40 lat szuka siostry bliźniaczki

Teresa Szczepańska z Płocka została adoptowana, gdy miała dwa lata. Dużo później dowiedziała się, że ma siostrę bliźniaczkę - Lucynę. Pani Teresa szuka Lucyny od kilkudziesięciu lat. Mówi, że chciałaby zdążyć przed śmiercią, bo od kilku lat choruje na raka. Pani Teresa ma pięcioro dzieci.

Teresa Szczepańska, urodziła się 1961 roku. W Domu Małego Dziecka w Otwocku była krótko. Nazywała się wtedy Teresa Małachowska. Dziś to prywatna willa. Dom dziecka dla dzieci powyżej trzeciego roku życia mieści się nieopodal. Jak wynika z metryki pani Teresy, została adoptowana, gdy miała dwa lata. O tym fakcie dowiedziała się, gdy była już w szkole.

- Sąsiadka, na którą od dzieciństwa wołałam ciocia, wygadała się i tak się zaczęła moja życiowa rozterka, że jestem niechciana, niekochana. Czułam się jak bękart – opowiada pani Teresa.

Kobieta mówi, że ze swojej metryki dowiedziała się, że ma siostrę bliźniaczkę. Zaczęła jej szukać wiele lat temu. Jednak wszelki ślad po siostrze, Lucynie Małachowskiej zaginął.

- W tym dokumencie jest napisane, że jestem drugim z bliźniąt. Gdy matka rejestrowała dzieci, podała imię ojca Piotr, bez nazwiska. Próbowałam szukać siostry. W placówce powiedziano mi, że cała dokumentacja zaginęła – opowiada pani Teresa.

- To jest wyjątkowa sytuacja, bo nawet w latach 50-tych, 60-tych, 70-tych rzadko się zdarzało, żeby bliźniaki były rozdzielane. Ten  dom dziecka został zlikwidowany, dzieci zostały przeniesione do żłobka. Dokumenty powinny być w żłobku. Jeżeli ten żłobek również nie istnieje, musiała powstać jakaś inna instytucja. Więc te dokumenty gdzieś muszą być – mówi Bożena Łojko z Fundacji „Zerwane Więzi”.

Otwocki Dom Małego Dziecka przeniesiono na początku lat dziewięćdziesiątych z ulicy Myśliwskiej do budynku przy ulicy Wroniej 7, w którym mieścił się też żłobek. Tutaj istniał około pięciu lat. Potem dzieci przeniesiono do innych placówek. Nikt nie wie, co stało się z archiwum.

- Prawo jest takie, że dokumenty są przechowywane przez 25 lat, później mogą być niszczone, ale na szczęście w Polsce nie jest to częste. Często dokumenty nawet po 50, 70 latach istnieją – mówi Bożena Łojko z Fundacji „Zerwane Więzi”..

- Jeżeli ta osoba była adoptowana z Domu Małego Dziecka, to nigdy tutaj nie trafiła. Zawsze odsyłam osoby, które poszukują kogoś z rodziny albo do wydziału meldunkowego w Otwocku, albo archiwum Ośrodka Adopcyjno-Opiekuńczego w Warszawie, albo Archiwum Państwowego Górna w Otwocku lub do Kuratorium Oświaty w Warszawie – powiedziała kierowniczka jednego z Domów Dziecka w Otwocku.

Śladu po siostrze pani Teresy poszukiwaliśmy w każdej z wymienionych placówek. Niestety, bezskutecznie.

Pani Teresa samotnie wychowuje piątkę dzieci. Od kilku lat choruje na raka. Nie może zdecydować się na operację. Mówi, że nie ma nikogo, kto zająłby się najmłodszymi dziećmi. Kobieta wierzy, że zdąży odnaleźć siostrę bliźniaczkę - Lucynę. Nadal nie wie gdzie ona mieszka i czy nie zmieniono jej imienia podczas adopcji.

- Chciałabym, żeby się odnalazła, móc z nią porozmawiać, poprzebywać. Nawet poszłabym już na tę głupią operację, żeby dalej cieszyć się życiem – podsumowuje pani Teresa.*

* skrót materiału

Reporterka: Ewa Pocztar-Szczerba

epocztar@polsat.com.pl