Zamrażarka pełna kotów

Ten widok przeraził nawet funkcjonariuszy Straży dla Zwierząt. W podwarszawskim domu kilkadziesiąt wygłodzonych i schorowanych kotów brodziło we własnych odchodach i wymiocinach, a w piwnicy stała zamrażarka pełna kotów. Zwierzęta dręczyła Małgorzata K. Podejrzewa się, że kobieta chciała stworzyć nową rasę.

We wtorek Straż dla Zwierząt została zaalarmowana przez panią Roksanę, że w domu w podwarszawskiej miejscowości Jadwisin dwie kobiety trzymają i dręczą około stu kotów.

- Pojawiliśmy się u znajomej. Poczuliśmy od sąsiadów odór, fetor, usłyszeliśmy miauk, pisk, niesamowity smród. Stwierdziliśmy, że dzieje się coś niedobrego – opowiada pani Roksana.

Po wejściu do domu oczom strażników ukazał się przerażający widok. Brudne, chore i zapchlone koty zamknięte były w trzech małych pokojach oraz na strychu. Chwilę później na miejscu pojawiła się też policja, Państwowa Inspekcja Weterynaryjna oraz prokurator.

- Dramat. Setka kotów zakatarzonych, popuchniętych, żyjących we własnych odchodach. Wymiociny, opuchnięte brzuchy – opowiada pani Roksana.

- Dla nas to było zaskoczenie. Taka ilość zwierząt, w takich warunkach. Nie spotkałem się z czymś takim podczas mojej kariery – mówi Jacek Leszczyński, powiatowy lekarz weterynarii w Nowym Dworze Mazowieckim.

Kotami opiekować się miała Magdalena K. To ona wynajęła część domu i urządziła w nim nielegalną hodowlę kotów, dewastując przy tym budynek. Pomagać jej miała kobieta, która odpowiada już przed sądem za znęcanie się nad zwierzętami. Żadna z nich w Jadwisinie nie mieszkała na stałe. Pojawiały się tam sporadycznie. 

- Zaledwie 17 z nich było zdrowych, pozostałe koty miały różnego rodzaju obrażenia, bądź też chorowały – informuje Mariusz Mrozek z Komendy Stołecznej Policji.

Kiedy funkcjonariusze zeszli do piwnicy i otworzyli zamkniętą na klucz zamrażarkę, osłupieli. Chłodnia pełna była martwych kotów. Zwierzęta zawinięte w były w foliowe i papierowe torby.

- Sądzimy, że koty były zamrażane „na żywca”, bo są w takiej postaci zwinięte, jakby walczyły jeszcze o życie – mówi pani Roksana, która zaalarmowała Straż dla Zwierząt.

- Od małych kociąt, które prawdopodobnie mogły być zabite zaraz po narodzeniu, po dorosłe koty – dodaje Mariusz Mrozek z Komendy Stołecznej Policji.

Magdalena K. nie miała nic do powiedzenia. Sprawiała trudności interweniującym strażnikom oraz policjantom. 

- Te kobiety chcą stworzyć nowa rasę, podejrzewamy, że te zamrożone koty miały być przydatne do pobierania komórek macierzystych – mówi Mateusz  Janda ze Straży dla Zwierząt.

- Kobieta, która zajmowała się tymi zwierzętami, chociaż nie jest to dobre określenie, patrząc na ich stan, została na tę chwile przesłuchana. Czekamy jeszcze na opinię biegłego. Jeżeli ta opinia biegłego do nas dotrze, będzie można mówić o stawianiu zarzutów – informuje Mariusz Mrozek z Komendy Stołecznej Policji.

Straż dla Zwierząt zabrała wszystkie jeszcze żywe koty, które były w domu. Trafiły one do lecznicy w Warszawie, gdzie przechodzą specjalistyczne badania. Dziś już wiadomo, że niestety większość jest tak chora, że nie przeżyje.*

* skrót materiału

Reporter: Artur Borzęcki

aborzecki@polsat.com.pl