Budowali w Berlinie – wracają bez wynagrodzeń
Wyjechali do dobrze płatnej pracy w Niemczech – wracają bez wynagrodzeń! Budowlańcy ostrzegają przed polskim pośrednikiem, szukającym robotników do pracy przy budowie centrum handlowego w Berlinie. Obiecywano im 8 euro za godzinę, a na miejscu wypłacano drobne zaliczki na jedzenie. Ci, którzy się buntowali trafiali na ulicę, bo szef wyrzucał ich z hotelu.
- Tragedia, firma krzak. Chcieliśmy innych ludzi poinformować, żeby nie jechali – ostrzegają budowlańcy z Mławy i okolic, którzy przez miesiąc pracowali na budowie w Berlinie.
Miało być tak pięknie. Osiem euro za godzinę, 10 godzin pracy dziennie przy budowie największego w Europie centrum handlowego w Berlinie. A wyszło jak wyszło, czyli nie najlepiej. Prawie pięćdziesięciu murarzy z całej Polski przyjechało do Berlina w październiku zeszłego roku, do pracy.
- Teraz jest łatwo o tanią siłę roboczą. Jeżeli ktoś powie, 8 euro za godzinę, to każdy przyjedzie – opowiada pan Mariusz z Mławy, który walczy o pieniądze za pracę na budowie w Berlinie.
- Zaczęło tu przybywać ludzi, w końcu nie dostaliśmy nic, tyle co na chleb – opowiada Krzysztof Jankowski, budowlaniec.
Problemy z otrzymywaniem wynagrodzenia zaczęły się od listopada. Zaliczki po około 10 euro na tydzień wystarczały tylko na przeżycie i dojazd do pracy. Nie było mowy o przesyłaniu pieniędzy do domu. Robotników, którzy zbyt gorliwie dobijali się o swoje pieniądze, szef wyrzucał z hotelu. Lądowali więc na ulicy i spali w samochodzie, tak jak teraz pan Mariusz.
- To nie jest spanie. Śpi się pół godziny do godziny i człowieka budzi zimno, delirka. Trzęsiemy się cali. Trzeba wyjść, pochodzić, rozgrzać się i znowu to samo. Mówiłem szefowi, że mam eksmisję z domu, że nie mamy pieniędzy na święta, że w Polsce czworo dzieci i żona, ale spłynęło to po szefie i jeszcze głupie uśmiechy – opowiada pan Mariusz.
Murarze, którzy od prawie trzech miesięcy nie dostają wynagrodzeń za pracę w Niemczech, nagrali telefonem komórkowym Dariusza S., pełnomocnika polskiej firmy, która ich zatrudniła. Dariusz S. jest mężem właścicielki firmy Jolanty S. To fragment nagrania:
Robotnicy: Nas interesują wszystkie pieniądze, bo to są święta i my kończymy z panem współpracę. Tym bardziej, że każdy zadłużył się, żeby tu przyjechać.
Dariusz S.: Ale moment, poczekajcie do jutra.
Robotnicy: Czekaliśmy już do jednych wtorków, do śród. Nikt nie wyjedzie bez pieniędzy na święta.
Nasza dziennikarka podaje się za żonę jednego z polskich murarzy. Chcemy dowiedzieć się od jednego z niemieckich współpracowników firmy Jolanty S., czy będą wypłaty dla polskich robotników, pracujących przy budowie centrum handlowego. I tu zaskoczenie - okazuje się, że polski pośrednik dostał kilkadziesiąt tysięcy euro na wypłaty.
- Ja wiem, że Wiktor zapłacił Darkowi więcej niż 80 tysięcy euro. Widziałem kwit. Wiktor nie chciał dalej pracować z tym Darkiem – powiedział jeden z niemieckich współpracowników firmy Jolanty S.
- Czekaliśmy 23 grudnia do godziny 23, żeby ktokolwiek te pieniążki załatwił. Przyjechał jakiś człowiek, dał 2000 euro na 15osob. Także świąt w nie mieliśmy – opowiada Arkadiusz Chyliński, który walczy o pieniądze za pracę na budowie w Berlinie.
Rodzina pana Mariusza mieszka w Mławie. Czworo dzieci i żona za dwa tygodnie będą eksmitowani z mieszkania. Mówią, że pieniądze, które zarobił pan Mariusz na budowie w Berlinie w zupełności wystarczyłyby, żeby uregulować zadłużenie.
- W tej chwili to jest już tylko kwestia pieniążków. Jeśli zapłacimy, to będziemy mieszkać, jeśli nie, to do widzenia. Trzeba dzieciom dać jeść, opłacić rachunki, a ja nie mam za co. Rodzina mi pomaga, jak może. Ja w święta radości nie miałam. Ciężko było mi patrzeć na moje dzieci, no nie odstały nawet tabliczki czekolady – opowiada pani Ewa, żona pana Mariusza.
- Pieniądze, które zarobiłem, uratowałyby moją rodzinę przed eksmisją. Niestety, chodzę do szefa, dopominam się, ale nie ma nic – mówi pan Mariusz.
Poszliśmy do firmy, która zatrudniła murarzy na budowę w Berlinie. Siedziba mieści się w mieszkaniu na warszawskim Bródnie. Dariusz S., pełnomocnik firmy i mąż właścicielki powiedział nam, że nie płacą, bo im też nie zapłacili.
- Wszyscy, co tu są, zostaną bezpośrednio spłaceni. Reszcie ludzi, w zależności od pieniędzy, będę płacił 200-300 euro miesięcznie. Pospłacam zapewnił Dariusz S. pełnomocnik firmy, która zatrudniła budowlańców.*
* skrót materiału
Reporterka: Ewa Pocztar-Szczerba