Awantura w domu dziecka

Awantura w Domu Dziecka w Lublinie. 65-letnia Teresa Guzowska twierdzi, że zaatakowali ją i poturbowali pracownicy ośrodka. Wnuki kobiety przebywają w domu dziecka. Gdy jeden z nich zaczął grozić samobójstwem, pani Teresa udała się do kierownictwa placówki. Doszło do awantury, którą nagrała córka pani Teresy.

Teresę Guzowską z Białej Podlaskiej walczy o prawa do wychowywania swoich wnucząt: 16-letniego Norberta, 12-letniego Albina oraz 8-letniej Kingi

- Walczymy o dzieci. Uważamy, że niesłusznie zostały zabrane. Nie jesteśmy rodziną patologiczną. U nas nie ma alkoholu, przemocy. Ja nigdy nie uderzyłam wnuka – mówi pani Teresa.

- Bardzo mi ich brakuje. Były moim celem w życiu. Ja bez nich, jak bez ręki, bez nogi. Co noc się modlę, proszę, żeby do mnie wróciły. Kocham je – rozpacza Małgorzata Guzowska, matka dzieci.

Wnuki pani Teresy od 2011 roku mieszkają w domu dziecka. Wcześniej kobieta wychowywała je będąc ich prawnym opiekunem. Sąd jednak stwierdził, że babcia nie radziła sobie z opieką nad nimi. Dlaczego? Bo zdarzało się, że dzieci były brudne i opuszczały lekcję. Matka dzieci została 15 lat temu ubezwłasnowolniona.

-  Mój ojciec pracował w trupiarni. Byłam wyśmiewana, że jem ludzkie wątróbki i żeberka. Dlatego się trułam. Mama mnie ubezwłasnowolniła – mówi Małgorzata Guzowska, matka dzieci.

- W sprawie dzieci toczą się postanowienia dotyczące ustalenia władzy opiekuńczej. Czekamy na opinię psychologa, który ustali, jakie więzy łączą babcię z wnukami. Sąd jeszcze nie zdecydował, jaki będzie los dzieci – mówi Artur Ozimek z Sądu Okręgowego w Lublinie.

Mimo że dzieci trafiły do domu dziecka, babcia zabierała je do siebie na weekendy i święta. Tak było do 26 maja bieżącego roku. Wówczas pani Teresa dowiedziała się w rozmowie z jednym z wnuków, że ten ma myśli samobójcze. Postanowiła zgłosić to kierownictwu Domu Dziecka w Lublinie.

- Albinek powiedział, że jest zmęczony, że nie wie, dlaczego tu siedzi i odbierze sobie życie albo ucieknie i nigdy nie wróci. Poszłam do wychowawczyni, ale ona nie była tym zainteresowana – opowiada.

Kobieta twierdzi, że pracowników Domu Dziecka nie interesowały samobójcze groźby jej wnuka. Zbulwersował ich natomiast fakt, że jej córka nagrywała przebieg wizyty. Według relacji babci, psycholog i wychowawcy z domu dziecka stali się agresywni i zażądali skasowania nagrania. Na dowód pokazuje nam nagranie.

- Psycholog nie chciał mnie wypuścić z domu dziecka. Jak już wyszłam na ulicę, to mnie poturbowali, szarpali. Zachowanie tych wychowawców było brutalne, krzyczałam, by mnie zostawili, bo bolało – opowiada pani Teresa.

- Wychowawcy domu dziecka szarpali moją mamą, jak workiem kartofli. To działo się na oczach dzieci i innych wychowanków – dodaje Małgorzata Guzowska, matka dzieci.

Po tych wydarzeniach dyrekcja domu dziecka zakazała widzeń babci z wnukami. Jedyny wnuk, z którym kobieta ma kontakt, to 16-letni Norbert. Chłopak, nim wróci ze szkoły do domu dziecka, stara się zawsze odwiedzić babcię. Przez to też od wychowawców placówki dostał zakaz widywania młodszego rodzeństwa.

- Uwielbiam spędzać czas z babcią. Tak samo z rodzeństwem. Bardzo ich kocham. I przykro mi, że nie mogę się z nimi widywać – mówi 16-letni Norbert.

- Jeżeli ci pracownicy zachowują się tak przy osobach z zewnątrz, jeżeli stosują przemoc, to jak mogą postępować wobec dzieci? – zastanawia się Ryszard Godlewski, dziennikarz Słowa Podlasia.*

* skrót materiału

Reporter: Artur Borzęcki

aborzecki@polsat.com.pl