Złodziej biedny - zapłaci ktoś inny

Jeden kradł, drugi ma za to zapłacić! Na działce Grzegorza Wrzesińskiego jeden z pracowników odnalazł stary kabel energetyczny i podłączył do niego czajnik. Zakład energetyczny zauważył kradzież i wystawił fakturę na 6000 zł! Choć złodziej przed sądem przyznał się do winy, to rachunek zapłacić ma pan Grzegorz.

W 2008 roku pan Grzegorz Wrzesiński kupił małą działkę nieopodal Zalewu Zegrzyńskiego. Stał na niej zniszczony domek. Bez wody i prądu.

- Działka była zarośnięta. Zatrudniłem dwie osoby, które zajęły się sprzątaniem nieruchomości – opowiada pan Grzegorz.

Jednym z zatrudnionych do sprzątania był Bogdan J. Mężczyzna, gdy akurat nie nadużywa alkoholu, dorabia wykonując drobne prace fizyczne. Sprzątanie szło dobrze aż do 22 września 2008 roku. Wtedy to właściciel działki otrzymał telefon z zakładu energetycznego z informacją, że na jego posesji doszło do kradzieży prądu.

- Okazało się, że podczas sprzątania wynajęci pracownicy znaleźli kabel i podłączyli do niego czajnik czy grzałkę. Zagrzali sobie wodę – opowiada pan Grzegorz.

- Wziąłem i podłączyłem. Chciałem zupkę zrobić – mówi Bogdan J., pracownik  pana Grzegorza.
Sprawa trafiła do sądu w Legionowie. Bogdana J. uznano winnym kradzieży prądu.

- Oskarżony przyznał się do popełnienia zarzucanego mu czynu i dlatego sąd mógł warunkowo umorzyć postępowanie karne – informuje Marcin Łochowski, rzecznik Sądu Okręgowego Warszawa-Praga.

Pan Grzegorz myślał, że wyrok zakończył sprawę. Mylił się. Warszawski oddział PGE zażądał od niego zapłaty 6000 zł kary za nielegalny pobór energii! Od pana Grzegorza, nie od skazanego Bogdana J.

- Do chwili obecnej do pana Bogdana zostało wysłane jedno pismo. Nie jest to klient dla zakładu energetycznego, od niego niezbyt można ściągnąć te pieniądze – mówi pan Grzegorz.

PGE po jakimś czasie zmniejszyło wymaganą kwotę do 4900 zł. Ale nie odpuściło panu Grzegorzowi… Mężczyzna od 5 lat usiłuje wytłumaczyć, że to nie on jest złodziejem.

- Pism, które złożyłem do zakładu energetycznego uzbierał się cały segregator! A ja otrzymałem od nich 2-3 pisma. To była cała korespondencja – mówi pan Grzegorz.

Dlaczego zakład energetyczny z takim uporem ściga właściciela działki? Rzeczniczka PGE Dystrybucja SA Oddział Warszawa odmówiła nam wypowiedzi przed kamerą. W przesłanym piśmie przedstawiła stanowisko zakładu:

„Trudno uznać za prawdopodobne, iż właściciel działki nie dysponował wiedzą na temat przebiegu prowadzonej przez niego inwestycji. Zasadniczo, za nielegalny pobór odpowiedzialność ponosi właściciel nieruchomości, który dopuścił do takiego stanu i w żaden sposób nie zapobiegał kradzieży prądu.”

- Z zebranego w materiału dowodowego nie wynika, aby właściciel działki w ogóle wiedział o tym, że do takiego nielegalnego podłączenia doszło – mówi Marcin Łochowski, rzecznik Sądu Okręgowego Warszawa-Praga.

Na jakiej podstawie PGE utrzymuje, że pan Grzegorz wiedział o kradzieży? Idziemy do centrali PGE. Niestety, rozmowa z panią rzecznik nie jest możliwa. W odpowiedzialnym za sprawę rejonie energetycznym jest podobnie.

Zakład energetyczny rozmawiać nie chce, poszedł za to o krok dalej. Złożył do e-sądu pozew przeciwko panu Grzegorzowi. E-sąd nakaz wydał. Po sprzeciwie pana Grzegorza, jednak go uchylił.

- W marcu 2013 roku akta sprawy  zostały przekazane do rozpoznania Sądowi Rejonowemu w Legionowie. Pozwany będzie mógł w trakcie procesu wykazać, że faktura nie powinna być wystawiona na jego osobę, tylko na tego sprawcę kradzieży – mówi Artur Ozimek, rzecznik Sądu Okręgowego w Lublinie.

- Będę chodził do wyższych instancji, bo mogą być apelacje. Nie odpuszczę tego tematu, nawet ze względu na to, żeby inni ludzie nie zostali skrzywdzeni – zapowiada pan Grzegorz.*

* skrót materiału

Reporterka: Irmina Brachacz

ibrachacz@polsat.com.pl