Krwawy napad na konwojentów

To nie był napad, to była krwawa łaźnia. Tak do dziś śledczy wspominają to, co wydarzyło się pod Olsztynem 14 lat temu. Z rąk bandytów zginęło wówczas trzech konwojentów przewożących pieniądze. Oprawcy znęcali się nad ofiarami. Bili, podcięli im gardła i wydłubali oczy. Na koniec dobili strzałem z pistoletu. Zrabowali 125 tysięcy złotych i zniknęli.

Mariusz Chrzanowski miał 25 lat. Mieszkał w Olsztynie. Miał żonę i półtorarocznego syna. Od dwóch lat pracował jako ochroniarz. Jego głównym zadaniem była jazda w konwojach przewożących pieniądze.

Jest 10 kwietnia 1999 roku. Mariusz razem z dwoma kolegami zbiera utarg ze stacji benzynowych. Objeżdża całe województwo. Łącznie do przejechania ma około 400 kilometrów. Wszystko idzie szybko i sprawnie. Jednak około godziny 14 kontakt z konwojem nieoczekiwanie urywa się.

- Wyjechaliśmy ich szukać. Potem dostaliśmy telefon, że zostali znalezieni – opowiada Jerzy Chrzanowski, ojciec zamordowanego Mariusza.

Samochód z konwojentami zostaje odnaleziony około 600 metrów od drogi, ukryty w lesie. W środku znajdują się trzy ciała. Mariusz i jego koledzy nie żyją. Już na pierwszy rzut oka widać, że umierali w potwornych męczarniach.

- Janusz miał podcięte gardło, wydłubane oczy, zginął od kuli z przyłożenia do głowy. Kierowca udławił się krwią, bo miał podciętą tchawicę, oczy miał pocięte i też była kulka w głowę – opowiada Jerzy Chrzanowski, ojciec zamordowanego Mariusza.

- Janusz nie zdążył wyjąć pistoletu, Mariusz prawdopodobnie tak, próbował uciekać, ale nie udało mu się – mówi Maria Chrzanowska, matka Mariusza.

Mariusz, jako jedyny próbował się bronić. Podczas gdy bandyci pastwili się nad nim, zdołał wyciągnąć broń. Mordercy odebrali mu ją i zastrzelili z niej jego oraz obu jego kolegów. Potem zrabowali z bagażnika pieniądze – 125 000 złotych.

- Któryś ze sprawców być może był znany ofiarom tego przestępstwa i w związku z tym zlikwidowali świadków – mówi Mieczysław Orzechowski z Prokuratury Okręgowej w Olsztynie.

- To mógł być jeden z ochroniarzy. Chcieli zatrzeć wszelkie ślady za sobą, jak widać skutecznie – dodaje Marek Książek z miesięcznika „Reporter”.

Na miejscu zbrodni mordercy pozostawili mnóstwo śladów: odciski palców, włosy, ślady biologiczne i zapachowe. Mimo to, w grudniu 1999 roku śledztwo w sprawie potrójnego mordu zostało umorzone. I nic nie wskazuje na to, aby tajemnicę udało się kiedykolwiek rozwiązać.*

* skrót materiału

Reporter: Rafał Zalewski

rzalewski@polsat.com.pl