Pedofil grozi bliskim: Nie ręczę za siebie

Skazany za dwadzieścia gwałtów na córce pedofil wychodzi z więzienia. Zamieszka ze swoim bratem Ryszardem i jego rodziną, gdzie jest zameldowany. Pan Ryszard drży o swoje dwie małe córeczki. Tym bardziej, że pedofil grozi mu w listach z więzienia.

38-letni pan Ryszard mieszka w Grójcu wraz z partnerką Ewą i dwiema małymi córeczkami. Mimo iż warunki w ich socjalnym mieszkaniu są katastrofalne, nie to spędza rodzinie sen z powiek.

- Odliczam dni, kiedy ma wyjść.  Nie wyobrażam sobie sytuacji, że jestem sama z dziećmi w domu, a on tu wchodzi – mówi Ewa Krakowska, partnerka pana Ryszarda.

Rodzina mieszka w mieszkaniu socjalnym należącym kiedyś do mamy pana Ryszarda – alkoholiczki. Właśnie tu został zameldowany pan Ryszard, kiedy po 14 latach opuścił dom dziecka. Podobnie jak jego starszy brat, Andrzej. Ten od kilku lat jest w więzieniu.

- Siedzi za gwałt na swojej czternastoletniej córce – mówi pan Ryszard.

- Sąd skazał oskarżonego za to, że w okresie od 2003 do 2006 roku groźbą i przemocą doprowadził około dwudziestokrotnie swoją małoletnią córkę do obcowania płciowego oraz wielokrotnie do innych czynności seksualnych – informuje Joanna Kaczmarek-Kęsik, rzecznik Sądu Okręgowego w Radomiu.

- Pracował w firmie na noce jako porządkowy, a to sobie wziął jedną córkę, a to drugą na weekend. Mówił, że będzie mu weselej. Nie przyszło mi do głowy, w jakim celu – opowiada pani Agnieszka, była partnerka Andrzeja J.

Andrzej J. trafił do więzienia na 6 lat. Problem w tym, że jego kara właśnie dobiega końca. Mężczyzna lada dzień zapuka do miejsca, gdzie jest zameldowany, czyli drzwi mieszkania pana Ryszarda.

- W tej chwili może wyjść i w każdej chwili, w nocy, pod wieczór, czy w dzień podejść i mi nóż wbić, do mojej kobiety się dobrać lub do dzieci. Obawiam się tego – mówi pan Ryszard.

- To jest dla mnie kompletny absurd. On będzie teraz mieszkał z dwójką małych dzieci. Będzie mieszkał 50 metrów ode mnie, od moich dzieci – dodaje pani Agnieszka, była partnerka Andrzeja J.

Pan Ryszard i jego bliscy są przerażeni. Andrzej J. pisze do nich listy z jasnym przekazem:

„Piszę do was bo zaczynacie mnie wk…, że nie odbieracie telefonu i nie odpisujecie mi na listy, ale jak wyjdę to wszystko się zmieni. (…) Jeżeli będziecie chcieli mi zaszkodzić, to nie ręczę za siebie”.

„Powiedz tej swojej pani, żeby nie strzelała fochów, bo jak ja zacznę fochować się, to dobrze dla nikogo nie wyjdzie. Rysiek, znasz mnie na tyle, że ze mną się nie zaczyna, bo może się to źle skończyć dla wszystkich i abym nie musiał się na to wszystko wk…”.

By ratować rodzinę, pan Ryszard próbuje wymeldować swego brata z domu. Pierwsze podanie do gminy napisał już w 2011 roku.

Co na to gmina? Idziemy wraz z panem Ryszardem i panią Ewa porozmawiać z burmistrzem. Urzędnicy nie zgadzają się na rozmowę przed kamerą.  Nieoficjalnie burmistrz i urzędniczka byli jednak bardziej rozmowni.

- Cały czas toczy się postępowanie o wymeldowanie, jest procedura, którą trzeba zachować. Ten pan musi złożyć nam wyjaśnienia na piśmie odnośnie tego, czy chce zamieszkiwać w tym lokalu po wyjściu z więzienia, czy nie i do tej pory nam nie odpisał. Pomyliliście adres, od tego, czy on zagraża rodzinie jest prokuratura i policja – usłyszeliśmy w urzędzie.

Szkopuł w tym, że pan Ryszard zgłaszał już sprawę prokuraturze. Tyle że śledczy nie dopatrzyli się w listach niczego złego.

- Dzielnicowy stwierdził, że tam nie ma nic niepokojącego, że jeśli napisałby tam, że pobije, zgwałci, czy zabije, to wtedy - mówi Ewa Krakowska, partnerka pana Ryszarda.*

* skrót materiału

Już po naszej interwencji burmistrz wezwał panią Ewę i pana Ryszarda. Zapowiedział, że im pomoże. Sprawdzimy.

Reporterka: Irmina Brachacz

ibrachacz@polsat.com.pl