Bolała ją głowa – straci prawo jazdy

Pani Kamila z Poznania przez padaczkę straci wkrótce prawo jazdy. Kobieta jednak twierdzi, że nigdy na nią nie chorowała! Diagnozę postawili lekarze szpitala, w którym leżała na obserwacji. Urzędnicza machina ruszyła i nie sposób jej zatrzymać. Czy padaczkę wpisano, by NFZ zapłacił za leczenie pani Kamili?

28-letnia Kamila Kruś z Poznania kierowcą jest od prawie 10 lat. Ale to jej ostatnie chwile z prawem jazdy. Lada dzień zostanie jej ono odebrane. Wszystko zaczęło się w sierpniu ubiegłego roku. Pani Kamila źle się poczuła – ból głowy, mrowienie w rękach i nogach, problemy z widzeniem. Przestraszona swym stanem, udała się do lekarza.

- Trafiłam w ciągu dosłownie 20 minut do neurologa, który stwierdził, że może to mieć związek z jakimś niedokrwieniem albo tętniakiem. Dostałam skierowanie do szpitala – opowiada pani Kamila.

- Lekarze zrobili badaniach i nie wykazali nic poważnego. Jednak w wypisie lekarskim pojawił się symbol G40.8 i właśnie przez ten symbol pani Kamila ma problemy – mówi Krystian Lurka, dziennikarz Głosu Wielkopolskiego.

- Zaczęłam drążyć, o co chodzi z tym symbolem. Okazało się, że oznacza padaczkę – dodaje pani Kamila.

Pani Kamila już wkrótce przekonała się, ile problemów dostarczy jej wypis ze szpitala z symbolem G40.8. We wrześniu otrzymała pismo, że poznański wydział komunikacji -poinformowany przez szpital - rozpoczął w jej sprawie postępowanie sprawdzające, czy z racji rozpoznania padaczki nie należy kobiecie odebrać prawa jazdy.

- Z przepisów wynika, że my musimy skierować taką osobę na badanie – informuje Bartosz Pelczarski, dyrektor Wydziału Komunikacji w Urzędzie Miasta Poznania.

Machina ruszyła. Pani Kamila trafiła do Centrum Medycyny Pracy w Poznaniu, potem do Instytutu Medycyny w Łodzi. Obie instytucje uznały, że ze względu na padaczkę jest niezdolna do prowadzenia pojazdów.

- Nie mogliśmy orzec inaczej jak tylko to, że istnieją przeciwwskazania do prowadzenia pojazdów silnikowych. Obowiązuje nas rozporządzenie ministra zdrowia, które mówi o tym, że w przypadku napadów o symptomatologii padaczkowej, nie można uzyskać prawa jazdy przez co najmniej rok – wyjaśnia Grażyna Wośkowiak, wicedyrektor ds. medycznych Wielkopolskiego Centrum Medycyny Pracy w Poznaniu.

- Pani neurolog obejrzała wszystkie dokumenty i powiedziała że ma dla mnie dwie wiadomości: dobrą i złą. Dobra jest taka, że pewnie tej padaczki nie mam i jestem osobą zdrową. Zła jest taka, że ona niestety nie ma wpływu na tę decyzję i wypis wiąże jej ręce – mówi pani Kamila.

- My nie jesteśmy od tego, żeby stwierdzać, czy dany lekarz wykonał prawidłowo to badanie czy też nie. Jeżeli lekarz przeprowadzający badanie stwierdza, że są przeciwwskazania, to my reagujemy – tłumaczy Bartosz Pelczarski, dyrektor Wydziału Komunikacji w Urzędzie Miasta Poznania.

Pani Kamila postanowiła udowodnić, że padaczki nie ma. Jak twierdzi, ma na to stosowne dokumenty.

- Mam nawet rozpoznanie, które świadczy o bólach głowy. Są to inne bóle głowy, takie jest rozpoznanie! Nie ma to związku z padaczką – mówi pani Kamila.

- Braliśmy pod uwagę dokumentację pani Kamili, ale obserwacja w warunkach klinicznych z tym całym pakietem badań jest ważniejsza niż orzeczenie lekarza, który widział ją jednorazowo lub kilka razy – tłumaczy Grażyna Wośkowiak, wicedyrektor ds. medycznych Wielkopolskiego Centrum Medycyny Pracy w Poznaniu.

Pani Kamila nie rozumie, dlaczego w jej wypisie figuruje symbol rozpoznania padaczki. Chciała to wyjaśnić u źródła.

- Podczas nieoficjalnych rozmów w szpitalu lekarka prowadząca powiedziała wprost, że musiała wpisać ten symbol, aby szpital otrzymał pieniądze z NFZ – mówi Krystian Lurka, dziennikarz Głosu Wielkopolskiego.

Kierownictwo szpitala, w którym wykryto rzekomą padaczkę u pani Kamili nie znalazło czasu na wypowiedź przed kamerą.

- Jestem już zmęczona powtarzaniem tego, że nie mam padaczki. Jestem zdrowa, mogę jeździć samochodem – mówi pani Kamila.*

* skrót materiału

Reporterka: Irmina Brachacz

ibrachacz@polsat.com.pl