„Policjant bił, bił i bił...”

- Ja błagałem o litość, krzyczałem, darłem się, żeby przestał. A on tak jakby się nakręcił: bił, bił i bił – opowiada Arkadiusz Sobolewski. Mężczyzna oskarża policjanta o brutalne pobicie na komisariacie w Sycowie koło Wrocławia. Na dowód pokazuje szokujące zdjęcia siniaków. Policja twierdzi, że pan Arkadiusz… stawiał opór.

- Zacząłem słyszeć krzyki, hałas. Policjant, który mnie przesłuchiwał spytał: co tam się dzieje? Ja mówię: pewnie go biją – dodaje Mateusz Szostak, kolega pana Arkadiusza.

Cała sprawa zaczęła się w maju na stacji benzynowej w Sycowie. Grupa mężczyzn wszczęła awanturę. Jednym z bijących się był Arkadiusz Sobolewski. 

- W pewnym momencie w naszą grupę, która się szamotała, wbił się jeden chłopak. Kolega (pan Arkadiusz - przyp. red.) popchnął go. Chłopak uderzył głową o studzienkę. Podjechałem samochodem i zabraliśmy go na pogotowie. Arek na pogotowiu powiedział, że uderzył tego chłopaka niechcący, bo wszedł w grupę, w której się biliśmy. Przyjechała jego matka, okazało się, że jest on osobą głuchoniemą – mówi Mateusz Szostak, kolega pana Arkadiusza.

- I za chwilę wleciała policja, nawet nie wiedziałem, że to policja. Z tyłu tylko poczułem uderzenie w ramię, wykręcili mi rękę i założyli kajdanki. Rzucili mnie na ziemie i zaczęli dusić – twierdzi pan Arkadiusz.

Policjanci zawieźli zatrzymanych do komisariatu policji w Sycowie. Arkadiusz Sobolewski trafił do pokoju na parterze, obok dyżurki. Tam, jak twierdzi, został skatowany przez jednego z funkcjonariuszy.

- Jeden policjant przyszedł do mnie i ściągnął mi spodnie z bielizną razem. Zaczął mnie katować. Nie pamiętam do ilu, dwadzieścia pał może policzyłem, zemdlałem – opowiada pan Arkadiusz.

- Z uwagi na to, że było wyraźnie czuć woń alkoholu z ust pana Arkadiusza, ściągnięto mu kajdanki. W tym momencie pan Arkadiusz wpadł w furię, próbował wydostać się, szarpał się z policjantami. W tym czasie użyto chwytów obezwładniających, siły fizycznej i zgodnie z przepisami pałki policyjnej – tłumaczy Sławomir Gierlach, rzecznik policji w Oleśnicy.

- Ciężko o tym mówić… Bałem się, że mnie zabiją, że już nie zobaczę swojego syna. Po prostu bili, bili, bili – dodaje pan Arkadiusz.

- Postępowanie toczy się w sprawie. Nikomu nie postawiono zarzutów, w dalszym ciągu wyjaśniamy okoliczności tego zdarzenia i weryfikujemy zebrane dowody – mówi Małgorzata Klaus z Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu.

Policjant, którego wskazuje Arkadiusz Sobolewski jest rozpoznawalną osobą w Sycowie. Ma niebanalne hobby, o którym pisze lokalna gazeta: trenuje boks.

- Policjant pracuje od około 17 lat. Od trzech lat jest asystentem w zespole prewencyjnym Komisariatu Policji w Sycowie. Opinię ma pozytywną, nigdy nie był karany dyscyplinarnie – informuje  Sławomir Gierlach, rzecznik policji w Oleśnicy.

- Nie mówię, że jestem święty. Wdawałem się w bójki, w kradzieże, w różne rzeczy. Ale po tym wszystkim groził mi wyrok, trafiłem do aresztu na trzy miesiące, wyszedłem i przysiągłem sobie, że wezmę się za siebie, bo to nie dla mnie życie. I tak się stało. Wyjechałem za granicę, tam miałem inne życie, zacząłem odkładać, inaczej myśleć. Po tym zajściu na stacji pojechałem do rodziców tego mężczyzny przeprosić. Powiedziałem, że wypiłem alkohol – mówi pan Arkadiusz.*

* skrót materiału

Reporterka: Małgorzata Pietkiewicz

mpietkiewicz@polsat.com.pl