Praca marzeń… akwizytor

Sądzili, że znaleźli pracę marzeń… Do naszej redakcji zgłosiły się osoby, które czują się oszukane przez jedną z firm działających w centrum Warszawy. Mówią, że poświęciły cały dzień na przejście rekrutacji. Opowiadano im o możliwości szybkiego awansu, atrakcyjnych zarobkach i szkoleniach, a w rzeczywistości zostali… akwizytorami!

Firma zajmująca się między innymi promocją warszawskich teatrów oferuje w internecie pracę na różnych stanowiskach. Niestety, ogłoszenie niewiele ma wspólnego z rzeczywistością.

- Znaleźliśmy się na bazarze, a nie w jakimś biurze. To była czysta akwizycja, a nie było o tym ani słowa w ogłoszeniu oraz podczas rozmowy kwalifikacyjnej – mówi były pracownik.

Firma działa zawsze w ten sam sposób. Potencjalni pracownicy znajdują bardzo ogólne ogłoszenie w internecie. Firma oferuje wysokie zarobki i szybki awans. To fragment jej ogłoszenia: „Firma zajmująca się promocją teatrów poszukuje osób na stanowisko pracownika obsługi klienta. Praca na pełen etat, w godz. 9-18.30. Umowa zlecenie/umowa o pracę. Wynagrodzenie 2-3 tys. zł. Poszukujemy osób dyspozycyjnych, do podjęcia pracy od zaraz.”

- Spodziewałem się pracy w jakiejś grupie PR-owej i w biurze. Tak to zrozumiałem – mówi były pracownik firmy.

- Nasza firma jest totalnie zwariowana. Jeżeli chcesz najszybciej zarobić, to w naszej firmie, bo u nas menager rozdaje pieniądze na prawo i lewo. On zarabia 20-30 tys. zł miesięcznie, ale przede wszystkim stawia, żeby każda osoba się u nas rozwijała, awansowała, żeby każda osoba mogła zostać menagerem – zachwala trener firmy.

Nasza reporterka sprawdziła, jak wygląda rekrutacja w firmie.

- Zapraszam cię dziś nietypowo… pod tygrysa (na ścianie wisi jego sztuczna głowa - przy. red.). To jest taki zwierzak z mocą, bawimy się w moc, bawimy się w symbolikę, żeby nam się chciało chcieć – zachęcał menadżer. - Nie miałem przyjemności z tobą porozmawiać, ale bardzo się cieszę, że z ponad trzydziestu osób, które były na rozmowie wstępnej, wybraliśmy dziewięć i jesteś wśród nich. Chcemy przyjąć cztery osoby, w tym pomoże mi Tatiana. Ona mi powie, jaka Angelika jest, czy warto na nią stawiać. Trzymam mocno kciuki i mam nadzieję, że do nas dołączysz.

Rozmowa kwalifikacyjna też jest bardzo ogólna. Kandydat nie dowiaduje się żadnych szczegółów stanowiska, na które aplikuje. Pracownica opowiada o wysokich zarobkach i licznych szkolenia. Nadal nie wyjaśnia, na czym polega „obsługa klienta” w ich firmie.

- Pracę łączymy z całą masą szkoleń, szkolimy z obsługi klienta, reklamy, marketingu, zarządzania, PR-u, występowania przed większą ilością osób i planowania – usłyszeliśmy podczas rekrutacji.

- Przyszliśmy do biura, sekretarka zapraszała nas po dwie osoby na kolejną rozmowę. Pytała jakie znam teatry, czy jesteśmy odporni na stres, czy wolimy pracować z grupą czy indywidualnie – opowiada były pracownik firmy.

Podczas dnia próbnego, kandydaci dowiadują się, na czym polega praca i czym tak naprawdę zajmuje się firma. Ku zdziwieniu kandydatów promocja teatrów polega na sprzedaży kart rabatowych. Prawdę o zarobkach poznajemy dopiero pod koniec dnia.

- Pani Mariola powiedziała, że teraz pojedziemy na Mokotów. Myślałem, że do jakiegoś biura na szkolenie, a znaleźliśmy się na bazarze. Następnie jeździliśmy po Warszawie, pukaliśmy od drzwi do drzwi i sprzedawaliśmy karty rabatowe do teatru – opowiada były pracownik.

- Konsultant ma od każdej karty 8 złotych, szkoleniowiec ma 10 zł, trener 12, a  asystent 14 złotych. W pierwszym tygodniu „robisz szkoleniowca”. Masz już naliczone 360 albo nawet 400 zł. Dostajesz awans i już zmienia się stawka o 25%. Jeśli sprzedasz 50 kart tygodniowo to masz dodatkowo 100 zł. W sumie to jest 900 zł tygodniówki, czyli w jednym miesiącu można zarobić nawet 2500 zł – poinformowano naszą reporterkę i zaproponowano jej pracę.

Reporterka: Jakąś umowę podpisuję?
Przedstawiciel firmy: Nie skupiaj się na tym. Trzeba się sprężyć, żeby „zdobyć trenera” i podpisać umowę o pracę, po prostu.

Wielu kandydatów, którzy odpowiedzieli na ogłoszenie o pracę czuje się oszukanych. Jak twierdzą, stracili czas i pieniądze. A firma nie ma sobie nic do zarzucenia, bo przecież kandydat nie zadaje konkretnych pytań.

- Jak pani zadaje nieprecyzyjne pytania, to moja osoba w sekretariacie odpowiada nieprecyzyjnie, czyli w tym momencie nie wchodzi w szczegóły, Ona nie zna pani, nie wie,  co pani wie, a czego nie wie – powiedział menager firmy.

- W ogłoszeniu jest mało szczegółów, bo my chcemy, żeby osoba do nas przyszła. Gdybyś miała napisane, że praca w terenie, chodzenie, sprzedawanie kart, to każdy by to odebrał  jako suchą akwizycję, sprzedaż  w terenie – powiedziała osoba zatrudniona na stanowisku trenera.

- Poczułem się oszukany, bo akwizycja ma swoje imię, a o tym nie było ani słowa w ogłoszeniu czy podczas rozmów. Straciłem tylko swój czas i pieniądze na bilety (komunikację miejską – przyp. red.). Jestem osobą bezrobotną, to dla mnie duży wydatek – mówi były pracownik firmy. *

* skrót materiału

Reporterka: Angelika Trela

atrela@polsat.com.pl