Lech Grobelny: od milionera do nędzarza

Śmierć Lecha Grobelnego to jedna z największych zagadek w kraju. Człowiek, który z fotografa stał się milionerem, a następnie nędzarzem zginął 6 lat temu. Morderca zadźgał go nożem w mieszkaniu. Kilka miesięcy przed śmiercią Lech Grobelny twierdził, ma wiedzę, która jest w stanie pogrążyć wielu czołowych polityków w Polsce.

Drogę do wielkich pieniędzy Lech Grobelny rozpoczął jako fotograf pod koniec lat siedemdziesiątych. Zbił wtedy fortunę handlując zdjęciami Jana Pawła II. Dziesięć lat później miał już własne studio, sieć kantorów oraz zatrudniającą ponad 100 osób firmę. Pieniądze płynęły nieustannie. I to szerokim strumieniem.

- To był biznesmen swoich czasów. Jakie czasy, taki biznesmen. Był sprytny, był cwany i na początku mu się to bardzo dobrze sprawdzało. Swego czasu pouczał ministra finansów, Leszka Balcerowicza. To był facet, który twierdził, że jest w stanie ustalać kurs dolara – opowiada Artur Górski z Magazynu Focus Śledczy.

- Robił wrażenie. Przychodził facet z reklamówką i rozkładał w zasadzie na łopatki głównych ekonomistów w kraju – dodaje Janusz Szostak z Magazynu Reporter, znajomy Lecha Grobelnego.

W 1989 roku Grobelny wpada na kolejny pomysł. Postanawia założyć bank. Nazywa go Bezpieczną Kasą Oszczędności. Klientom oferuje oprocentowanie, o którym w państwowym banku mogą jedynie marzyć.

- Wpłacasz pieniądze, a odsetki masz 200 – 300 – 400 procent – opowiada Henryk Dzido, syndyk firmy Lecha Grobelnego Dorchem.

- To są takie banialuki dla głupków, którzy, jeśli to kupią, to słusznie o nich mówimy, że są frajerami – mówi Paweł Moczydłowski, kryminolog.

- Zaufało mu prawie 11 000 osób, w sumie przekazując 25 miliardów starych złotych. Kosmiczna suma – opowiada Artur Górski z Magazynu Focus Śledczy.

- Co się stało z pieniędzmi? Przypuszczam, że tego nikt nie wie. Jest to tajemnica, którą Grobelny zabrał z sobą do grobu – mówi Maciej Dubois, obrońca Lecha Grobelnego

Kiedy przyszło do spłaty pożyczek, okazało się, że pieniądze zniknęły. Zniknął też sam Grobelny. Interpol poszukiwał go przez dwa lata. W końcu schwytano go w Niemczech i przewieziono do Polski. Rozpoczął się proces.

- Oni stracili tylko część pieniędzy, a ja dobre imię – mówił wówczas Lech Grobelny.

Skazano go za oszustwo na 12 lat więzienia, ale pięć lat później sąd drugiej instancji uchylił wyrok. Prezes BKO z dnia na dzień wyszedł na wolność.

Drugiego kwietnia 2007 roku ciało Grobelnego zostaje znalezione w jednym z pawilonów handlowych na warszawskim Bródnie. Mieszkał tam od czasu wyjścia z więzienia. Nie ma żadnych świadków ani żadnych istotnych śladów.

- Zgon nastąpił od rany kłutej zadanej nożem, to był jeden cios, w samo serce. Nie było żadnych śladów walki, żadnych śladów świadczących o obronie. Biegły, który przyjechał na miejsce zdarzenia stwierdził, że przynajmniej 7 dni upłynęło od śmierci – mówi Renata Mazur z Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga.

- Sprawca nie chciał ukryć zwłok, pozostawił mieszkanie otwarte. Działał raczej w silnych emocjach – ocenia Jan Gołębiowski, profiler, były policjant.

- Samobójstwo odpada. To nie był człowiek, którego by cokolwiek skłoniło do samobójstwa. Raczej nie obawiał się swoich klientów. Bał się tych, którzy zgotowali mu ten los, którzy sprawili, że w kilka dni z milionera stał się nędzarzem – uważa Janusz Szostak z Magazynu Reporter, znajomy Lecha Grobelnego.

Dwa miesiące przed śmiercią o Grobelnym znowu zrobiło się głośno. Powiadomił wówczas Biuro Ochrony Rządu o tym, że gangsterzy planują w Polsce potężny zamach. Jego ofiarą miał paść ówczesny premier, Jarosław Kaczyński. Wszystkie służby postawiono w stan gotowości.

- On miał długi język. Mógł za dużo mówić na tematy, które dla kogoś były niewygodne – mówi Janusz Szostak z Magazynu Reporter, znajomy Lecha Grobelnego.

Ostatnie lata życia to dla Grobelnego kompletny upadek. Alkoholizm i życie na skraju nędzy. Był zupełnie sam. Odwrócili się od niego wszyscy znajomi. Jego dom stał się meliną dla okolicznych bezdomnych.

- Nie ma co do tego wątpliwości, że Lech Grobelny musiał znać swojego oprawcę. Kiedy ktoś do niego przychodził, to dzwonił do drzwi, a on przez okno na piętrze wyglądał, czy osoba, która chce go odwiedzić jest mu znajoma – mówi Artur Górski z Magazynu Focus Śledczy.

W mieszkaniu Grobelnego znaleziono odciski palców oraz ślady DNA kilku osób. Mimo że od zbrodni upłynęło sześć lat, do dziś nie udało się jednak ustalić, do kogo należą. W 2009 roku śledztwo w sprawie morderstwa oficjalnie umorzono. Szanse na poznanie prawdy o zbrodni z każdym dniem stają się coraz mniejsze.

- Tylko jakiś zupełny przypadek może rzucić jakieś nowe światło na sprawę, ale czy rzuci? Jest to bardzo mało prawdopodobne – podsumowuje Maciej Dubois, obrońca Lecha Grobelnego.*

* skrót materiału

Reporter: Rafał Zalewski

rzalewski@polsat.com.pl