Żona odebrała mu miliony

Wyjechał za granicę, a żona sprzedała ich firmę wartą miliony! Jarosław Tudorowski jest dziś bezrobotny. Mieszka w niewielkim, wynajmowanym pokoju. Wszystko, co miał, bezprawnie sprzedała żona wraz z księgową. Udało im się, bo błędu nie zauważył urząd skarbowy. Dziś kobiety są bezkarne - sprawa się przedawniła.

 
- Przez te 13 lat odbyło się 326 rozpraw, które można powiedzieć, nie przyniosły żadnego efektu. Siedziba naszej firmy warta była 3,8 mln zł, a została zlicytowana przez komornika za 170 tys. zł – mówi Jarosław Tudorowski. 54-latek z Bydgoszczy majątek swojego życia mieści w wynajmowanych 9 metrach kwadratowych. Tam śpi, pisze sądowe pisma i walczy o sprawiedliwość. Dlaczego? Bo pod jego nieobecność 12 lat temu księgowa i żona, jako wspólniczka, zlikwidowały bezprawnie jego firmę.

- Po powrocie z zagranicy zastałem zmienione drzwi w mieszkaniu, zablokowane konta bankowe i opróżnione magazyny – opowiada pan Jarosław.

Bez dostępu do firmowych kont bankowych pan Jarosław, niegdyś współwłaściciel firmy wartej miliony, dzisiaj jako bezrobotny, korzysta z pomocy społecznej. Przyczyniła się do tego przede wszystkim bydgoska skarbówka, która przyjęła wadliwe dokumenty i zamknęła firmę.

- Żona wypowiedziała swój udział w firmie, złożyła pełnomocnictwo do księgowej i tak na dobrą sprawę zobowiązała ją do tego, żeby wypełniła wszystkie dokumenty za mnie i podpisała się. Dlaczego księgowa to zrobiła i podpisała się za mnie, nie wiem – opowiada pan Jarosław.

- Nie ma możliwości rozwiązania firmy bez zgody wspólnika. Zadziałano na podstawie dokumentu, który nie był należycie podpisany. Osoba, która to podpisywała, nie była należycie umocowana, nie była w pełnym zakresie pełnomocnikiem – informuje Mariusz Gotowicz, doradca podatkowy.

Po zlikwidowaniu firmy skarbówka natychmiast nakazała zapłacić należny podatek VAT za niesprzedany towar w wysokości blisko 90 tys. zł. Mężczyzna nie miał takiej kwoty, dlatego poborca skarbowy zlicytował nową siedzibę firmy. Żona sprzedała przedsiębiorstwo własnemu ojcu, a sama zatrudniła się w nim jako sprzedawczyni.

- Ja nie mam w tej sprawie nic do przekazania ani do powiedzenia, proszę o niewykorzystywanie ani mojego wizerunku, ani moich danych osobowych w tej sprawie. W ciągu dwóch tygodni dostarczę oświadczenie w tej sprawie – powiedziała Justyna Ś., była żona.

Próbowaliśmy porozmawiać również z księgową - Joanną W. Mimo wielu prób, nie uzyskaliśmy żadnych informacji. Równie tajemniczy był rzecznik Izby Skarbowej w Bydgoszczy. Chcieliśmy zapytać go o pismo naczelnika II Urzędu Skarbowego, w którym przyznaje się do błędu.

- Jedyne, co mogę powiedzieć, to że przepisy o tajemnicy skarbowej uniemożliwiają administracji podatkowej dyskutowania na temat konkretnej sprawy, konkretnego podatnika – powiedział Maciej Cichański, rzecznik Izby Skarbowej w Bydgoszczy i zakończył rozmowę.

- Rzecznik mógł się spokojnie wypowiedzieć. Nie mógłby mówić o danych osobowych, o jakichś kwotach, ale mógł powiedzieć o braku pełnomocnictwa, o tym, że urząd skarbowy sam przyznał, że nie było pełnomocnictwa. To nie jest żadna tajemnica skarbowa, to jest ucieczka od odpowiedzialności – komentuje zachowanie rzecznika Mariusz Gotowicz, doradca podatkowy.

Pan Jarosław od lat walczy o sprawiedliwość w sądach administracyjnych i w prokuraturze. Przegrywa, bo instytucje zasłaniają się przedawnieniem. Pan Jarosław nie zgadza się z takim stanowiskiem, bo twierdzi, że od dawna interweniował, ale jego pisma zostawały bez odpowiedzi.

- Wszystkie działania były nastawione na zwłokę, na przeczekanie, żeby to jak najpóźniej wyszło, a nuż się przedawni. I tak się stało – mówi Mariusz Gotowicz, doradca podatkowy.

- Prokurator dostrzega nieprawidłowość, tylko patrzy, czy z tytułu tej nieprawidłowości można postawić zarzut. W sytuacji, kiedy wystąpiło przedawnienie ścigania, nie ma żadnych możliwości karno-prawnych, aby podjąć interwencję – informuje Włodzimierz Marszałkowski, zastępca szefa Prokuratury Rejonowej Bydgoszcz-Południe.

Obecnie całym życiem pana Jarosław jest mały pokój, sterta pism i komputer, na którym codziennie pisze skargi, odwołania i zażalenia. Nie ma nic poza przyjaciółmi.*

* skrót materiału

Reporterka: Agnieszka Zalewska

azalewska@polsat.com.pl