Syn sprzedał mieszkanie - matka bezdomna

Irena Rybarczyk z Bydgoszczy przepisała synowi mieszkanie, a ten je sprzedał i zniknął. Kobieta została na ulicy. Od 2,5 roku śpi na klatkach schodowych i próbuje przeżyć za 800 zł renty. Twierdzi, że syn wymeldował ją bez jej wiedzy, a w dodatku podrobił jej podpis na dokumentach. Prokuratura umorzyła jednak sprawę.

- 26 maja był dzień matki, to mi taki prezent zdobił. Teraz już przeszło dwa lata, a ja się włóczę, bo nie mam gdzie iść – rozpacza bezdomna Irena Rybarczyk.

Irena Rybarczyk mieszka na osiedlu Bartodzieje. Właściwie mieszkała, bo od 2,5 roku jest bezdomna. 67-letnia, schorowana kobieta przepisała mieszkanie jedynemu synowi, a ten, jak twierdzi pani Irena, wyrzucił ją na ulicę.

- W 2009 roku wykupiłam mieszkanie ze spółdzielni i zapisałam na syna. W 2010 roku już mi dokuczali z konkubiną. Biuro meldunkowe mnie wymeldowało na podstawie skradzionego mi dowodu osobistego, bez mojej obecności. Nie wiedziałam też, że mieszkanie jest sprzedane, dowiedziałam się dopiero, jak nie mogłam do niego wejść – opowiada pani Irena. 

- Ma duże kłopoty ze wzrokiem. To mieszkanie przepisała na syna, gdy szła na trzecią operację oczu. Obawiała się, że gdyby zmarła, syn miałby kłopoty z tym mieszkaniem - mówi Wiesław Maleski, prezes bydgoskiego oddziału Polskiej Unii Lokatorów, który pomaga pani Irenie.

Samotna kobieta od dwóch lat nie ma żadnego kontaktu z synem. Po pomoc udała się do prezesa Polskiej Unii Lokatorów, który stara się wyjaśnić kwestię wymeldowania.

- Podrobił jej podpis na druku meldunkowym, ukradł dowód osobisty okazując go urzędniczce i mówiąc, że mamusia jest chora i nie może przyjść, następnie fizycznie wyrzucił ją z mieszkania. Prokuratura podjęła działania, doszła do wniosku, że podpis został sfałszowany, niemniej sprawę umorzyła – mówi Wiesław Maleski, prezes bydgoskiego oddziału Polskiej Unii Lokatorów.

Pani Irena śpi na klatkach schodowych, dnie spędza siedząc na ławce albo przystanku autobusowym, zawsze na osiedlu, na którym mieszkała. W dawnym mieszkaniu są już nowi lokatorzy, a jej syn zniknął bez śladu. Kobieta jest schorowana.

- Mam chory kręgosłup i kolana. Słabo widzę, jak znam teren to wiem, gdzie jest stopień, a jak terenu nie znam to się przewracam – opowiada pani Irena.

- Pani dostała od nas kilka razy skierowanie do schroniska. Zdarzyło się, że skorzystała z tego skierowania. Tam trzeba jednak spełniać warunki, tam jest regulamin, poza tym pani Irena wyprowadziła się ze schroniska niespodziewanie i więcej nie wróciła – mówi Renata Olżyńska, kierownik Rejonowego Ośrodka Pomocy Społecznej „Bartodzieje”.

Bezdomna kobieta szuka pomocy. Udała się do Polskiego Czerwonego Krzyża, gdzie otrzymała czyste ubrania. MOPS chce umieścić schorowaną kobietę w domu pomocy społecznej, pani Irena na to jednak się nie zgadza.

- Pani Irena jest niezadowolona, że wystąpiliśmy do sądu o umieszczenie jej w domu pomocy społecznej, gdzie miałaby całodobową opiekę, ale ona nie może mieszkać na ulicy – mówi Renata Olżyńska, kierownik Rejonowego Ośrodka Pomocy Społecznej „Bartodzieje”.

Pani Irena wie, że nie odzyska swojego mieszkania. Chciałaby wynająć pokój, żeby żyć normalnie. Mimo, że zostaje jej 800zł emerytury, nikt nie chce przyjąć bezdomnej pod swój dach. Zbliża się zima, schorowana kobieta boi się, że może to być jej ostatnia pora roku.

- Na święta chciałabym jakiś pokój w hotelu albo coś. Żeby po ludzku przeżyć chociaż jeden dzień – rozpacza pani Irena.*

* skrót materiału

Reporterka: Angelika Trela

atrela@polsat.com.pl