Matka autystycznych dzieci vs urzędnicy

Agnieszka Jakubowska z trudem radzi sobie z wychowywaniem czterech autystycznych synów. Dzieci nie chodzą do szkoły ani przedszkola, wymagają opieki specjalistów. Pani Agnieszka twierdzi, że robi wszystko, by im ją zapewnić. Pomocy szukała w wielu instytucjach, ale efekt jest taki, że… może stracić dzieci. Urzędnicy uznali, że synowie są zdemoralizowani i trzeba ich umieścić w zamkniętym ośrodku socjoterapii.

- Jak zaczęłam mówić o problemach z dziećmi, to oni zaczęli mi udowadniać, że ja się nie nadaję na matkę – mówi pani Agnieszka Jakubowska.
41-letnia kobieta mieszka w warszawskiej dzielnicy Wola. Nie pracuje, bo opiekuje się dziećmi. Każdy z jej z czterech synów ma stwierdzoną różną formę autyzmu. Chłopcy wymagają opieki specjalistów.

- Opieka społeczna twierdzi, że to są dzieci zdemoralizowane a nie chore! Olek ma Zespół Aspergera. Darek, Mariusz i Patryk mają zdiagnozowany już autyzm – opowiada pani Agnieszka.

- Choroba nie jest usprawiedliwieniem zachowań, przekraczania norm. Nie możemy się zgodzić na to, że łamanie prawa jest dozwolone w przypadku dziecka z zespołem Aspergera – mówi  Bogusława Biedrzycka, dyrektor Ośrodka Pomocy Społecznej Warszawa-Wola.

- U takich dzieci mogą pojawić się zachowania uznawane za niegrzeczne, obraźliwe. Może pojawić się czasami agresja. Takie zachowania mogą doprowadzać do tego, że dziecko zostanie uznane po prostu za chuligana, a nie za dziecko z problemem – wyjaśnia Monika Matelska, lekarz psychiatra dzieci i młodzieży.

Z czwórki synów do szkoły chodzi tylko 9-letni Mariusz. Natomiast 14-letni Olek sprawia najwięcej kłopotów. Został przyjęty do szkoły poza rejonem. Początkowo dobrze sobie radził, potem zaczęły się problemy. Współpraca matki ze szkołą też przestała się układać. Najpierw dziecko miało nauczanie indywidualne, potem nauczanie domowe. Od września chłopiec uczy się w domu sam, tylko pod nadzorem mamy.

- Cały czas walczę, żeby trafił do szkoły integracyjnej. Chodziłam, gdzie mogłam, także do kuratorium oświaty. Chcę, żeby się nauczył współpracy z rówieśnikami, a nie siedział w domu – mówi pani Agnieszka.

Do szkoły nie chodzi także 13-letni Darek, który teraz przebywa na obserwacji w szpitalu psychiatrycznym. Najmłodszy 6-letni Patryk ma głęboki autyzm. Dziecko nie mówi. Nie chodzi do przedszkola ani na zajęcia z terapii. Ośrodek pomocy społecznej wini matkę. Dlatego złożył wniosek do sądu o odebranie jej dzieci i umieszczenie ich w miejskim ośrodku socjoterapii. Rozmawiamy z Bogusławą Biedrzycką, dyrektor Ośrodka Pomocy Społecznej Warszawa-Wola.

Dyrektor ośrodka: Jest to bardzo trudna decyzja, ale ona też zapada po kilku latach intensywnych prób podjęcia współpracy. W naszej ocenie pani Agnieszka nie zabezpiecza dziś podstawowych potrzeb swoich dzieci.
Reporterka: Czy ten młodzieżowy ośrodek socjoterapii to zamknięta placówka czy otwarta?
Dyrektor ośrodka: Zamknięta. Matka nie mogłaby być z dziećmi, natomiast mogłaby być z nimi w stałym kontakcie.
Reporterka: A czy są takie ośrodki na terenie Woli albo Warszawy, gdzie można  umieścić całą rodzinę i poddać terapii?
Dyrektor ośrodka: Tutaj może zadajmy sobie pytanie: tylko po co?

- Umieszczenie chłopca w ośrodku socjoterapii będzie dla niego niekorzystne, ponieważ on sobie tam nie poradzi, tam też będą problemy z tym dzieckiem – uważa Agata Makarewicz, psychiatra dziecięcy, który pracuje w poradni autystycznej dla dzieci.*

* skrót materiału

P.S. O losie rodziny już niebawem zadecyduje Sąd Rodzinny w Warszawie. 28 stycznia odbędzie się najprawdopodobniej jedna z ostatnich rozpraw. Jeśli sąd przychyli się do decyzji ośrodka pomocy społecznej, bracia trafią do zamkniętego ośrodka socjoterapii.

Reporterka: Małgorzata Pietkiewicz

mpietkiewicz@polsat.com.pl