Wracali z manewrów – omal nie zabili 14-latki

Przejazd wojskowego konwoju przez Czerwieńsk omal nie zabił 14-letniej Wiktorii. Jeden z wozów zahaczył o wiszący nad ulicą kabel, a ten wyrwał ze ściany skrzynkę, która spadła na głowę dziewczyny. 14-latka zalała się krwią. Z bólami głowy, kręgów szyjnych i paraliżem twarzy zmaga się do dziś. Wojsko nie poczuwa się do winy.

Czternastoletnia Wiktoria i o rok młodsza Jessica są przyjaciółkami. 27 września ubiegłego roku nastolatki zapamiętają na zawsze. Około godziny 17 poszły na spacer po rodzinnym Czerwieńsku – niewielkiej miejscowości nieopodal Zielonej Góry.

- Wracałyśmy z działek, gdy obok przejechało jakieś auto. Pamiętam, że zastanawiałyśmy się, co to w ogóle może być, bo jechało tak szybko. Za chwilę nadjechało kolejne i za drugim coś na nas spadło - opowiada Wiktoria Dominik, ofiara wypadku.

- Z Czeskiej Republiki wracała grupa pojazdów do koszar w Czerwieńsku. Jeden z zestawów niskopodwoziowych, na którym przewożony był pojazd, zahaczył o przewody znajdujące się nad drogą – opowiada mjr Mariusz Urbański z 4. Zielonogórskiego Pułku Przeciwlotniczego.

- To był taki uchwyt antenowy i ta dziewuszka dostała skrzynią – dodaje mieszkaniec kamienicy, przy której doszło do wypadku.

- Zauważyłam, że Wiktorii strasznie leci krew, zaczęłyśmy krzyczeć pomocy, żeby ktoś nam pomógł, ale nikt nie zareagował, więc poszłyśmy dalej – twierdzi Jessica Kluj, przyjaciółka Wiktorii.

Pomocy udzielono Wiktorii dopiero w pobliskim sklepie. Stamtąd zabrało ją pogotowie. Z rozległym krwawieniem trafiła na stół operacyjny.

- Lekarze powiedzieli, że miała strasznie dużo szczęścia, że ta skrzynka nie oderwała się od tego kabla, że jakoś ten kabel ją zamortyzował i nie wbiła jej się całkiem w głowę - mówi Justyna Jonczyk, mama Wiktorii.

Dlaczego wojsko nie pomogło rannej Wiktorii? Dziewczynki twierdzą, że wzywały pomocy. Wojsko ma na ten temat inną teorię…

- Nikt z żołnierzy nie zauważył, że ktokolwiek został ranny w trakcie tego zdarzenia. Potwierdziło to nagranie z monitoringu, który znajduje się na sklepie. Dziewczynki oddaliły się same, nie wołały pomocy – twierdzi mjr Mariusz Urbański z 4. Zielonogórskiego Pułku Przeciwlotniczego.

- Jeżeli wzdłuż tej kolumny idą dwie dziewczynki i jednej cieknie jej krew, to nie wiem… Chyba niewidomi u nas w wojsku nie służą – mówi Piotr Jonczyk, brat pani Justyny.

W całej sprawie wojsko nie ma sobie nic do zarzucenia. Żołnierze twierdzą, że współczują Wiktorii, ale ich zdaniem winny jest … kabel.

- Z ustaleń wstępnych policji wiemy, że nie powinien się znajdować jakikolwiek przewód nad tą drogą. Nie wiemy, dlaczego się tam znalazł. Tu właśnie powinno się szukać tego sprawcy. Pojazdy posiadały wymagane zezwolenia na przejazd tą trasą, ich wysokość została zmierzona i była zgodna z przepisami – mówi mjr Mariusz Urbański z 4. Zielonogórskiego Pułku Przeciwlotniczego.

- Ten kabel wisi tam od wielu lat. Ich pierwszy samochód przejechał, Kilka tygodni wcześniej jechali tą trasą w drugą stronę i kabel też był. To chyba takie tłumaczenie w ramach obrony własnego tyłka – uważa Justyna Jonczyk, mama Wiktorii.

Jak to możliwe, że dwa tygodnie wcześniej auta, jadąc na poligon wojskowy, kabla nie zerwały? Próbowaliśmy o to zapytać. Wywołało to dużą irytację wojskowych.

Reporterka: Na monitoringu widać, że to nie jest pierwszy pojazd, który przejeżdża, przejeżdżał również podobny duży pojazd i nie zaczepił. Czemu akurat ten?
Mjr Mariusz Urbański: Takie pytania to proszę kierować do przedstawicieli policji, prokuratury.
Reporterka: Ale to wasz pojazd, więc pytam was.
Mjr Mariusz Urbański: Ja już więcej nie będę udzielał odpowiedzi na te pytania, dziękuję za uwagę.

Od momentu zdarzenia sprawą zajmowała się prokuratura. 18 grudnia śledczy umorzyli sprawę. Powód? Obrażenia Wiktorii były dla prokuratora zbyt lekkie. Rozmawiamy z Grzegorzem Szklarzem, rzecznikiem Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze:

Reporterka: Skąd pomysł, że te obrażenia były poniżej 7 dni, skoro Wiktoria nadal uskarża się na dolegliwości?
Rzecznik: To jest dosyć skomplikowana materia, bo to że ktoś się uskarża, to nie znaczy, że obrażenia naruszyły prawidłowe funkcjonowanie organizmu na okres powyżej 7 dni.

- Wiktoria ma powypadkowe uszkodzenie kręgów szyjnych, od jakiegoś czasu zaczęło paraliżować jej buzię – opowiada Justyna Jonczyk, mama Wiktorii.

- Nie potrafię się zachowywać, jak osoby w moim wieku, nie potrafię.  W miejsce wypadku nie jestem w stanie pójść, nie dam rady – rozpacza Wiktoria.*

* skrót materiału

Reporterka: Irmina Brachacz

ibrachacz@polsat.com.pl