Obywatel kontra policja

Panu Bogumiłowi Kinowskiemu w 2012 roku, w trakcie pobytu w szpitalu został skradziony samochód. Niestety kilka miesięcy później ofiarą kradzieży padła też konkubina pana Bogumiła. Policja stwierdziła, że nie jest to zbieg okoliczność, a celowe działanie. Policja miała przesłuchać, a według pana Bogumiła pobiła go.

 We wrześniu panu Bogumiłowi Kinowskiemu skradziono sprzed szpitala 3-letni samochód. Auto warte 70 tysięcy  złotych  było w leasingu. Traf chciał, że dwa miesiące później samochód skradziono także konkubinie pana Bogumiła. Zdaniem policji, to nie był przypadek. Uznała, że obie kradzieże były sfingowane, a winnym jest właśnie pan Bogumił.

- Samochód jest mi potrzebny, to było jedyne moje źródło dochodu, które zostało mi po wypadku. Samochód zarabiał na mnie i na moją rodzinę. Firma leasingowa jest właścicielem pojazdu, ja jestem użytkownikiem. Oni są w dowodzie rejestracyjnym, oni są w polisie ubezpieczeniowej, ja jestem tylko zwykłym człowiekiem do płacenia rat – mówi Bogumił Kinowski, który twierdzi, że został pobity przez policję.

Policjanci z Komendy Rejonowej Warszawa-Mokotów chcieli przesłuchać pana Bogumiła. Do Ciechanowa przyjechali po cywilnemu i nieoznakowanym radiowozem.  Jak twierdzi matka i wujek pana Bogumiła podczas poszukiwań nie legitymowali się ani nie mówili, w jakiej sprawie przyjechali.

- Słyszę kroki,  jestem  akurat w łazience. Otwierają panowie drzwi do łazienki,   mówię, że już schodzę,  tylko chcę się ubrać. Panowie nie pozwalają. Nawet nikt mi się nie przedstawił, że to jest policja. Zastraszano mnie: albo będzie pan współpracował, albo zaraz  pojedziemy - mówi Andrzej Wysocki, wuj pana Bogumiła.

Jak twierdzi pan Bogumił policjanci pierwszy raz pobili go przed szkołą językową w Ciechanowie. Zajście widzieli studenci. Przesłuchanie w mokotowskiej komendzie też było według niego brutalne. Mężczyzna posiada obdukcję lekarską, spędził  także kilka dni w szpitalu.

- Zauważyłyśmy trzech podejrzanych  mężczyzn, czwarty mężczyzna leżał na ziemi – opowiada Małgorzata, studentka, świadek pobicia.

- Skuty był kajdankami, ręce miał z tyłu - mówi  Anna, studentka, świadek pobicia.

- Byłem skuty, to broniłem się nogami, przy tej obronie spadły mi buty – opowiada pan Bogumił.

- Z tych informacji, którymi ja dysponuję, nie mam żadnych przesłanek, aby mówić, że ten mężczyzna został pobity. Nie miał założonych kajdanek, w momencie kiedy był transportowany. Zaczął szamotać się w samochodzie, policjanci ten samochód zatrzymali, mężczyzna został obezwładniony, dopiero wówczas miał założone kajdanki – mówi Mariusz Mrozek, rzecznik prasowy Komendanta Stołecznego Policji w Warszawie.

Przeciwko Bogumiłowi Kinowskiemu prowadzone jest śledztwo za składanie fałszywych zeznań oraz napaść na funkcjonariuszy i ich znieważanie. Grożą mu trzy lata więzienia. Z kolei on złożył doniesienie do prokuratury o pobiciu i wymuszeniu zeznań. Za to policjantom grozi nawet 10 lat więzienia oraz zwolnienie z pracy.

- W najgorszych sytuacjach, uważam, że należy się człowiekowi jakiś szacunek - mówi  Janina Skorys, matka pana Bogumiła. *

*skrót  materiału

 Reporterka: Małgorzata Pietkiewicz

 mpietkiewicz@polsat.com.pl