Kancelaria prawna oszukała chorego
Łukasz Witkowicz został napadnięty i ciężko pobity w 2008 roku. Jego oprawca trafił do więzienia, miał też zapłacić poszkodowanemu ponad 24 tys. zł. Jednak pan Łukasz otrzymał z tej kwoty zaledwie 3 tys. zł. Resztę zatrzymała kancelaria, która reprezentowała pobitego w sądzie.
Historię Łukasza Witkowicza pierwszy raz pokazaliśmy w 2008 roku. Miał wówczas 15 lat i cierpiał na nowotwór złośliwy kości. Kiedy szedł z ojcem do przychodni lekarskiej, został napadnięty.
- Szliśmy chodnikiem, doleciał do mnie jakiś facet wysoki i dał mi gazem po oczach. Upadłem, nic nie widziałem. Jeden uderzył Łukasza go w głowę. Syn krzyczał: ratunku. Ja też wzywałem pomocy, byłem w szoku – opowiadał wówczas Jan Witkowicz, ojciec Łukasza.
Łukasz w ciężkim stanie trafił do szpitala. Dwa tygodnie był w śpiączce. Walczył o życie.
- Obrażenia wskazują, że uderzano z myślą, żeby go zabić – mówiła w 2008 roku Bernadeta Tułaza, ordynator oddziału anestezjologii i intensywnej terapii Szpitala Powiatowego w Lubinie.
Łukasz po wielu miesiącach wygrał walkę o życie i zdrowie. Ale skutki bestialskiego napadu odczuwa do dziś.
- Ma bliznę na głowie, padaczkę, musi brać leki – opowiada Jan Witkowicz, ojciec Łukasza.
Sprawcą napadu na Łukasza okazał się 22-letni wówczas Tomasz A. Twierdził, że skatował Łukasza przez pomyłkę.
- Sąd skazał go na siedem lat pozbawienia wolności i orzekł od tego oskarżonego na rzecz pokrzywdzonych nawiązki, w łącznej kwocie 24 tysięcy złotych – informuje Jarosław Halikowski z Sądu Okręgowego w Legnicy.
W zeszłym roku komornik ściągnął pieniądze dla pana Łukasza. Przelał je na konto kancelarii prawnej Król i partnerzy, która reprezentowała przed sądem pobitego chłopaka.
- Oni 15 procent kwoty odszkodowania zabierają jako honorarium, a reszta się należy Łukaszowi. Jednak syn dostał tylko 3 tysiące złotych – mówi Jan Witkowicz, ojciec Łukasza.
- Jeździłem z tatą do tej kancelarii, dzwoniłem chyba ze sto razy. Mówili, że nie ma tych pieniędzy, a później, że je wyślą – opowiada Łukasz Witkowicz.
Chociaż cała kwota trafiła na konto kancelarii osiem miesięcy temu, Łukasz nie ma pieniędzy do dziś. Dlatego zawiadomił prokuraturę.
- To nie jest jedyne zawiadomienie, które wpłynęło do nas w tej sprawie. Już teraz pokrzywdzonych jest sto osób. Powodem składania zawiadomień było to, że osoby czuły się pokrzywdzone przez kancelarię, bo uzyskiwały od ubezpieczycieli informacje, że pieniądze zostały przelane na rzecz kancelarii, a ta ich nie wypłacała – mówi Liliana Łukasiewicz z Prokuratury Okręgowej w Legnicy.
Pojechaliśmy do siedziby kancelarii prawnej Król i partnerzy w Legnicy. Nikt nie chciał odpowiedzieć na nasze pytania. Pracownica poinformowała nas, że w tym miejscu mieści się teraz inna kancelaria – Król i wspólnicy.
Reporterka: Ta kancelaria nie ma z tamtą kancelarią nic wspólnego?
Pracownica kancelarii: Kiedyś miała, ale teraz już nie. Od dłuższego czasu nie ma, więc proszę nie mylić pojęć
Reporterka: Czy pani zna sprawę, o której rozmawiamy?
Pracownica kancelarii: Nie, ja nie prowadziłam tej sprawy.
Reporterka: Ale pracowała pani w tamtej kancelarii?
Pracownica kancelarii: To nie jest pytanie, na które muszę odpowiadać.
- Dla świętego spokoju zapłaciłbym te 17 tysięcy, tylko honor mi nie pozwala - twiwerdzi Zbigniew Król, były prezes kancelarii Król i partnerzy.
Pracownica kancelarii Król i wspólnicy odesłała nas do Zbigniewa Kistera – obecnego prezesa kancelarii Król i partnerzy. Kancelarii, która jak się okazało nie ma siedziby. Prezes także twierdzi, że nie ma pieniędzy dla pana Łukasza.
Zbigniew Kister: Nie ma pieniędzy nie tylko dla tego klienta, ale dla innych też.
Reporterka: Jak to nie ma?
Zbigniew Kister: No, nie ma
Reporterka: Kto oszukał tych ludzi, kto zabrał pieniądze temu chłopakowi?
Zbigniew Kister: Ja w prokuraturze twierdzę, że Król, że to wszystko działo się na polecenie adwokata Króla.
Czyli szefa nowej kancelarii Król i wspólnicy. Adwokaci nawzajem przerzucają się odpowiedzialnością, a pan Łukasz czeka na pieniądze.
- Dlaczego kancelaria prawna zabiera czyjeś pieniądze? Niech mi wytłumaczą, na co one poszły? Bawią się za nie? – pyta Jan Witkowicz, ojciec Łukasza.*
* skrót materiału
Reporterka: Paulina Bąk