Sprzedali zadłużone mieszkanie - dostali ruderę

Pani Agnieszka, pani Beata i pan Jerzy mieli kiedyś własnościowe, ale zadłużone mieszkania. Żeby pozbyć się długów, postanowili sprzedać lub zamienić swoje lokale na mniejsze albo o niższym standardzie. Trafili na Sławomira F., przedsiębiorcę ze Stargardu Szczecińskiego. Dziś bardzo tego żałują. O dawnych mieszkaniach mogą zapomnieć, a nowe przypominają ruderę.

Sławomir F. kupuje zadłużone lokale, spłaca długi i z zyskiem sprzedaje te mieszkania.

- Nie mamy pieniędzy, nie mamy gdzie się podziać, nasze życie jest koszmarem – mówi Agnieszka Kacprzak.

- Zobaczyłem ogłoszenie pana F., że kupi mieszkanie w każdym stanie prawnym nawet z lokatorami i spłaci wszystkie długi – opowiada Jerzy Baraniak, który sprzedał mieszkanie Sławomirowi F.

Pan Jerzy, pani Beata i pani Agnieszka zdecydowali się sprzedać swoje mieszkania Sławomirowi F. Twierdzą, że zostali oszukani. W jaki sposób?

- Pokazuje się mieszkanie inne, a w akcie notarialnym wpisuje się jeszcze inne. Tak to było w przypadku państwa Kacprzaków – mówi Jerzy Krajewski z Biura Dochodzeń Roszczeń Finansowych.

- Gdy pan F. powiedział, gdzie będziemy mieszkać, byliśmy przerażeni, ale on zapewnił, że to wszystko wyremontuje – mówi Agnieszka Kacprzak.

Jak twierdzi pani Agnieszka, mijały miesiące, a remontu nie było. Tymczasem Sławomir F. znalazł nabywcę na mieszkanie pani Agnieszki. Kazał jej się przeprowadzić z rodziną do lokalu należącego do jego teścia i płacić czynsz za wynajem.

- W maju dowiedzieliśmy się, że mieszkanie, które nam pokazał, nie jest nasze. Zostało wykorzystane, że nie znamy się na przepisach. Podpisaliśmy akt notarialny, umowę najmu tutaj i teraz są takie skutki – opowiada pani Agnieszka. 

Dlatego pani Agnieszka z rodziną dalej mieszka w lokalu należącym do teścia Sławomira F. Boi się nadchodzącej zimy.

- Nie ma ani światła, ani prądu, ani ogrzewania na dzień dzisiejszy – wylicza kobieta.

- Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego wyraźnie określił, że ten kurnik nie nadaje w ogóle do zamieszkania – dodaje Jerzy Krajewski z Biura Dochodzeń Roszczeń Finansowych.

Pani Beata i pan Leon mieli więcej szczęścia. Otrzymali mieszkanie, które zostało im zapisane w akcie notarialnym. Twierdzą jednak, że stan lokalu był zupełnie inny niż obiecywał Sławomir F.

- Tu wszystko odpadało, a łazienka była robiona z pięciu kolorów kafelków – opowiada Beata Langowska.

- Obciążył nas kosztami. Beata powiedziała, że nie będzie tu mieszkała, żeby dał nam inne mieszkanie – dodaje Leon Orłowski, partner pani Beaty.

Sławomir F. pokazał im inne mieszkanie, które także nadawało się do remontu. Pani Beata i pan Leon podpisali kolejny akt notarialny. Do czasu urządzenia lokalu zamieszkali z dziećmi w kolejnym mieszkaniu Sławomira F., za które przedsiębiorca naliczał czynsz.

- Były włamania, pobicia, musiałam drzwi tarasować drabiną, bo pan F. z ośmioosobową grupą wycinali nam piłą piec. I jeszcze się śmiali, że ten piec jest im potrzebny do ogrzewania garażu – opowiada pani Beata,.

- Były te najazdy, włącznie z tym, że pobito moją partnerkę. Papiery są na to w prokuraturze, w sądzie toczy się przeciwko nim sprawa – dodaje Leon Orłowski, partner pani Beaty.

Pan Jerzy Baraniak jest inwalidą. Jak twierdzi, w zamian za swoje mieszkanie miał otrzymać od Sławomira F. inne lokum. Dzisiaj mieszka w katastrofalnych warunkach.

- Przywiózł mnie tutaj i już rok mieszkam. Nie ma kuchenki, żeby coś ugotować, ja tylko mleko i śmietanę kupuję, to co najtańsze, a on mówi, że nie płacę za cztery lata i jestem menda. Miałem wszystkie meble, lodówkę, pralkę, kuchenkę gazową i to wszystko szlag trafił – opowiada pan Jerzy.

Sławomir F. spotkał się z nami, ale nie zgodził się na ujawnienie swojego nazwiska ani wizerunku. Przedsiębiorca odpiera wszystkie zarzuty. A całą sprawę kwituje krótko:

- To jest taka prawda, jakbym pani powiedział, że wczoraj uczestniczyłem w mistrzostwach świata. Gadają takie rzeczy, bo gadają. My musimy robić swoje, żeby mieć z czego żyć. Nie możemy dokładać do całej sprawy – mówi Sławomir F.

Mężczyzna  twierdzi, że jego klienci doskonale wiedzą, co podpisują u notariusza. Zdaniem przedsiębiorcy mieszkają w warunkach urągających godności, bo sami doprowadzili jego lokale do takiego stanu.

- Rozumiem, że mogą być niezadowoleni, ale pretensji do mnie nie mogę zrozumieć, bo ci ludzie sobie tworzą te problemy – mówi Sławomir F.

- Jakbym wiedział, że trafię na taką osobę, to bym wolał w tym dniu, co kupiłem gazetę z ogłoszeniem, żeby mnie auto potrąciło albo żebym nogę złamał – mówi Leon Orłowski, który sprzedał mieszkanie Sławomirowi F.*

* skrót materiału

Reporterka: Paulina Bąk

pbak@polsat.com.pl