Zmarł w pracy. Żona nie dostała nic

By zapewnić rodzinie byt, mąż Małgorzaty Lemańczyk wyjechał zarobić do Belgii. Niestety, w trakcie pracy pan Piotr dostał ataku serca i zmarł. Zostawił żonę i trójkę małych dzieci. Sąd zdecydował, że pracodawca mężczyzny ma wypłacić pani Małgorzacie 2500 zł odprawy pośmiertnej. Niestety, ślad po firmie HEC zaginął. Rodzina ledwo wiąże koniec z końcem.

- Jest mi smutno, brakuje mi taty i ja chcę do taty iść – rozpacza Sara, córka pani Małgorzaty.

Pani Małgorzata i pan Piotr byli szczęśliwi. Mieli siebie i troje małych dzieci. Doskwierały im jednak ciągłe problemy finansowe.

- On miał już dość tego kombinowania, czy będzie jutro co do garnka włożyć, czy będzie na mleko, na pampersy. Wzięliśmy gazetę, zadzwoniliśmy na numer podany w ogłoszeniu i na drugi dzień usłyszeliśmy, że jest wyjazd. To miała być praca w budowlance, na rusztowaniach. Mąż miał wszystkie dokumenty. Był szczęśliwy, że w końcu nam się uda, że do czegoś dojdziemy, dzieciom jakąś przyszłość zbudujemy – opowiada pani Małgorzata.

15 listopada 2007 roku pan Piotr wyjechał do Belgii. Kiedy dotarł na miejsce, skontaktował się z żoną.

- Nigdy nie zapomnę, powiedział: kochanie, wszystko jest w porządku, dbaj o dziewczynki, w końcu będziemy żyć lepiej. O to mu tylko chodziło. Więcej już nie zadzwonił – rozpacza pani Małgorzata.

- Mama zadzwoniła do taty i ktoś powiedział, że tata nie żyje. Tata miał chore serce i umarł – dodaje Roksana, córka pani Małgorzaty i pana Piotra.

Według oficjalnych dokumentów 39-letni pan Piotr zmarł na zawał serca w czasie wykonywania pracy. Pani Małgorzata została z trojgiem dzieci bez środków do życia.

- Usłyszałam, że w Polsce nic nie załatwię, bo on tu nie zmarł. Dostałabym z Polski rentę, gdyby w ostatnich 10 latach miał przepracowanych 5, a on nie miał ich udokumentowanych, bo pracował na umowę zlecenie czy o dzieło – opowiada kobieta.

Belgijski pracodawca nie zaproponował pani Małgorzacie żadnej pomocy. Szybko zmienił numer telefonu i ślad po nim zaginął. Półtora roku po śmierci męża pani Małgorzata dostała pismo z sądu z Legnicy.

- Sąd Rejonowy w Legnicy zasądził od pozwanych jako pracodawców na rzecz powódki kwotę 2500 złotych jako odprawę pośmiertną – informuje Jarosław Halikowski z Sądu Okręgowego w Legnicy.

Okazało się, że firma dla której w Belgii pracował pan Piotr miała siedzibę w Legnicy. Pani Małgorzata wysłała na dwa dostępne adresy firmy HEC pisma z prośba o zapłatę zasądzonych pieniędzy. Bez odpowiedzi.

W oficjalnych dokumentach figurują dwa adresy firmy HEC w Legnicy. Pojechaliśmy sprawdzić, czy nadal jest tam siedziba firmy. Żadna z mieszkających tam osób o HEC nie słyszała. Próbowaliśmy także dodzwonić się do siedziby firmy w Belgii, również bezskutecznie.

- Ja nie chcę tych pieniędzy dla siebie. One należą się dzieciom. To był ich tata, chociaż to by  dostały. Nie mam zielonego pojęcia, skąd mam to wziąć i do kogo się zwrócić, żeby mi pomógł – mówi pani Małgorzata.

- My, komornicy na terenie Polski nie możemy zrobić nic, ale są procedury umożliwiające wszczęcie egzekucji w kraju, w którym te osoby zamieszkują, czyli w Belgii. Ustawodawca wprowadził Europejski Tytuł Wykonawczy – informuje Monika Janus, rzecznik Izby Komorniczej we Wrocławiu.

Ale pani Małgorzata nie wie, czy firma dla której pracował jej mąż, nadal funkcjonuje w Belgii. Kobieta jest w trudnej sytuacji finansowej. Mieszka z dziećmi na 26 metrach kwadratowych. Pracuje tylko dorywczo.

- Pani ma pomoc w zakresie zasiłków rodzinnych oraz pomoc celową. Zbliża się okres zimowy, już jest przyznana pomoc na opał, dzieci mają zapewnione obiady w szkole - informuje Wiesława Pacholczyk, kierownik Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Rumi.

- Dorabiam sobie sprzątając w dyskotece w Gdyni. Sprzątam dwa razy w tygodniu, chodzę też  do mojej cioci sprzątać. Wyjeżdżając mąż zostawił mi 20 złotych w portfelu. Wszystko postawiliśmy na jedną kartę… - mówi pani Małgorzata.*

* skrót materiału

Reporterka: Paulina Bąk

pbak@polsat.com.pl