić o kant stołu. I to jest zaskakujące. Teraz musimy się uczyć zupełnie nowej historii kraju – dodaje Artur Górski z Magazynu Focus Śledczy.

W jednym z pierwszych przesłuchań „Iwan” powiedział coś jeszcze. Jak stwierdził, na kilka tygodni przed spotkaniem w sprawie zabójstwa Papały miał w imieniu „Nikosia” przekupić jednego z warszawskich prokuratorów. Sprawę łapówki zaczęła wyjaśniać prokuratura w Gdańsku. Podczas kolejnego przesłuchania stało się jednak coś zupełnie nieoczekiwanego.

- Ten prokurator, mając krytyczne podejście do pana Z., powiedział: sprawdzam. Okazał mu album ze zdjęciami pana Mazura, pana Z., i pan Z. nikogo nie rozpoznał! Już wtedy był dowód, że on łże, bo można jednego nie poznać, ale czterech? – mówi Jerzy Milej, obrońca Andrzeja Z., pseudonim „Słowik”.

W grudniu 2010 roku „Iwan” nieoczekiwanie popełnia w celi samobójstwo. 31 lipca tego roku „Słowik” i Ryszard B. zostają uniewinnieni. W ustnym uzasadnieniu sąd nie zostawia na prokuraturze suchej nitki. Kilka dni później „Słowik” wychodzi na wolność.

- Dowody w tej sprawie są kruchymi, porozrzucanymi ogniwami, które prokurator jedynie w swoim przekonaniu scalił w mocny łańcuch – uzasadniał wyrok Paweł Dobosz z Sądu Okręgowego w Warszawie.

- Ja byłem spokojny, takiego wyroku się spodziewałem. Mój klient twarz miał spokojną, kamienną, ale ręce miał wilgotne. (…) „Masa” to największy jego wróg, ale przecież, to „Masa” o nim opowiadał różne rzeczy, a nie odwrotnie – mówi Jerzy Milej, obrońca Andrzeja Z., pseudonim „Słowik”.

Jarosław S., pseudonim „Masa”: On („Słowik” – przyp. red.) będzie sobie żył i ja sobie też będę żył.
Reporter: Nie ma pan obaw, że będzie chciał się mścić? Że przez wiele lat myślał o tym, co panu zrobi, gdy wyjdzie, a teraz właśnie przyszedł ten moment?
Jarosław S., pseudonim „Masa”: Ja nie jestem lękliwy, jak chce, to niech podejdzie. 
Reporter: Ogląda się pan częściej za siebie?
Jarosław S., pseudonim „Masa”: Nie, absolutnie. Ja chodzę spokojnie, a za mną ma się kto oglądać.*

* skrót materiału


Reporter: Rafał Zalewski

rzalewski@polsat.com.pl