Cztery lata nie widział synka!

Pan Janusz od czterech lat nie widział swojego syna. Choć w zeszłym roku sąd przyznał mu opiekę nad Kubą, to nie może nic zrobić. Matka wyjechała z dzieckiem za granicę, a prokurator nie chce wydać Europejskiego Nakazu Aresztowania. Powód? Uznał, że kobieta może nie wiedzieć o zeszłorocznym wyroku. Śledczy mógłby powiadomić ją o nim listownie, ale… nie widzi w tym sensu.

Pan Janusz i pani Elżbieta poznali się 20 lat temu. Mieszkali w Biskupcu, małym miasteczku w pobliżu Olsztyna. W 1996 roku postanowili się pobrać. Sześć lat później na świat przyszedł ich syn, Kuba.

Gdy Kuba miał 6 lat, relacje między małżonkami zaczęły się psuć. Konflikty i kłótnie stały się codziennością. W grudniu 2008 roku pani Elżbieta i pan Janusz razem spędzili jeszcze sylwestra. Miesiąc później ich związek z dnia na dzień po prostu się skończył.

- On wyjechał do pracy, a gdy przyjechał, nikogo nie było. Nie było rzeczy, nie było dziecka, koniec – opowiada Rafał Rutecki, pełnomocnik Janusza Dąbrowskiego.

- Następnego dnia przyszedł list, że żona składa pozew rozwodowy i zabiera Kubę. Mam opinię Rodzinnego Ośrodka Diagnostyczno-Konsultacyjnego (RODK) sporządzoną na wniosek sądu w Olsztynie. Wynika z niej, że wobec syna stosowana była przemoc psychiczna. Jest tam napisane, że syn się moczył w nocy, że zmuszano go do pewnych zachowań wobec mnie. Aż łzy się w oczach kręcą – mówi pan Janusz. 

We wrześniu 2010 roku zapadł wyrok orzekający rozwód z winy obydwu stron. Mimo opinii RODK, sąd postanowił przyznać opiekę nad dzieckiem matce. Pan Janusz miał widywać dziecko raz na dwa tygodnie. Szybko okazało się jednak, że wyrok jest fikcją.

- Ani razu pani Dąbrowska nie wykonała tego postanowienia. Sąd ją za każdym razem pouczał i tyle – mówi Rafał Rutecki, pełnomocnik Janusza Dąbrowskiego.

Kilka tygodni po wyroku pani Elżbieta i 6-letni wówczas Kuba po prostu zniknęli. Pan Janusz złożył więc zawiadomienie o zaginięciu. Poszukiwania trwały dwa lata. Prokuratura wydała nawet za panią Elżbietą list gończy. Pan Janusz poprosił więc sąd o zmianę wyroku i przyznanie mu wyłącznej opieki nad dzieckiem.

- Sędzia Sądu Rodzinnego w Biskupcu oddalił mój wniosek. W tym sądzie pracuje siostra mojej byłej żony – mówi pan Janusz.

- Sędzia musi się wyłączyć tylko, jeżeli sprawa dotyczy jego lub osób najbliższych – informuje Waldemar Pałka z Sądu Okręgowego w Olsztynie.

W czerwcu 2012 roku Sąd Okręgowy w Olsztynie zmienił wyrok i przyznał opiekę nad Kubą panu Januszowi. Wciąż nie było jednak wiadomo, gdzie znajduje się chłopiec. W lipcu tego roku okazało się, że Kuba razem z matką przebywa we Francji. Pan Janusz złożył wniosek o wydanie przeciwko kobiecie Europejskiego Nakazu Aresztowania.

- Prokurator po zapoznaniu się z aktami uznał, że brak jest podstaw do występowania z wnioskiem do sądu o Europejski Nakaz Aresztowania, a wynikało to z faktu, że istnieją wątpliwości, że ta osoba popełniła przestępstwo. Ja byłem tym prokuratorem – informuje Mieczysław Orzechowski, Prokurator Okręgowy w Olsztynie.

- Prokurator napisał, że być może ona nie wie, że taki zapadł wyrok, że nie wie, że dziecko musi oddać – mówi Rafał Rutecki, pełnomocnik pana Janusza.

- Będąc jeszcze w tej rodzinie, pani pracująca w sądzie rejonowym kilkakrotnie chwaliła się, że zna prokuratora w Prokuratorze Okręgowej. Padało nazwisko tego rzecznika (Mieczysława Orzechowskiego – przyp. red.) – dodaje pan Janusz.

- Nazwisko Bogusławy M. znam tylko z akt. Absolutnie nie znam tej osoby. Nie mamy wspólnych znajomych. Ja nie mam żadnych znajomych w Biskupcu – zapewnił prokurator Orzechowski. 

Rodzice i siostra pani Elżbiety nie zgodzili się na rozmowę. Twierdzą, że nie mają kontaktu z nią ani z Kubą. Zaprzeczają, aby ich znajomości miały wpływ na to, co dzieje się w sprawie. Tymczasem w ślad za odmową wydania Europejskiego Nakazu Aresztowania, wobec pani Elżbiety uchylony został również list gończy. Dlaczego? To dalszy fragment rozmowy z prokuratorem Mieczysławem Orzechowskim:

Reporter: Znamy jej adres od lipca. Czy nie można przesłać jej listem poleconym tego postanowienia, aby poinformować ją o nim… Cała procedura zajęłaby wtedy kilka dni.
Prokurator: Ale jaki ja bym miał dowód, że ten list doszedł do adresata?
Reporter: Musiałaby podpisać odbiór.
Prokurator: A na jakiej podstawie?
Reporter: No, jak to, na jakiej? Tak, jak przy liście poleconym – podpisuje się odbiór.
Prokurator: No, nie wiem, może i tak. Natomiast dla mnie to nie jest żadne rozwiązanie w tej sprawie.*

* skrót materiału

Reporter: Rafał Zalewski

rzalewski@polsat.com.pl