Oficjalnie nie żyje – nie pójdzie do więzienia

Jarosław Ch. czuje się świetnie, choć oficjalnie nie żyje od prawie dwóch lat! Ma wystawiony akt zgonu, miał też swój pogrzeb i grób. Mężczyzna już trzy lata temu powinien trafić do więzienia za oszustwo. Ślad po nim jednak zaginął, a później na skutek pomyłki uznano, że zmarł.

10 dni temu rzeszowscy policjanci otrzymali informację, że na jednym z osiedli ukrywa się poszukiwany mężczyzna. Kiedy pojechali na miejsce, odnaleźli 38-letniego Jarosława Ch., mieszkańca województwa lubelskiego. Mężczyzna od 22 miesięcy oficjalnie nie żyje.

- Policjanci przywieźli tego człowieka do komendy, rozmawialiśmy z nim. On trwał na stanowisku, że jest tym, za kogo się podaje. Mówił, że rzeczywiście przeżył własną śmierć. Jego krewni pojawili się w komendzie i z płaczem rozpoznali swojego bliskiego – opowiada Paweł Międlar z Komendy Wojewódzkiej Policji w Rzeszowie.

Jak doszło do pomyłki? Jarosław Ch. w 2010 roku został skazany przez sąd w Tomaszowie Lubelskim na karę więzienia. Nie stawił się do zakładu karnego w wyznaczonym terminie, dlatego został za nim wydany list gończy. Mężczyzna uciekł z domu. Nikt z rodziny nie miał z nim żadnego kontaktu. Zgłoszono jego zaginięcie.

- Ja się oddaliłem i w ogóle nie miałem kontaktu z rodziną. Ani nie dzwoniłem, ani nie przebywałem tutaj – mówi Jarosław Ch.

1 stycznia 2012 roku myśliwy spacerujący po lesie w Lubaczowie znalazł zamarznięte ciało nieznanego mężczyzny. Zwłoki były w stanie głębokiego rozkładu. Rysopisem przypominały zaginionego Jarosława Ch., dlatego poproszono o identyfikację rodzinę mężczyzny. Nie zlecono badań DNA.

- Oprócz matki, zeznania złożył jeszcze brat Jarosława Ch., który dokładnie opisał odzież brata. Twierdził, że zwłoki były ubrane w odzież jego brata. Zwłoki były w stanie częściowego rozkładu – mówi Maria Potoczna, szefowa Prokuratury Rejonowej w Lubaczowie.

- Oczu nie było, nosa nie było. Ciało było jakby w igliwiu wymazane. Poznałam go po koszuli i jeszcze po bliźnie na kolanie. Kiedyś miał operację, tylko nie wiedziałam, na które kolano – opowiada pani Władysława, matka Jarosława Ch.

- Prokurator zdecydowała się wydać zwłoki, zostały pochowane – dodaje Paweł Międlar z Komendy Wojewódzkiej Policji  w Rzeszowie.

Matka Jarosława Ch. przez prawie dwa lata codziennie chodziła na cmentarz i modliła się za syna. Jak tylko dowiedziała się, że żyje, natychmiast zerwała z mogiły tabliczkę nagrobną. W naszej obecności mężczyzna pierwszy raz poszedł na „swój” grób.

- Nigdy wcześniej go nie widziałem, nie byłem tu. To bardzo dziwne, że stoję nad tym grobem – powiedział Jarosław Ch.

- Nie wiemy, kto został tam pochowany. Na pewno przeprowadzimy ekshumację – mówi  Maria Potoczna, szefowa Prokuratury Rejonowej w Lubaczowie.

Okazuje się, że Jarosław Ch. wiedział od co najmniej roku, że został uznany za zmarłego. Powiedziała mu to znajoma. Mimo to, z rodziną się nie skontaktował. Pretensje ma do prokuratury.

- Obwiniam prokuraturę. Pochować jakąś osobę i nie zrobić badań DNA? Czasami chciałem zadzwonić do domu, ale bałem się reakcji, że uciekłem z domu – mówi mężczyzna.

- Zlecenie badania DNA było podstawowym obowiązkiem prokuratury. Po to wymyślono te badania, żeby mieć pewność. To karygodne zaniedbanie obowiązków – uważa prof. Piotr Kruszyński, karnista z Uniwersytetu Warszawskiego.

Jarosław Ch. nie może być ścigany przez policję za wcześniejsze konflikty z prawem, ponieważ oficjalnie… nie istnieje. Sytuacja jest patowa. Zaskoczyła ona zarówno śledczych, sędziów, jak i rodzinę mężczyzny.

- Mamy do czynienia z sytuacją niecodzienną, niezwykle trudną, bo ten człowiek w świetle prawa nie żyje – mówi Paweł Międlar z Komendy Wojewódzkiej Policji  w Rzeszowie.

- Nie przyjmie go ani zakład karny, ani żadna inna jednostka penitencjarna z uwagi na to, że taka osoba nie figuruje w naszych rejestrach – dodaje Janusz Wójtowicz z Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie.*

* skrót materiału

Reporter: Artur Borzęcki

aborzecki@polsat.com.pl