Kupił kradzione auto – zarobi sąd
Wymarzony samochód Janusza Mosiaka z Jarosławia okazał się kradziony. Choć przez osiem lat nikt się po niego nie zgłosił, to mężczyzna musiał auto oddać. Powód? Sąd chce je sprzedać, a pieniądze zatrzymać na wypadek, gdyby właściciel „nagle” się znalazł.
Pan Janusz kupił rocznego volkswagena w 2005 roku. Zapłacił za niego prawie 70 tysięcy złotych. Kiedy po kilku miesiącach od zakupu okazało się, że samochód był skradziony we Włoszech, prokuratura zabrała samochód panu Januszowi. Potem oddała mu dowód w sprawie, czyli samochód na… 8 lat. Tyle też trwał proces paserów.
- Łącznie w tej sprawie oskarżono 138 osób, w tym 21 osób za udział w zorganizowanej grupie przestępczej. Tym postępowaniem objęto ponad 150 sztuk pojazdów – informuje Andrzej Stojak z Prokuratury Okręgowej w Radomiu.
- Samochodem mogłem poruszać się tylko ja, nie mogłem nim wyjeżdżać za granicę, w dodatku miałem go przechowywać w stanie nienaruszonym i oddawać na każde wezwanie prokuratury. Dlatego musiałem kupić inny samochód – opowiada pan Janusz.
Mężczyzna przez 8 lat ubezpieczał i dbał o samochód. W sierpniu tego roku volkswagena musiał oddać mimo, że nie zgłosił się po niego ani włoski właściciel, ani ubezpieczyciel.
- Gdyby samochód stał przez te 8 lat na strzeżonym parkingu policyjnym, to nie byłoby na co popatrzeć, zardzewiałyby. 8 lata temu zapłaciłem za niego 67 tysięcy złotych i włoski właściciel nie zgłosił się po niego. Teraz auto jest warte 20 tysięcy. Nie sadzę, żeby się zgłosił – mówi pan Janusz.
- Jeżeli nie zgłasza się właściciel włoski ani ubezpieczyciel, to nie ma tam nikogo, kto by rościł pretensje – dodaje Alicja Mosiak, żona pana Janusza.
- Samochody, z uwagi na to, że nie upłynął 3-letni okres od daty kradzieży, wracały do włoskich towarzystw ubezpieczeniowych, które były traktowane jako pokrzywdzone. W związku z tym, że nie było zainteresowania ze strony włoskiej, kilkanaście samochodów zostało przekazanych do dyspozycji sądu – informuje Andrzej Stojak z Prokuratury Okręgowej w Radomiu.
Sąd postanowił samochód sprzedać bez przetargu i pieniądze złożyć w depozycie sądowym, bo włoski właściciel może się jednak po niego zgłosić. A co, jeśli się nie zgłosi? Wtedy pieniądze zasilą skarb państwa. Pan Janusz samochodu kupić więc nie może, ale także nie chce, bo czuje się jego właścicielem.
- O tym samochodzie może decydować jedynie osoba uprawniona. Na pewno gdzieś właściciel tego samochodu jest. Ten samochód pochodzi z kradzieży – tłumaczy Joanna Kaczmarek-Kęsik z Sądu Okręgowego w Radomiu.
- Opieka nad tym samochodem kosztowała mnie około 12 tysięcy złotych. To pieniądze wydane na ubezpieczenie, na zmianę oleju, filtrów, to co się należy samochodowi co 10 tysięcy kilometrów – mówi pan Janusz.
Mężczyzna nie może liczyć na żadne pieniądze ani na zwrot samochodu. Może jedynie sądzić gang paserów samochodów na drodze cywilnej i żądać zwrotu pieniędzy za kupienie skradzionego samochodu. Jednak pieniędzy prawdopodobnie nigdy nie odzyska.
- Państwo nie jest odpowiedzialne za całą sytuację. Odpowiedzialny jest sprawca kradzieży. Państwo nie może oddać samochodu osobie nieuprawnionej – mówi tłumaczy Joanna Kaczmarek-Kęsik z Sądu Okręgowego w Radomiu.
- Wygląda na to, że państwo polskie bardziej martwi się o nieznanego włoskiego właściciela, niż o własnego obywatela – podsumowuje Janusz Mosiak.*
* skrót materiału
Reporterka: Aneta Krajewska