Wjechał w studzienkę. Drogowcy nie zapłacą

Drogowcy nie chcą wypłacić odszkodowania mężczyźnie, który uszkodził samochód na niezabezpieczonej studzience kanalizacyjnej. Pan Marcin walczy o 3500 zł. Drogowcy do winy się nie przyznają, bo studzienka ma atest. Tyle, że jej kratka jest tak lekka, że można ją wyjąć lub może wypaść pod ciężarem tira. Od wypadku minęło pół roku i wciąż nie jest przykręcona.

20 maja tego roku Marcin Kłosiński jechał ulicą Stefana Batorego w Chorzowie. Jego podróż zakończyła się nieoczekiwanie na wysokości wiaduktu autostrady A4.

- Wpadłem autem do otwartej studzienki kanalizacyjnej – mówi pan Marcin.

- To zdarzenie nie wyniknęło z winy kierującego, przyczyną uszkodzenia pojazdu była leżąca na drodze krata studzienki – dodaje Justyna Dziedzic z Komendy Miejskiej Policji w Chorzowie.

Pan Marcin oszacował zniszczenia auta na 3500 zł. Postanowił walczyć o odszkodowanie. Ustalił,  że zarządcą feralnej drogi jest Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad w Katowicach.

- Zgłosiłem sprawę telefonicznie, podano mi numer polisy ubezpieczenia oraz poinformowano, że reprezentuje ich firma InterRisk – opowiada. Sprawą trafiła do ubezpieczyciela. Pierwsza odmowna odpowiedź przyszła w sierpniu. Powód? Brak dostarczonych dokumentów.

- Pani opiekunka nigdy nie powiedziała, że w mojej sprawie brakuje jakichś dokumentów, tylko zakończyła sprawę i wysłała listem decyzję odmowną – irytuje się pan Macin.

Mężczyzna rzekomo brakujące dokumenty dosłał. Załączył też zdjęcia z miejsca zdarzenia. We wrześniu dostał drugą odpowiedź. Tym razem Generalna Dyrekcja uznała, że feralna droga nie należy do niej, ale do Miejskiego Zarządu Ulic i Mostów.

– To nieprawda. Cały odcinek w obrębie węzła autostradowego znajduje się w zarządzie Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad oddział Katowice – informuje Piotr Wojtala, dyrektor Miejskiego Zarządu Ulic i Mostów w Chorzowie.

- Pan z Generalnej Dyrekcji powiedział, że nie ma dokumentów, na podstawie których jest w stanie stwierdzić, gdzie to się stało, więc pani opiekun sprawy wielokrotnie mnie okłamała, że wysłała te dokumenty – mówi pan Marcin.

Dlaczego dokumenty nie dotarły do Generalnej Dyrekcji? Próbujemy zapytać o to likwidatorkę szkody pana Kłosińskiego. Ta jednak rozmawiać nie chce.

Pan Marcin nie poddał się i znów złożył odwołanie. Na kolejną, równie zaskakującą odpowiedź, nie musiał czekać długo...

- Po dwóch tygodniach dostaję trzecią, odmowną decyzję z InterRisk, że, owszem, droga należy do Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad, ale to nie jej wina, że studzienka była otwarta – opowiada.

- To zdarzenie nie powstało w wyniku braku działania zarządu dróg. Jeżeli ktoś wjeżdża na drogę, to musi mieć świadomość, że ponosi pewnego rodzaju odpowiedzialność za to, co się wydarzy. Jest to rodzaj ryzyka, jakie ponosi. To, co do nas należało, zostało wypełnione. Wszystkie urządzenia w drodze posiadają atesty i są odpowiednio zamontowane. Są w trybie ciągłym kontrolowane i sprawdzane – zapewnia Marek Prusak z Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad w Katowicach.

- W tym przypadku zaniedbanie polega na tym, że nie zakręcono tej kratki. Ona jest tak skonstruowana, że powinna być przymocowana, zakręcona – mówi Paweł Sikora z Zespołu Prawa Prywatnego i Porównawczego Akademii im. Jana Długosza w Częstochowie.

Pan Marcin ma dowody, że studzienkę można wyjąć bez żadnego problemu!

- Przez ostatni tydzień codziennie przychodziłem i robiłem zdjęcia, więc mam ewidentne dowody na to, że studzienka w dalszym ciągu nie jest zabezpieczona – mówi.

- Jeżeli to jest kratka typu lekkiego, to zwykle ma ona mocowania, które powodują zakleszczenie tego urządzenia, żeby w łatwy sposób nie można było go ani wyjąć, ani samo nie mogło wyskoczyć z cokołu pod wpływem ciężaru samochodu – tłumaczy Piotr Wojtala, dyrektor Miejskiego Zarządu Ulic i Mostów w Chorzowie.

Chcieliśmy także porozmawiać z ubezpieczycielem. Ponieważ nasze maile i telefony pozostały bez odpowiedzi, idziemy do siedziby InterRisk osobiście. Tam okazuje się, że nikt sprawy nie zna i rozmowa przed kamerą nie jest możliwa.*

* skrót materiału

Reporterka: Irmina Brachacz

ibrachacz@polsat.com.pl