W sobotę trafi z dziećmi na bruk!
Szok! Matka samotnie wychowująca dwójkę dzieci musi wyprowadzić się z domu samotniej matki. I to już w sobotę! Nikogo w placówce nie obchodzi, gdzie trafi. Pani Katarzyna od 6 lat prosi warszawskich urzędników o mieszkanie socjalne. Teraz została postawiona pod ścianą. Boi się, że przez urzędniczą ignorancję odbiorą jej dzieci.
Pani Katarzyna Sikorzyńska ma 36 lat i mieszka w Warszawie. Całym jej życiem są córki, o które bardzo dba. Jej życie nigdy jednak nie było łatwe. Kobieta już od dwóch lat tuła się po domach samotnych matek. Niestety, miesiąc temu dowiedziała się, że niebawem musi opuścić placówkę, w której mieszka obecnie. Nie ma szans, żeby zamieszkać w innej.
- Kasię poznałam kiedy została usunięta z mieszkania. Była w placówka na ulicy Dalibora, potem była w Zielonce, a teraz jest na Białołęce. Powstał ogromny problem, bo 5 października Kasia mu opuścić tę placówkę – opowiada Hanna Szymanska-Szczesna, kurator społeczny Sądu Rejonowego Warszawa Praga-Południe.
- Kończy mi się termin pobytu w domu samotnej matki i nikt się nie interesuje, gdzie pójdę. Mogę iść z dziećmi pod most lub do piwnicy – rozpacza pani Katarzyna.
Na kilka tygodni pani Katarzyna wraz z córkami zatrzyma się u swojej koleżanki. Jednak co dalej? Zdesperowana kobieta walczy o swoje prawa. Regularnie od 6 lat przynajmniej dwa razy do roku składa wnioski o mieszkania socjalne w różnych dzielnicach Warszawy. Za każdym razem były one odrzucane.
- Taki zwyczajowy przydział trwa od roku do dwóch lat. Pani Katarzyna wielokrotnie była w ośrodkach interwencyjnych i dlatego ma u nas pierwszeństwo. Z mojej wiedzy wynika, że wcześniej nie mogła otrzymać od nas lokalu, ponieważ zamieszkiwała inny lokal„na dziko” – mówi Ewelina Buczyńska, rzecznik Urzędu Dzielnicy Praga-Południe.
- Sześć lat temu, kiedy urodziła się starsza córka, złożyłam wniosek jako samotna matka. Później jeszcze kilkukrotnie składałam wnioski o mieszkanie socjalne i dostawałam odmowy – opowiada pani Katarzyna.
- W naszym kraju bardzo ciężko znaleźć urzędnika-człowieka. Mamy takie harpie urzędnicze, panów lub panie, którzy niekoniecznie interesują się losem petenta, ale po prostu „odfajkowują” 8 godzin pracy i idą do domu. A wystarczyłaby odrobina serca – uważa Beata Mirska-Piworowicz, prezes stowarzyszenia Damy Radę.
Postanowiliśmy sprawdzić, co dzieje się w Urzędzie Dzielnicy Pragi-Południe w sprawie mieszkania dla pani Katarzyny. I tu zaskoczenie: udzielone kobiecie informacje różniły się od tych, udzielonych naszej redakcji...
- Myślę, że przydział lokalu nastąpi w ciągu pół roku. Pani Katarzyna przeszła przez komisję mieszkaniową, zarząd dzielnicy również pozytywnie rozpatrzył jej prośby. Wszystko jest na dobrej drodze – powiedziała nam Ewelina Buczyńska, rzecznik Urzędu Dzielnicy Praga-Południe.
- Przedwczoraj byłam z panią kurator w wydziale lokalowym i powiedziano mi, że pod koniec września była komisja, a 20 października będzie kolejna i dopiero 24 października będę znała odpowiedź – mówi pani Katarzyna.
Co na to rzecznik Urzędu Dzielnicy Praga-Południe?
- Nie wiem, nie umiem powiedzieć, nie ja udzielałam tej odpowiedzi pani Katarzynie – powiedziała Ewelina Buczyńska, rzecznik.
W domu samotnej matki niestety nie udało się nam uzyskać odpowiedzi, dlaczego ośrodek nie może pomóc pani Katarzynie. Wciąż słyszeliśmy tylko odpowiedź, że ośrodek nie może udzielić takiej informacji.
- Robię wszystko, żeby moje dzieci miały dach nad głową, ale wychodzi na to, że jesteśmy podgatunkiem. Żebym miała do samego prezydenta napisać, to zrobię to. Jednymi drzwiami będą mnie wyrzucać, drugimi będę wchodzić, bo ja to robię dla dzieci – podsumowuje pani Katarzyna.*
* skrót materiału
Reporterka: Martyna Grzenkowicz