Fatalny poród. Rodzice winią szpital

Mały Damian nie może podnieść ręki nad głowę, ani jej wyprostować. Chłopiec zaklinował się przy porodzie, a ponieważ dusił się, lekarz musiał go wyszarpać. Trzylatek ma wyrwane nerwy w lewym ramieniu. Jego ręka nigdy nie będzie sprawna, musi być jednak rehabilitowana. Rodzice walczą ze szpitalem o odszkodowanie.

- Rehabilitacja jest potrzebna, żeby ręka synka w miarę dobrze rozwijała się. Jeśli przestaniemy ćwiczyć, to ręka przestanie rosnąć, mięsnie będę obumierały, zrobi się krótka i wiotka – mówi Dorota Potoczna, matka Damiana.

Pani Dorota i pan Mirosław są rodzicami 12-letniego Igora i 7-letniej Pauliny. Trzy lata temu urodził się ich kolejny syn. Damian przyszedł na świat w szpitalu w Lidzbarku Warmińskim.

- Żonie odeszły zielone wody płodowe. Zgłosiła to na oddziale, ale podeszli do niej standardowo, kazali czekać na poród właściwy i to było wszystko – wspomina Mirosław Potoczny, ojciec Damiana.

- Nie miałam ostatniego badania USG, pielęgniarki zastanawiały się, jak wielki będzie płód. Tylko że ja byłam wystarczająco wcześnie, żeby takie końcowe USG zrobić – dodaje Dorota Potoczna, matka Damiana

Kobieta urodziła siłami natury. Niestety, podczas porodu doszło do komplikacji.

- Jak się później okazało, dziecko było dwa razy owinięte pępowiną, musiało się już wcześniej dusić. Ona zaciskała się coraz bardziej, a kiedy się zaczął poród, syn zakleszczył się barkami i zaczął dusić. Wtedy zaczęto reagować w panice. Lekarz wyszarpał syna z nerwami. Szczęście, że to niedotlenienie nie przyniosło żadnych konsekwencji – opowiada pani Dorota.

- Położna nie potrafiła wyciągnąć dziecka, pomógł jej w tym lekarz i się skończyło, jak się skończyło. Damian ma uszkodzony splot ramienny, jeden nerw został wyrwany z korzeniem z rdzenia kręgowego, trzy nerwy zostały zerwane przy kręgosłupie. Ręka będzie niewładna do końca życia – mówi Mirosław Potoczny, ojciec Damiana.

Szpital ubezpieczony jest w PZU. Tam jednak odmówiono wypłaty pieniędzy stwierdzając, że w dokumentacji medycznej nie ma informacji o błędzie medycznym. Sprawa trafiła do sądu.

- Opinia biegłej sądowej jest nieprecyzyjna i wewnętrznie sprzeczna. Znajdują się tam stwierdzenia odmienne od tego, jaki jest aktualnie stan wiedzy w dziedzinie ginekologii. Jej opinia została przez nas zakwestionowana na tyle skutecznie, że sąd zdecydował, iż konieczne jest wydanie nowej opinii biegłego - mówi Dariusz Kałuża, pełnomocnik rodziny.

- Mi się wydaje, że popełniono sporo błędów, tylko nikt się nie chce do tego przyznać, a skutkiem jest niepełnosprawne dziecko – uważa Mirosław Potoczny, ojciec Damiana.

Życie państwa Potocznych od 3 lat wygląda zupełnie inaczej. Damian przeszedł już dwie operacje. Wymaga stałej i kosztownej rehabilitacji.

- Ostatnia operacja była w szpitalu w Ameryce koło Olsztynka. Za trzytygodniowy pobyt żony w hotelu zapłaciliśmy około tysiąca złotych – mówi pan Mirosław, ojciec Damiana.

- Nie wróciłam do pracy po urlopie macierzyńskim. Który pracodawca przyjmie do pracy kobietę, która miesiąc będzie pracowała, a później musi jechać do szpitala? Damian jest za malutki, żebym został tam sam – dodaje pani Dorota, matka Damiana.

Poszliśmy do lekarza Andrzeja W., który odbierał poród. Odmówił oficjalnej wypowiedzi przed kamerą.

- Ja się nie czuje winny. Bark się klinuje w kanale rodnym i dziecko się nie urodzi za Chiny. Gdyby wykonano cięcie cesarskie, to dziecko urodziłoby się zdrowe, ale muszą być wskazania do cesarskiego cięcia – powiedział naszemu reporterowi Andrzej W.

- W medycynie każde działanie wiąże się z możliwością powikłań. Tutaj takie nastąpiło. Zbadaliśmy sprawę wewnętrznie i nie stwierdziliśmy uchybień w działaniu personelu medycznego – informuje Piotr Szyman, rzecznik szpitala w Lidzbarku Warmińskim.

- Zostaje nam czekać i ćwiczyć. Ja bym sobie tego nie darowała, syn pewnie też miałby pretensje, że nie zrobiliśmy wszystkiego, co w naszej mocy, żeby mu pomoc – podsumowuje pani Dorota.*

* skrót materiału

Reporter: Grzegorz Kowalski

gkowalski@polsat.com.pl