Okradli nieuleczalnie chorą

Chora na nieuleczalną i postępującą chorobę pani Halina została okradziona z oszczędności życia. Złodziej skopiował jej kartę do bankomatu i wypłacił z konta kobiety 6700 zł. Pani Halina korzystała tylko z dwóch bankomatów,w dodatku należących do jej banku. Uważa, że to właśnie tam karta została skopiowana, dlatego bank powinien oddać jej pieniądze. Bank ma jednak inne zdanie.

59-letnia pani Halina mieszka razem z bratem i bratową w rodzinnym domu w Jasienicy niedaleko Bielska-Białej. Razem z bratem cierpią na nieuleczalną i postępującą chorobę, którą odziedziczyli po mamie. Jeszcze 3 lata temu pani Halina pracowała jako księgowa. Teraz zdana jest na opiekę bliskich.

- Cierpimy na ataksję rdzeniowo-móżdżkową– mówi pani Halina.

- To choroba dziedziczna, genetyczna,praktycznie nieuleczalna. Jest to ciut podobne do stwardnienia rozsianego, mamy kłopot z mówieniem i chodzeniem – dodaje Józef Tomasik, brat pani Haliny.

Pani Halina jest teraz rencistką. Renta w wysokości niespełna dwóch tysięcy złotych wpływała na jej konto. Do wypłacania pieniędzy kobieta używała karty bankomatowej.

- Pieniądze pobieraliśmy w Wapiennicy, to jest 6 kilometrów od nas lub czasami w bankomacie przy ulicy Grunwaldzkiej. To są bankomaty naszego banku – opowiada pan Józef, brat pani Haliny.

O stanie swojego rachunku bankowego pani Halina dowiadywała się tylko z comiesięcznych wyciągów, które przysyłał jej listownie bank. Jakież było ogromne zdziwienie kobiety, kiedy w sierpniu 2012 roku zauważyła, że z jej konta zniknęło 6 700  złotych.

- Siostra miała tam linię kredytową na 7000 zł, oraz zapomogę z zakładu pracy na rehabilitację – 5000 zł. Ona nigdzie nie zapisywała PIN-u, miała go w głowie. Nawet najbliższa rodzinia go nie znała – opowiada pan Józef.

Pani Halina zawiadomiła bank o zniknięciu pieniędzy i natychmiast zablokowała kartę. Zgłosiła również sprawę na policję i do prokuratury wierząc, że uda się ustalić winnego kradzieży jej pieniędzy.

- Sprawca posługując się podrobioną kartą kredytową dokonywał wypłat po 500 złotych dziennie. Monitoring, który był zainstalowany przy jednym z bankomatów był na tyle niewyraźny, że nie udało się zidentyfikować osoby pobierające pieniądze – informuje  Małgorzata Borkowska, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Bielsku-Białej.

- Nikt nie pofatygował się, żeby sprawdzić, czy w bankomatach, których używaliśmy nie były zainstalowane urządzenia, które służyły do kopiowania karty – mówi pan Józef, brat pani Haliny.

Prokuratura umorzyła postępowanie w sprawie kradzieży. Bank również odrzucił reklamację pani Haliny i nie uwierzył w to, że jej karta została skopiowana. Zdecydował, że nie odda kobiecie pieniędzy. Nikt z banku nie chciał wystąpić przed kamerą. Dostaliśmy tylko oświadczenie z biura prasowego banku. To jego fragment:

„Postępowanie wyjaśniające prowadzone przez bank, nie dało podstaw do uznania, że karta klientki została skopiowana. Wszystkie operacje zostały wykonane przy użyciu chipa, a nie paska. Nie ma możliwości skopiowania i użycia chipa.”

- Przecież ta osoba mogła paść ofiarą zupełnie nowego rodzaju kradzieży, który jeszcze nie jest nigdzie sklasyfikowany – zauważa Łukasz Piechowiak, główny ekonomista portalu Bankier.pl

- Powinni się ująć honorem i oddać te sześć tysięcy. Przecież to zostało skopiowane w ich bankomacie, nigdzie indziej siostra nie brała pieniędzy – mówi Józef Tomasik, brat pani Haliny.*

* skrót materiału

Reporterki: Małgorzata Frydrych, Iza Kondracka

mfrydrych@polsat.com.pl