Nie badał - kazał zamknąć w szpitalu psychiatrycznym

To był horror. Maria Cieńska została siłą umieszczona w kaftanie bezpieczeństwa i wywieziona z domu do szpitala psychiatrycznego. Policję wezwała pasierbica, z którą pani Maria jest w konflikcie. Pasierbica miała zaświadczenie wydane przez psychiatrę, u którego pani Maria wcześniej leczyła depresję. Lekarz uznał, że trzeba zamknąć kobietę w szpitalu psychiatrycznym, choć nawet jej nie widział!

Pani Maria ma 60 lat. Kobieta w 1997 roku po raz drugi wyszła za mąż, rok później wykryto u niej stwardnienie rozsiane. Od tego czasu zaczęła popadać w głębokie depresje, dlatego zaczęła korzystać z pomocy psychiatry. To pomogło.

- Dowiedziałam się, że można zwalczyć wiele chorób przy pomocy swojej świadomości, przy pomocy psychologii. Ja sobie wbiłam do głowy, że nie jestem chora na stwardnienie rozsiane, ja po prostu źle chodzę – opowiada pani Maria.

- SM jest to taka choroba, która powoduje również zaburzenia stanu psychicznego. Te zaburzenia nie powodują, że ktoś traci równowagę umysłową, one powodują, że pacjenci łatwiej poddają się stanom lękowym, depresyjnym. Pani Maria po prostu potrzebowała takiej opieki – opowiada Ewa Bąkowska, redaktor naczelna tygodnika 7 dni Kalisza.

W jednym domu z kobietą i jej mężem zamieszkała jej 38-letnia pasierbica. Wszystko układało się bardzo dobrze przez 12 lat. Sytuacja zmieniła się w październiku zeszłego roku. Pomiędzy panią Marią a pasierbicą relacje zaczęły się psuć.

- Relacje między nią a pasierbicą są bardzo napięte. Chodziło nieraz o drobiazgi, że pasierbica nie okazuje jej szacunku, ubliża jej – opowiada Dorota Nowak, koleżanka pani Marii.

- Ja traktowałam ją jak matkę. Nie mam sobie kompletnie nic do zarzucenia. Nigdy, powtarzam nigdy nie wyrażałam się w stosunku do niej wulgarnie albo niegrzecznie – zapewnia pasierbica pani Marii.

21 listopada 2012 roku to dzień, który pani Maria wspomina do dziś. Jak twierdzi kobieta, był to spokojny dzień. Nic nie wskazywało na to, że wydarzy się tragedia.

- Dostałam telefon od mojej macochy, że zabiła mi ojca, że leży w samochodzie i się nie rusza. Ja nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Nie pamiętam, jak dojechałam do domu. Policja już była na miejscu. Powiedziałam, co się wydarzyło. Ona była agresywna, policja wezwała pogotowie – twierdzi pasierbica pani Marii.

- Był dzwonek domofonu. Spojrzałam przez okno, podjechała policja. Mój były mąż powiedział, że nie wzywał policji… Doktor powiedział, że musi mnie zabrać do szpitala. Pokazał mi skierowanie i powiedział, że jak nie wyrażę zgody, to mi zrobi zastrzyk i… i tak mnie zabierze – opowiada pani Maria.

- Założono jej kaftan bezpieczeństwa, popychano ją. Ona jest chora na stwardnienie rozsiane, więc ma poważne problemy z utrzymaniem równowagi . Uderzała się o meble. Wchodząc do karetki również posiniaczyła sobie nogi. Trafiła do zakładu psychiatrycznego w Sokołówce – dodaje Ewa Bąkowska, redaktor naczelna tygodnika 7 dni Kalisza.

Okazało się, że kobieta została umieszczona w szpitalu psychiatrycznym na podstawie zaświadczenia wydanego przez jej byłego lekarza psychiatrę. Pani Maria ze szpitala wyszła po jednym dniu, bo jak stwierdzono w szpitalu, kobieta nie potrzebowała hospitalizacji.

Psychiatra Rafał M. stwierdził, że nie musiał przed wystawieniem zaświadczenia widzieć pacjentki, ponieważ… wcześniej ją znał. To miało wystarczyć! Kobieta zgłosiła sprawę do prokuratury. Dochodzenie nawet nie zostało wszczęte.

- Nie można było przyjąć zaistnienia przestępstwa, ponieważ podmiotem rozważanego działania nie był funkcjonariusz publiczny. Kwestia niedopełnienia obowiązków, czy też przekroczenia uprawnień w zasadzie nie była podważana. Natomiast brakło drugiego, istotnego elementu dla bytu tego przestępstwa – tłumaczy Janusz Walczak, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Ostrowie Wielkopolskim.

- Zarzut, że lekarz jej nie widział byłby trafny, gdyby nigdy w życiu tej osoby nie widział, a nawet nie widząc nigdy w życiu tej osoby, to wystawia zaświadczenie – mówi Rafał M., psychiatra prywatnej przychodni.

Pani Maria chce walczyć o sprawiedliwość, po tym jak zachował się jej lekarz psychiatra. Konflikt rodzinny, pomimo tego, że kobieta nie mieszka już ze swoim byłym mężem nadal nie został zażegnany. Jej pasierbica twierdzi, że boi się swojej macochy. A pani Maria próbuje wrócić do normalności i zapomnieć o wydarzeniach z zeszłego roku.

- Ja nie jestem osoba, która zagraża innym. Ja jestem normalnym człowiekiem. Mam depresje, ale ja się tego nie wstydzę. Wiele osób ma depresję i żyją, pracują. Sztuką jest walczyć z tą chorobą – podsumowuje pani Maria.*

* skrót materiału

Reporterka: Martyna Grzenkowicz

mgrzenkowicz@polsat.com.pl