Okradli jej sejf. Bank nie zapłaci!

Pewne jak w banku? Historia Ireny Tricker pokazuje, że to mit! Kobieta umieściła swoją biżuterię w skrytce banku PKO SA i została okradziona! Złodziej użył zwykłego wytrychu, monitoring banku przepadł, a sąd uznał, że choć kradzież była, to odszkodowanie się nie należy!

Irena Tricker przez trzydzieści lat mieszkała i pracowała w Maroku. Za zaoszczędzone pieniądze kupowała złotą biżuterię. Swoje kosztowności kobieta trzymała w banku w Hiszpanii.

- Tam takich strasznych zabezpieczeń, pięćdziesięciu drzwi, jak tutaj, nie ma. W Hiszpanii schodzi z panią pracownik, są jedne drzwi, potem drugie do sejfu i koniec. Nikt się tam nie włamuje. Do mnie też nikt się nie włamał przez 25 lat – opowiada pani Irena.

Kiedy kobieta przeszła na emeryturę i wróciła do Polski, postanowiła przywieźć tu swoje kosztowności. W 2005 roku wynajęła skrytkę w banku PKO SA.

- Skrytki umiejscowione są w specjalnym sejfie. Klucz do tego pomieszczenia znajduje się u pracowników banku, dostać się do skrytki można po uruchomieniu dwóch kluczy. Jeden zamek uruchamia pracownik banku, a drugi osoba, która posiada klucz do skrzynki - opisuje Maria Wentlandt-Walkiewicz, pełnomocnik pani Ireny.

- Zdecydowałam się, bo to najbliższa placówka, do tego jest to duży bank, do którego miałam zaufanie. Mogłam trzymać wszystko pod łóżkiem i dzisiaj bym miała - mówi pani Irena.

W 2006 roku pani Irena chciała wyjąć ze skrytki bransoletkę. Kiedy otworzyła sejf, okazało się, że większość biżuterii zniknęła. Sprawą zajęła się prokuratura. Powołano biegłego, który miał stwierdzić, czy ktoś ingerował w zamek.

- Celem badań było sprawdzenie, czy na elementach wewnętrznych są ślady otwierania zamka innymi narzędziami niż klucze. Po przeprowadzeniu badań stwierdziłem, że zamek był otwierany za pomocą wytrychów. Takie zamki z założenia powinny być certyfikowane, a ten, z tego co się orientuję, nie był – mówi Bogumił Rydz, ekspert Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego.

- Ponieważ bank przez trzy miesiące nie udostępniał monitoringu z miejsca, gdzie znajdowały sie skrytki, nagranie zostało skasowane. Niemniej prokuratura stwierdziła, że doszło do włamania, tylko nie można ustalić sprawcy. Postępowanie umorzono – informuje Maria Wentlandt-Walkiewicz, pełnomocnik pani Ireny.

Ponieważ bank nie poczuwał się do żadnej odpowiedzialności, pani Irena postanowiła walczyć w sądzie o odszkodowanie. Sąd pierwszej instancji przyznał jej rację.

- Dokładnie ustalono jaka była zawartość skrytki i co zniknęło. Pani Tricker przygotowała rachunki, znała wagę skradzionych rzeczy. Biegły oszacował wartość skradzionych rzeczy na ponad 200 tysięcy złotych i taka kwota została od banku zasądzona – opowiada Maria Wentlandt-Walkiewicz, pełnomocnik pani Ireny.

Ale bank się odwołał. Sąd drugiej instancji przyznał rację PKO SA.

- Sąd apelacyjny uznał, że powódce nie należy się odszkodowanie, ponieważ nie udowodniła wysokości swojej szkody. Zdaniem sądu włamanie do skrytki było, ale powódka nie udowodniła, że skradziona biżuteria miała taką wartość – informuje Barbara Trębska z Sądu Apelacyjnego w Warszawie.

- Bank i sąd zarzucił powódce, że przed umieszczeniem precjozów w skrytce, nie przedłożyła bankowi spisu tych precjozów – dodaje Maria Wentlandt-Walkiewicz, pełnomocnik pani Ireny.

- Nie mogłam zostawić spisu u pani dyrektor, bo podobno nie ma ona prawa wiedzieć, co jest w skrytce. Miałam ten spis tylko i wyłącznie w domu. Orzeczenie jest wysoce krzywdzące i niesprawiedliwe dla mnie – uważa pani Irena.

Rzeczniczka PKO SA nie zgodziła się na rozmowę przed kamerą. W odpowiedzi na nasze pytania dostaliśmy jedynie oświadczenie. Cytujemy jego fragment:

„Ze względu na szacunek dla niezawisłości sądów, Bank PKO SA nie komentuje orzeczeń sądowych, dlatego nie możemy odpowiedzieć na Państwa pytania. Pragniemy zapewnić, że wszystkie oddziały banku są należycie chronione i klienci banku mają zapewnione pełne bezpieczeństwo w korzystaniu z jego usług”.

- Pani Tricker została bez odszkodowania, bez biżuterii, oraz bez słowa: przepraszam ze strony banku – mówi Maria Wentlandt-Walkiewicz, pełnomocnik pani Ireny.

- Nie chcę mieć nic wspólnego z PKO SA. Bank lekceważy ludzi, jest arogancki. Jestem rozgoryczona, żałuję, że przeniosłam depozyt tutaj, w Hiszpanii byłoby mu dobrze – podsumowuje pani Irena.*

* skrót materiału

Reporter: Paulina Bąk

pbak@polsat.com.pl