Rehabilitacja dzieci to w Polsce fikcja…

Rehabilitacja dzieci to w Polsce fikcja… 16-letnia Klaudia została potrącona na pasach. Bez pomocy specjalistów nigdy nie odzyska pełnej sprawności. Niestety, NFZ refunduje tylko 12 tygodni rehabilitacji. Jej rodzice już zastanawiają się, co sprzedać, by zapewnić dziecku dalszą opiekę. 16-letni Robert cierpi na dziecięce porażenie mózgowe. Co dzień walczy z przeraźliwym bólem kości. Rehabilitowany nie był od lat, bo jego rodziców na to nie stać.

- Ona budzi się z bólem, trzeba ją rozruszać, żeby mogła normalnie funkcjonować – opowiada o córce Andżelika Gajtkowska. Klaudia Gajtkowska ma
16 lat. W Centrum Zdrowia Dziecka w Międzylesiu nie tylko się rehabilituje, ale także jest pod opieką psychologa i logopedy. Jak każda nastolatka codziennie chodzi do szkoły. Jeszcze nie samodzielnie, ale robi wszystko, by odzyskać dawną sprawność. Klaudia korzysta z tzw. rehabilitacji stacjonarnej. Przebywa w szpitalach od 7 maja 2013 r., kiedy została potrącona na przejściu dla pieszych.

- Klaudia miała 11 złamań samej czaszki. Nie miała ani oczodołów, ani noska. Z oczodołów pozostało sito. Lekarz powiedział, że jeśli przedostanie się płyn mózgowy do oka, to koniec – wspomina Andżelika Gajtkowska, mama Klaudii.

Dziewczynka miała inne plany. Po trzech miesiącach od wypadku wybudziła się ze śpiączki w warszawskiej klinice „Budzik”. Od wielu miesięcy jest intensywnie rehabilitowana. Jednak zgodnie z przepisami Narodowego Funduszu Zdrowia dziecku przysługuje zaledwie 12 tygodni takiej rehabilitacji w roku.

- Niestety, mamy tylko trzy miesiące. Nie wiem, co będzie dalej. Zastanawiamy się z mężem co sprzedać, co zrobić, żeby móc ratować dziecko – mówi Andżelika Gajtkowska.

Rówieśnik Klaudii, Robert Todorowski z Wielodróży nie ma nawet tych trzech miesięcy. Chłopiec od dziecka choruje na porażenie mózgowe. Ma rozszczep kręgosłupa. Z rehabilitacji nie korzystał od lat.

- Do 7-8 roku życia przeważnie przebywaliśmy w szpitalach. Później wróciliśmy do domu. Jak przyjeżdżał Caritas, to dziecko miało zapewnioną rehabilitację. Problem zaczął się, gdy  Caritas przestał przyjeżdżać. Narodowy Funduszu Zdrowi nie  płaci za rehabilitację. To trwa już jakieś pół roku. Nie ma nocy, kiedy on nie jęczy z ogromnego bólu – opowiada Jolanta Godzieba, mama Roberta.

Chłopiec ma zalecaną stałą rehabilitację. Jednak nawet dowożenie go, do oddalonego o kilkanaście kilometrów szpitala jest wydatkiem, który przekracza budżet jego rodziny.

- Zawsze jakoś tam sobie radziłam, ale teraz ta choroba tak się posunęła, że on jest strasznie zdeformowany i bardzo cierpi. To jest taki płacz, że nie można tego słuchać – rozpacza Jolanta Godzieba, mama Roberta.

Chłopiec nie wyjeżdża nawet na wakacyjne turnusy rehabilitacyjne, ponieważ nie ma odpowiedniego wózka inwalidzkiego. W domu pieniędzy brakuje na wszystko. Od lat mama Roberta stara się uzyskać dofinansowanie do łazienki.

- Teraz kładę go na wersalkę, podstawiam miskę i najpierw jedną połowę myjęa, a potem drugą. To jest dziecko leżące, musi być zadbane – opowiada pani Jolanta Godzieba.

- W takich przypadkach, nazwijmy to stałych, najlepiej się udać po pomoc do lekarza rodzinnego. On ma w takich przypadkach prawo, a właściwie obowiązek wystawić skierowanie do świadczeń fizjoterapeuty czy lekarza rehabilitacji – twierdzi Andrzej Troszyński, rzecznik Narodowego Funduszu Zdrowia.

Tyle mówią przepisy i rzecznik NFZ-u. Rzeczywistość jest zupełnie inna.

- Nasz ośrodek nie ma funduszy, żeby dojeżdżać. Ja mam do Ostrołęki ponad 50 kilometrów, a oni dojeżdżają 25 – mówi Jolanta Godzieba, mama Roberta.

- U nas są tylko karetki pogotowia, ale to już decyduje kierownik pogotowia, dyrektor. Ja nie mam na to wpływu. Mogę tylko napisać zalecenie, a oni mogą odmówić - opowiada Anna Kaszubowska, lekarz rodzinny.

Średni, miesięczny koszt prywatnie opłacanej rehabilitacji domowej, z jakiej powinien korzystać 16-letni Robert, to około 3 tys. zł. Zarówno on, jak i Klaudia nie tyle powinni, co muszą być rehabilitowani, aby w miarę normalnie żyć. 

- Ta deformacja cały czas mu się posuwa. Przyjdzie kiedyś taki dzień, kiedy to wszystko się zakończy... Gdyby miał rehabilitację, to zatrzymałoby się, te kości nie bolałyby tak, byłoby dobrze – rozpacza Jolanta Godzieba, mama Roberta.*

* skrót materiału

Reporterka: Milena Sławińska

mslawinska@polsat.com.pl