„Tu mieszka złodziej”

W podwarszawskim Józefowie stoi imponujących rozmiarów willa. Pan Robert położył w niej ponad 150 metrów kwadratowych płytek podłogowych, a pan Dariusz zamontował kotłownię. Obaj twierdzą, że za wykonane prace nie dostali nawet złotówki. W sumie walczą o ponad 23 tys. zł. Mężczyźni ustali, że to nie pierwszy dom, który właścicielka postawiła w ten sposób.

Robert Kocon z Węgrowa jest jedynym żywicielem rodziny. Jego żona niedawno straciła pracę. Przez internet szukał pracy. Jest glazurnikiem. Kiedy zadzwoniła do niego pani Dorota z propozycją pracy, był przeszczęśliwy. Niestety, szczęście nie trwało długo.

- Wyglądało to bardzo fajnie, kobieta sympatyczna, barwa głosu przyjemna. Nic nie zapowiadało tego, co się później wydarzyło. Praca miała być na umowę zlecenie, ale jej podpisanie było odwlekane z dnia na dzień. Ona mówiła, że najpierw musimy się sprawdzić, jako pracownicy – mówi pan Robert.

- Cieszyliśmy się, że dobra fucha się trafiła i na same święta będą pieniądze – dodaje pani Renata, żona glazurnika.

Zlecenie było duże: wyłożenie płytkami ponad 300 metrów kwadratowych podłóg. Pan Robert wspólnie z kolegą, panem Dariuszem pracowali przez kilka dni. Położyli ponad 150 metrów kwadratowych płytek. Poprosili właścicielkę o zapłatę za wykonana pracę. Wtedy zaczął się ich koszmar.

- Walczymy o 3710 zł. Śmiech się przyznać, ale to jest duża kwota, bo ja mam w domu teraz 250 zł – mówi pan Robert, który wywiesił transparent z napisem: „Tu mieszka złodziej” na ogrodzeniu willi, w której  pracował.

Okazało się, że pan Robert i pan Darek nie są jedynymi, którzy nie dostali pieniędzy za swoją pracę. Wieść o wiszącym banerze szybko się rozniosła. Pod domem pojawili się kolejni wykonawcy.

- Wykonywałem studnię. Założyliśmy pompę, filtr, wbiliśmy kręgi, praktycznie wszystko uruchomiliśmy. Kwota 1413 zł nigdy nie została mi wypłacona. Mówiła, że później, później. A któregoś dnia stwierdziła, że to jej niepotrzebne, że wyrwie, rzuci na ulicę, to będę mógł sobie odebrać – opowiada Marek Dousa.

- Montowaliśmy kotłownię i wykonywaliśmy prace dodatkowe. Gdy  przyjechałem podpisać protokół odbioru, pan glazurnik zapytał mnie, czy w ogóle jakieś pieniążki stąd wziąłem. Szczerze powiedziałem, że jeszcze nic. Pierwsza faktura opiewa na 17 100 zł brutto. Druga na 2 400 zł brutto – wylicza pan Darek, hydraulik.

Właścicielka willi odmówiła rozmowy przed kamerą.

- Pod tym adresem policja interweniowała już kilkukrotnie. Sprawy za każdym razem dotyczyły tego samego. Jest to konflikt pomiędzy właścicielem budynku a firmami, które wykonywały tam prace budowlane – informuje Jarosław Sawicki, rzecznik Komendy Powiatowej Policji w Otwocku.

- Nie mamy już nic do stracenia. W dodatku wiemy, że ta kobieta oszukała nie tylko nas, ale masę innych firm. To nie jest jej pierwszy dom postawiony w ten sposób – twierdzi Robert Kocon, glazurnik.

- Jej nie obchodzi, że on nie miał na chleb, że musiał pożyczyć pieniądze, żeby dojechać do niej. Ona i tak nie zapłaci – podsumowuje Renata Kocon, żona pana Roberta.*

* skrót materiału

Reporterka: Małgorzata Frydrych

mfrydrych@polsat.com.pl