Upośledzona żyje bez wody, prądu i gazu

Częściowo upośledzona, 50-letnia kobieta koczuje w mieszkaniu bez wody, gazu i prądu. Radzi sobie tylko dzięki pomocy sąsiadów. Pani Danuta ma brata, ale nie może liczyć na jego pomoc. Twierdzi, że mężczyzna zadłużył lokal, wyprowadził się, a o siostrze zapominał. W dodatku pani Danuta musi zapłacić mu połowę wartości mieszkania - 40 tys. zł.

- Żyję bez wody, gazu, jak pustelnik i jeszcze muszę spłacać długi brata. On z mieszkania wszystko wziął, a ja muszę płacić – mówi pani Danuta. 

- Zawsze była traktowana jak piąte koło u wozu, czy przez sąsiadów, czy przez rodziców: o, głupia Danucha - wołano – mówi Benedykt Tydola, sąsiad pani Danuty.

Danuta Klimczak mieszka w Inowrocławiu. 50-letnia kobieta jest upośledzona, twierdzi że przez swoją chorobę zawsze była traktowana źle przez swoich rodziców. Przez kilka ostatnich lat musiała nawet mieszkać u dalszej rodziny. Gdy trzy lata temu zmarł jej ojciec, okazało się, że jej i jej bratu należy się mieszkanie.

Lokal po zmarłych rodzicach, zdaniem pani Danuty, zadłużył brat. Ten zaś twierdzi, że przez kilka lat za lokal nie płacił rachunków, bo tam nie mieszkał. W mieszkaniu nie ma ani wody, ani prądu, ani gazu. Kobieta nie ma wyboru, musi spłacać ponad 4 tysiące złotych długu, bo i tak nie ma się gdzie podziać.

- Jak weszłam do tego mieszkania, to firany czarne były, podłoga brudna, wszystko brudne, pościeli nie miałam. Brat jak był pijany, to tu przychodził. Kablówkę, wodę, wszystko zadłużył, zaś głupią Danusię złapali i głupia Danusia płaci teraz za tych alkoholików – opowiada pani Danuta.

- Za to mieszkanie nikt nie płacił. Z początku trochę płaciłem, jak mogłem, to wpłacałem – mówi brat kobiety.

Panią Danutę wspiera jej sąsiad, którego zna od lat - pan Benedykt. Z drugim sąsiadem - panem Henrykiem pomagają sobie nawzajem. Mężczyzna ma problemy z poruszaniem, pani Danuta przynosi mu jedzenie, a on pozwala jej korzystać z kuchni i łazienki.

- U mnie ma wodę, ciepło, prąd. Pomagamy sobie. Mamy wykupione bony żywnościowe, ona chodzi na dworzec do restauracji i za te bony przynosi jedzenie, tu się żywimy – opowiada pan Henryk.

- Chodzi i widzi, jak ludzie rodzinnie siedzą, świąteczny obiad jedzą, czy światło się świeci, a tu, jak dziki kot pod ukryciem. Każdy tylko się śmieje: głupia Danucha – mówi Benedykt Tydola, sąsiad Danuty.

Przez trzy lata toczyła się sprawa spadkowa w Sądzie Rejonowym w Inowrocławiu. Rodzeństwo podpisało ugodę, z której wynikało, że pani Danuta zostaje w mieszkaniu, jednak ma spłacić brata. Kobieta, jak sama twierdzi, nie była do końca świadoma, że musi zapłacić bratu  około 40 tys. zł, na to jej nie stać.

- Wtedy nie wiedziałam, o co się rozchodzi, dałam się do szamba wrzucić. Wszyscy mi mówią: pani Klimczak tylko nie pożyczkę, jak pani weźmie pożyczkę, to pójdzie pani na dno – mówi opowiada Danuta.

- Podpisała, ustnie się zgodziła i wyrok prawomocny zapadł. Zaraz po tym wyroku znowu się gdzieś odwołała – mówi bart pani Danuty.

Rodzeństwo mogłoby sprzedać mieszkanie rodziców i podzielić się pieniędzmi, ale to nie rozwiąże sytuacji pani Danuty. Kwota, którą miałaby otrzymać nie wystarczy na kupno innego mieszkania, nadal musiałaby prosić o pomoc.

- Kaleką jestem i idę na dno. Jak mam sierocą rentę, to nie powinnam go spłacać – mówi pani Danuta.*

* skrót materiału

Reporterka: Angelika Trela

atrela@polsat.com.pl