Dowód pobicia? Dla policji tego nagrania nie ma

Pracownik więziennictwa pobił niewinnego człowieka? Leszek Parcheta opowiada, że Andrzej Z. zaatakował go podczas imprezy sportowej. Miała to być zemsta za krytykę żony Andrzeja Z. - kurator społecznej. Małżeństwo Z. opowiedziało policji swoją wersję zdarzeń. Efekt? Sześć zarzutów dla pana Leszka! Interwencja dotarła do nagrania z monitoringu, na którym widać zajście. Co na to policja?

- Zaczął mnie dusić, rzucać, maltretować, bić, rzucać o ziemię – opisuje Leszek Parcheta ze Stalowej Woli. Mężczyzna twierdzi, że został dotkliwie pobity przez człowieka, którego znał tylko z widzenia. Do zajścia miało dojść w okolicach mety biegu ulicznego 14 lipca tego roku.

- Złapał Leszka za klatę i mówi: ty sk…, ja ci dam gnoju. Ściągnął go do parteru, zaczął nim telepać o ziemię. Później wziął go za fraki i przeciągnął z 10 metrów na kamienną posadzkę. Tam znów zaczął go telepać. Powiedział, że następnym razem go zabije i poleciał w tłum - opowiada Mirosław Kiełb, znajomy pana Leszka, świadek zdarzenia.

- Mam urazy głowy i urazy kręgosłupa. Jestem w ciągłej rehabilitacji, nie wiem czy wrócę do pełnej sprawności – mówi Leszek Parcheta.

Człowiekiem, który miał pobić pana Leszka jest Andrzej Z. - pracownik więziennictwa. Prywatnie to mąż kurator społecznej, która nadzorowała opiekę nad dzieckiem pana Leszka podczas rozwodu.

- Ona miała dbać o pieczę nad dzieckiem i nie wywiązywała się z tego. Prosiłem o zmianę kurator, ale nie zostało to uwzględnione – mówi Leszek Parcheta.

- Kurator nie dawała mu widzeń z córką. Leszek skarżył się na nią, więc jej mąż zemścił się – uważa Mirosław Kiełb, znajomy pana Leszka, świadek zdarzenia.

- Ja, jako psycholog, oceniam na pewno zaburzenia osobowości. Trzy lata z człowiekiem pracowałam jako kurator, pracowałam z jego żoną, która jest wrakiem człowieka, już nie mówiąc o dziecku. Dziecko dopiero wychodzi z tego, co ojciec zgotował w domu – twierdzi jednak Iwona Z., kurator społeczna skonfliktowana z panem Leszkiem.

Pozostaje pytanie: skąd taki atak podczas imprezy sportowej? Pani kurator twierdzi, że pan Leszek stojąc w tłumie kibiców opluł ją i jej dziecko.

- Napluł mi na buta, a mojemu dziecku w twarz – twierdzi Iwona Z., a jej mąż, Andrzej Z. dodaje: Trzymałem go za szyję, bo go chciałem doprowadzić na policję. On mi się wyrywał. Podejrzewam, że wtedy skręcił sobie szyję.

- Toczą się dwie sprawy: w jednej pan Leszek występuje w charakterze osoby pokrzywdzonej, natomiast drugie postępowanie dotyczy naruszenia nietykalności cielesnej kuratorki, jej znieważenia i w tej sprawie pan Leszek jest podejrzanym – informuje Andrzej Walczyna z policji w Stalowej Woli.

W tej drugiej sprawie pan Leszek został wezwany na policję. Przesłuchanie miało się odbyć dniu, w którym realizowaliśmy nasz reportaż.

- Spodziewam się ukręcania sprawy mojego maltretowania przez człowieka pracującego w więziennictwie. Dostałem wezwanie w sprawie wręcz odwrotnej, że to ja naruszyłem nietykalność cielesną kobiety – mówił przed komisariatem pan Leszek.

W oczekiwaniu na zakończenie przesłuchania postanowiliśmy sprawdzić, czy zdarzenie nie zostało zarejestrowane przez monitoring pobliskiego domu kultury. Zapis obrazu kamer może być dowodem w sprawie.

- Z wiedzy, którą posiadam, kamery monitoringu nie obejmują swoim zasięgiem tego miejsca. Stąd też trudno zabezpieczać te nagrania. One nie obejmują tego incydentu – powiedział Andrzej Walczyna z policji w Stalowej Woli.

To akurat nie do końca jest prawda. Zdobyliśmy te nagranie. Widać na nim nogi przebiegającego człowieka. Prawdopodobnie to Andrzej Z. Jest godzina 17:56. Chwilę później w kadrze wyraźnie widać końcówkę zajścia. Pan Leszek jest trzymany za szyję, przewraca się na ziemię. W końcu się wyrywa.

To fragment rozmowy z Andrzejem Z.:

Reporter: Nie było takich rzeczy, że pan go ciągnął po ziemi?
Andrzej Z.: Nie, to jest jego relacja. On nie ma na to żadnych dowodów, ma tylko zeznanie świadka, który jest jego kolegą.
Po dwóch godzinach przesłuchania pan Leszek wyszedł z komisariatu.

- Okazało się, że dostałem sześć zarzutów za rzekome oplucie, pokazywanie gestu „F… you”. To jest bzdura i kłamstwo. Policja, zamiast zając się bandytą, stawia zarzuty niewinnym ludziom. Mimo moich usilnych starań, policja nie chciała zainteresować się monitoringiem. Na co czekają? Aż ślady z monitoringu zatrą się? – pyta pan Leszek. *

* skrót materiału

Reporter: Michał Bebło

mbeblo@polsat.com.pl