Udowodnił oszustwo – dłużnikiem pozostał

Grzegorz Wiącek pracował w Anglii, kiedy oszuści zaciągnęli na niego w Polsce 20 tys. zł kredytu. Mężczyzna udowodnił w sądzie, że dokumenty, którymi się posłużyli były sfałszowane. Mimo to jego dług pozostał! Pan Grzegorz wskazał również potencjalnych oszustów. Prokuratorzy ich jednak nie przesłuchali, bo nie mogą ich znaleźć.

Grzegorz Wiącek z Radomyśla Wielkiego niedaleko Mielca z niepokojem sprawdza każdą korespondencję. W 2009 r. w jednym z gdańskich banków oszuści wzięli na niego 20 tys. zł kredytu. Po przeszło trzech latach na adres jego domu rodzinnego przyszło pismo z wezwaniem do natychmiastowej spłaty zadłużenia.

 Dostałam list z firmy windykacyjnej na nazwisko syna. Okazało się, że w Gdańsku był wzięty kredyt na syna. A on cały czas przebywa w Anglii. Nie było możliwości, żeby w tym czasie był w kraju – opowiada Teresa Wiącek, matka pana Grzegorza.

- Zadzwoniłem do tej windykacji, żeby się dowiedzieć czy to nie pomyłka, zbieżność nazwisk. Wszystko się zgadzało oprócz adresu zamieszkania, ponieważ był to Gdańsk – mówi Grzegorz Wiącek.

Telefoniczne tłumaczenia na niewiele się zdały. Pan Grzegorz musiał wrócić do Polski i złożyć zawiadomienie do prokuratury. Wcześniej jednak musiał rozszyfrować, kto mógł mieć dostęp do jego danych. Szybko przypomniał sobie o rozmowie z Polką, która w Anglii podnajmowała mu mieszkanie.

- W Anglii dorabiałem przy różnych remontach. Powiedziałem jej, że gdybym dostał kredyt na 4 tysiące funtów, to kupiłbym sobie busa. Kobieta, która wynajmowała mi mieszkanie zaproponowała mi, że ma jakąś znajomą w banku w Gdańsku i może mi ten kredyt załatwić za jakąś prowizję. Poprosiła mnie o ksero mojego dowodu osobistego i paszportu. Dwa tygodnie później poinformowała mnie, że mogę dostać, ale tylko 4 tysiące złotych. To mnie nie urządzało, więc ona oddała mi te ksera dokumentów – opowiada pan Grzegorz.

Kserokopie stały się podstawą dalszych fałszerstw. Dzięki nim oszuści przygotowali podrobiony akt notarialny, w którym pan Grzegorz udzielał mieszkającej w Gdańsku Barbarze S. pełnomocnictwa do zaciągania kredytów i pożyczek.

- Pani w Gdańsku dysponowała w banku upoważnieniem, kserem dowodu osobistego i kserem aktu notarialnego upoważniającego do wzięcia pożyczki w imieniu innej osoby, właśnie tego pokrzywdzonego. Dzięki tym dokumentom uzyskała pożyczkę w kwocie 20 tys. zł. Oczywiście nie spłacała tej pożyczki – informuje Mieczysław Włoszczyna z Prokuratury Rejonowej w Mielcu.

Niedługo potem okazało się, że to nie jedyny dług. Oszuści skorzystali również z karty kredytowej wyrobionej w tym samym banku i obciążyli pana Grzegorza na 3 tys. zł. Firma windykacyjna skierowała sprawę do sądu, a pan Grzegorz ją wygrał.

- Sąd podzielił zarzuty, które zgłosił pozwany w czasie procesu. Uznał, że pełnomocnictwo zostało podrobione – informuje Marek Nowak, rzecznik Sądu Okręgowego w Tarnobrzegu.

Grzegorz Wiącek od dwóch lat zajmuje się tylko sprawą fikcyjnego kredytu. Z tego powodu musiał zrezygnować z pracy w Wielkiej Brytanii. Sytuacja jest tym trudniejsza, że prokuratura zawiesiła postępowanie w sprawie oszustów. Dlaczego?

- Z powodu niemożności przesłuchania w charakterze podejrzanych między innymi dwóch osób, to jest zięcia pani, która wzięła tę pożyczkę i jego żony. Czekamy na ewentualny powrót tych państwa – powiedział Mieczysław Włoszczyna z Prokuratury Rejonowej w Mielcu.

- Oni mieszkają w Anglii, tak wynika z moich informacji. Podejrzewam, że dalej mieszkają w tym samym mieście, tylko w jakiejś innej dzielnicy i świetnie się mają – mówi pan Grzegorz.*

* skrót materiału

Reporterka: Milena Sławińska

mslawinska@polsat.com.pl