Powrót podpalaczki

Wznieciła trzy pożary w ciągu jednej doby! Siedemdziesięcioletnia Maria S. omal nie wysadziła w powietrze jednej z kamienic w Jarosławiu na Podkarpaciu. Za podkładanie ognia trafiła do więzienia na półtora roku. Właśnie z niego wróciła. Kilka dni później w sąsiedniej kamienicy wybuchł... pożar. Mieszkańcy drżą o swoje życie.

Życie mieszkających w kamienicy jedenastu rodzin biegło spokojnie. Aż do 25 maja ubiegłego roku, kiedy na klatce schodowej zapalił motor jednego z lokatorów.

- Silnik się stopił, rama się rozhartowała, to musiał być straszny żar – opowiada Bolesław Walczak, mieszkaniec kamienicy.

- Ogień był już przy rurach gazowych. Strażacy się wypowiadali, że ułamki sekundy zadecydowały o tym, że przeżyliśmy – dodaje Maria Zdulska, lokatorka kamienicy.

Ledwie mieszkańcy doszli do siebie po ewakuacji, a czekała ich kolejna niespodzianka. Następnego dnia w ich kamienicy znowu pojawił się ogień.

- Ogień pojawił się bezpośrednio przed wejściem na strych tej kamienicy – informuje Krzysztof Kowal z Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Jarosławiu.

Mieszkańcy zaczęli podejrzewać kto stoi za podpaleniami. Sześć miesięcy wcześniej do ich kamienicy wprowadziła się nowa, bardzo miła lokatorka – siedemdziesięcioletnia Maria S. Lokatorzy zaczęli ją obserwować. Na trzeci pożar nie czekali długo.

- Dym unosił się spod drzwi, zaczęłam pukać do sąsiadki, ale nikt się nie odzywał – opowiada Dorota Patryn, mieszkanka kamienicy.
Sprawą próby podpalenia zajął się sąd. Maria S. została skazana na dwa lata więzienia.

- Pani Maria była badana przez sąd, poddano ją obserwacji medycznej w szpitalu psychiatrycznym. Biegli stwierdzili, że może odpowiadać przed sądem. Ma zdolność rozpoznania znaczenia czynu – mówi Marek Zawadzki, prezes Sądu Okręgowego w Przemyślu.

Mieszkańcy wierzyli, że wyrok skazujący Marię S. zakończy ich problemy. Tymczasem dwa tygodnie temu kłopotliwa sąsiadka wróciła do kamienicy! Została przedterminowo zwolniona z więzienia. Mieszkańcy czują się oszukani przez burmistrza. Twierdzą, że nie tak miało być.

- Burmistrz obiecał, że zrobi wszystko, co w jego mocy i pani S. do nas nie wróci, a w rzeczywistości nie zrobił nic – twierdzi Dorota Patryn, mieszkanka kamienicy.

Co na to burmistrz? Idziemy z mieszkańcami na spotkanie do magistratu.

- Ja obiecałem, że nie wróci ta pani? Sprawą zajmowały się organy ścigania: policja, prokuratura, sąd i szpital. Przecież my jesteśmy instytucją mającą najmniej do powiedzenia w tej sprawie. Skoro uznano, że ona może przebywać wśród ludzi, to wróciła. Ja nie mogę jej tego zabronić. Codziennie będzie ktoś z administracji u tej pani, żebyście spokojnie mogli spać. Przed godziną 15 ktoś będzie sprawdzał, czy pani Maria jest trzeźwa i co się tam złego dzieje. Będziemy to monitorować – zapowiedział Stanisław Misiąg, zastępca Burmistrza Miasta Jarosławia ds. Gospodarki.

Próbowaliśmy rozmawiać z Marią S. Pierwszego dnia kobieta nie otworzyła nam drzwi. Drugiego dostępu do jej mieszkania broniła koleżanka. Mieszkańcy kamienicy boją się o własne życie. Pierwsze powody do niepokoju już są...

- W piątek zorientowaliśmy się, że ona wróciła, a w poniedziałek w kamienicy obok zapalił się silnik, który zasila fontannę w parku. Są zeznania osób, które widziały, iż kilka minut przed tym zdarzeniem pani Maria wraz z koleżanką opuszczały tę kamienicę – mówi Agnieszka Peszko-Jabłońska, mieszkanka osiedla.*

* skrót materiału

Reporterka: Irmina Brachacz

ibrachacz@polsat.com.pl