Jeden bił ojca, drugi przystawiał dziecku pistolet – wolni

Sprawcy wyjątkowo brutalnego napadu na prywatny dom zamiast w areszcie czekać na wyrok, chodzą wolni! Tak zdecydowała prokuratura. W 2011 roku kryminaliści napadli na posiadłość młodego małżeństwa. Bili, grozili bronią dziecku, ukradli prawie 100 tys. zł. Ale dla prokuratury nie są na tyle niebezpieczni, by zastosować areszt! Sterroryzowana rodzina drży o swoje życie.

Orły to niewielka wieś koło Przemyśla. Pani Bożena i pan Mariusz mieszkają tam od 2005 roku. Są małżeństwem, mają czteroletniego synka. Ich wymarzony dom to także miejsce ich najgorszego koszmaru.

- Zapukało dwóch mężczyzn do drzwi, zobaczyłam z tyłu napis: policja. Powiedzieli: suko, kładź się na glebę! Ten szczupły zaczął mi związywać ręce. Dziecko schowało się za sofę – opowiada pani Bożena. 

- Przybiegłem do domu, żona siedziała związana, a tu siedział synek – odtwarza napad pan Mariusz.

Do napadu doszło 12 grudnia 2011 roku. Późnym wieczorem do domu małżeństwa  przyszło dwóch mężczyzn. Byli w policyjnych mundurach, szukali pana Mariusza. Gdy weszli do domu, błyskawicznie założyli na twarz kominiarki.

- Przystawili mi broń do głowy i chcieli pieniędzy, mówili,  że wiedzą, że je mam. Bili mnie, żebym im więcej dał. Powiedziałem, że nie mam. Wtedy ten policjant powiedział do tego drugiego, żeby przyniósł mojego syna, że na moich oczach on zginie. Przystawili mu broń do głowy… Powiedziałem: zabij mi syna, ja nie mam więcej pieniędzy i ci nie dam. Otworzyłem drzwi na taras i zeskoczyłem na dół, ze związanymi nogami – opowiada pan Mariusz. 

- Kiedy wyskoczył przez okno, oni się przestraszyli i uciekli stąd – dodaje pani Bożena. 

Z domu małżeństwa bandyci ukradli prawie 100 000 złotych. Pół roku po napadzie śledztwo stanęło jednak w miejscu. Policjanci prześwietlili wszystkie grupy przestępcze działające na Podkarpaciu. Bez skutku. Przełom nastąpił w czerwcu tego roku.

- Jeden z nich wpadł podczas głupiej kradzieży w sklepie. Odciski palców zostały porównane w bazie policyjnej i tak wpadł – mówi Grzegorz Anton, dziennikarz „Super Nowości”.

- Niesamowity fart organów ścigania. Po zatrzymaniu on pękł i wsypał pozostałych sprawców – dodaje Jacek Staszczak z Prokuratury Rejonowej w Przemyślu.

Sprawcami okazało się czterech mężczyzn. Dwóch było w domu, dwóch czuwało w zaparkowanym w pobliżu aucie. Wszyscy to mieszkańcy okolic Torunia, jeden to… tamtejszy policjant.

- I on był najbardziej brutalny, barczysty z bronią, co męża tak bił i celował do dziecka – opowiada pani Bożena.

- Czuł się chyba ponad prawem. To wyjątkowy wrzód na naszym policyjnym ciele – przyznaje Paweł Międlar z Komendy Wojewódzkiej Policji w Rzeszowie.

- Zleceniodawcą okazał się nasz najlepszy przyjaciel, który do samego końca utrzymywał z nami bardzo dobre kontakty – dodaje pani Bożena. 

We wrześniu tego roku w sprawie napadu w Orłach nastąpił kolejny zwrot. Decyzją Prokuratury Rejonowej w Przemyślu trzech podejrzanych wyszło na wolność. Wśród nich zawieszony w czynnościach policjant.

- Oni mogą wrócić i próbować zastraszać swoje ofiary. Mogą próbować wpływać na świadków. Dla nas areszt wydawał się oczywisty – mówi Paweł Międlar z Komendy Wojewódzkiej Policji w Rzeszowie.

- Zdaję sobie sprawę z tego, że moje stanowisko w tym przedmiocie będzie bardzo różnić się od tego, co czują pokrzywdzeni. Ja jestem w stanie to zrozumieć. Podejmując taką decyzję, biorę na siebie ryzyko, stuprocentowej pewności nie mam że np. nie uciekną z kraju – przyznaje Jacek Staszczak, prokurator rejonowy w Przemyślu, który zdecydował o uchyleniu aresztu trzem sprawcom napadu.

- Najchętniej, to człowiek by spakował manatki i wyjechał stąd. Ale co z tego, jak podejrzany jest policjantem i ma kolegów w policji. Zawsze znajdzie nasz adres – rozpacza pani Bożena.

- Nie chcę obrażać prokuratora, ale mnie się wydaje, że dzieci w przedszkolu są mądrzejsze. Ci ludzie są zdolni do wszystkiego. Jeżeli oni pojawią się tu ponownie, to prokurator za to odpowie – podsumowuje pan Mariusz.*

* skrót materiału

Reporter: Rafał Zalewski

rzalewski@polsat.com.pl