Podwykonawcy walczą o pieniądze

Inwestor zrujnował podwykonawcę. Firma budowlana Andrzeja Zająca jest na skraju bankructwa. Jej kłopoty zaczęły się 10 lat temu, kiedy została podwykonawcą spółki Habest. Za wykonane prace Habest nie zapłacił jej aż 100 tys. zł. To nie jedyny poszkodowany podwykonawca. O pieniądze walczy również firma Janusza Ptaszyńskiego.

Biurowiec w stolicy i dom dla słoni w warszawskim zoo.  Dwie firmy, które wykonywały tam prace 10 lat temu, do dziś nie dostały za nie zapłaty.

- To czerwiec 2003 roku. Dostaliśmy zlecenie od generalnego wykonawcy, firmy Habest na wykonanie infrastruktury: parkingów, dróg, chodników z kanalizacją deszczową, odwodnienia budynku – wylicza Andrzej Zając, właściciel firmy budowlanej. A jego żona, pani Urszula dodaje: wartość robót to około 120 tys. zł. Ostatnich 30 tys. zł nie zostało wypłaconych. Mam sądowy nakaz zapłaty, ale pieniędzy nie da się odzyskać.

- Ja wykonywałem prace w ogrodzie zoologicznym,  m.in. bramy, poskrom dla słoni, balustrady – opowiada Janusz Ptaszyński, właściciel firmy budowlanej.

Firmy pana Janusza i pana Andrzeja były podwykonawcami spółki Habest. Dotarliśmy do jej byłego prezesa Sławomira Wołyńca. 

- Spółka Habest była w bardzo trudnej sytuacji. Kiedy wszedłem do zarządu spółki, majątek spółki był o 30 procent niższy od zobowiązań – mówi Sławomir Wołyniec, były prezes spółki.

- Dostaliśmy pismo, że firmę Habest przejmuje inna firma, której prezesem jest pan Sławomir Wołyniec. Po dwóch tygodniach pan Wołyniec napisał, że nasze pieniądze, a jego zobowiązania, są bezpieczne, że nie ma sprawy, zapłaci – opowiada Pani Urszula, żona Andrzeja Zająca.

Zobowiązania były bezpieczne, ale - mimo upływu 10 lat - nie zostały spłacone. Właściciele poszkodowanych firm poszli więc do sądu.

- Andrzej Zając wystąpił z dwoma powództwami. Pierwsze zakończyło się w styczniu 2007 roku wydaniem nakazu zapłaty 100 tys. zł. Ponieważ egzekucja w stosunku do spółki okazała się bezskuteczna, komornik umorzył postępowanie - informuje Maja Smoderek z Sądu Okręgowego w Warszawie.

Pieniędzy nie udało się odzyskać również Januszowi Ptaszyńskiemu.

- Zatrudniłem nawet kancelarię prawną, która zajmowała się tym przez dwa lata. W konsekwencji otrzymałem wyrok komorniczy, że dług jest nie do odzyskania – mówi pan Janusz.

Były prezes firmy twierdzi, że Habest nie płaci podwykonawcom, bo sam nie dostawał pieniędzy za wykonane prace i to nakręcało spiralę zadłużenia. 

- Jeden z dłużników Habestu był winny 600 tys. zł. Habest nigdy tych środków nie otrzymał.  Złożenie pozwu łączyłoby się z wniesieniem opłat sądowych, aż 30 tys. zł. Spółka nie posiadała takich środków – opowiada Sławomir Wołyniec, były prezes spółki Habest.

Sytuacja sprzed 10 lat do dziś nie pozwala firmie pana Andrzeja wyjść na prostą. By spłacać kredyty, zaciąga kolejne.

- Gdyby nie kredyty, musielibyśmy rozwiązać firmę – przyznaje pan Andrzej.

- Mąż zwolnił już sześciu  pracowników. Nie jest łatwo, bo mamy zadłużenia, a każdy bank żąda zaświadczenia, że nie zalegamy z płatnościami. Na dzień dzisiejszy zalegamy – dodaje pani Urszula, żona Andrzeja Zająca.

Sławomir Wołyniec od kilku lat nie ma nic wspólnego z Habestem. Próbowaliśmy ustalić, co dziś dzieje się z firmą. Niestety, według danych w rejestrze sądowym firma nie ma ani zarządu, ani prezesa. Nie ma jej też pod podanym we wpisie adresem.*

* skrót materiału

Reporter: Michał Bebło

mbeblo@polsat.com.pl