Dramat rodzinny: córka niepełnosprawna, mąż sparaliżowany
Państwo Cieślakowie ze Świdnika nigdy nie prosili o pomoc, ale dziś są w wyjątkowo trudnej sytuacji. Pani Barbara od 19 lat w całości poświęca się opiece nad niepełnosprawną córka Ewą. Rodzinę w głównej mierze utrzymywał pan Jerzy. Niestety, kilka miesięcy temu mężczyzna spadł z drabiny i jest sparaliżowany od pasa w dół. Rodzina z trudem wiąże koniec z końcem.
- Chwila nieuwagi i dodałem żonie jeszcze pracy. A przecież ma wystarczająco dużo pracując przy osobie niepełnosprawnej 19 lat – mówi Jerzy Cieślak, ojciec niepełnosprawnej Ewy.
Pani Barbara i pan Jerzy Cieślakowie ze Świdnika nigdy nie narzekali na swój los. Kiedy dziewiętnaście lat temu urodziła się ich córka Ewa, musieli zorganizować swoje życie od nowa.
- Cała ciąża przebiegała pomyślnie, nic nie wskazywało, że córka urodzi się chora. To się stało przy porodzie. Przedłużał się i córka została jakby wygnieciona ze mnie. Była już sina, nastąpiło niedotlenienie mózgu. Lekarze stwierdzili, że to dziecięce porażenie czterokończynowe – opowiada Barbara Cieślak, matka Ewy.
- Ewa ma niesprawne ręce i nogi, jej rozwój intelektualny jest na bardzo niskim poziomie. Dziewczynka praktycznie żadnych czynności nie jest w stanie wykonać sama, potrzebuje pomocy drugiej osoby - mówi Elżbieta Krupa, wicedyrektor Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego w Świdniku.
Dlatego po urodzeniu córki pani Barbara zrezygnowała z pracy i całkowicie poświęciła się opiece nad dzieckiem. Jedynym żywicielem rodziny był pan Jerzy.
- Pracowałem na czarno, żeby być dyspozycyjny czasowo. Często musieliśmy jeździć z córką na rehabilitację. Wsiadałem w samochód i jechałem. Nie czekałem na pozwolenie szefa i jego grymasy, bo po raz setny w miesiącu musiałem wyjechać – opowiada pan Jerzy.
Do tej pory Cieślakowie radzili sobie sami. Ale cztery miesiące temu spadło na nich kolejne nieszczęście.
- Czyściłem rurę u kolegi i spadłem z drabiny. Skoczyłem na nogi i moje dwa kręgi uszkodziły rdzeń kręgowy – opowiada pan Jerzy, który jest sparaliżowany od pasa w dół.
Po wypadku Cieślakowie znaleźli się w dramatycznej sytuacji finansowej, bo pan Jerzy nie pracował legalnie wystarczająco długo, żeby otrzymać rentę z ZUS-u. Cała czteroosobowa rodzina utrzymuje się jedynie z renty niepełnosprawnej Ewy i świadczenia pielęgnacyjnego.
- Teraz trzeba liczyć na ludzi dobrej woli, bo sami zginiemy – mówi pan Jerzy.
- Potrzebujemy pieniędzy na rehabilitację dla męża, żeby była poprawa – dodaje pani Ewa.
W domu państwa Cieślaków to będzie bardzo smutne Boże Narodzenie. Pani Barbara nie kupuje prezentów, nie gotuje świątecznych potraw. Nie ma na to czasu ani pieniędzy.
- Nie ma czasu na myślenie, jakie będą te święta, tylko jest choroba. Przesiadanie, mycie, i gotowanie – podsumowuje pani Barbara.*
* skrót materiału
PS. Jest szansa, że pan Jerzy będzie kiedyś chodził, bo rdzeń kręgowy nie jest przerwany. Niestety, rodzina potrzebuje pieniędzy na leczenie i rehabilitację. Jeśli chcą Państwo pomóc, prosimy o kontakt z redakcją: tel: 22 514 41 26 lub interwencja@polsat.com.pl
Reporterka: Paulina Bąk