Niepełnosprawny odcięty od świata

Dramat niepełnosprawnego. Edward Bugajski z Bydgoszczy ma amputowane obie nogi. Przez brak podjazdu dla wózków inwalidzkich, mężczyzna prawie w ogóle nie wychodzi z domu. Jest na skraju załamania, bo świat ogląda tylko przez okna swojego mieszkania.

- Swobodny dostęp do świata i ludzi, brakuje mi tego – mówi pan Edward.

Pan Edward i pani Helena Bugajscy są małżeństwem od ponad 40 lat. Wiedli spokojne i normalne życie. W 2004 roku pojawiły się problemy.

- Byłem ślusarzem. Ukląkłem do maszyny i wstać nie mogłem. Szybko do lekarza, lekarz skierował do szpitala i się zaczęło – opowiada pan Edward. Lekarze zdecydowali się amputować mężczyźnie lewą nogę.

- Po 3 latach znowu do szpitala. Ucięli mi prawą nogę, bo robiło mi się to samo. Jak mi ucięli tę nogę, to nie pamiętam, bo miałem dwa zawały – wspomina pan Edward.

Po amputacji obu nóg mężczyźnie pomógł Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych, który kupił mu wózek elektryczny. Radość jednak nie trwała długo. Okazało się, że w bloku nie ma odpowiedniego podjazdu. Niestety, administratorzy budynku nie chcą pomóc niepełnosprawnemu mężczyźnie.

- Zrobili podjazd, ale to były deski zbite bokami, żeby to się jakoś trzymało. Zjeżdżając po tej desce wywaliłam go z wózkiem – opowiada Helena Bugajska, żona pana Edwarda.

- Nie wiem, nawet jak to się stało. Leżałem na dole, wózkiem nakryty – dodaje pan Edward.

Administracja budynku twierdzi, że z jej strony pan Edward może liczyć tylko na podjazd drewniany.

- Jeżeli chodzi o jakiś inny, gdzie trzeba dużo zainwestować, to tylko i wyłącznie przez fundusz dla osób niepełnosprawnych – usłyszeliśmy od pracownika administracji. 

- Wszystkie osoby, które mają orzeczoną niepełnosprawność, mogą korzystać z pomocy naszego ośrodka raz na 3 lata w określonym zakresie – informuje Jerzy Karwowski z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Bydgoszczy.

A 3 lata od ostatniej pomocy PFRON-u dla pana Edwarda niestety jeszcze nie minęły.

- Windą zjeżdżam na parter i później są już schody. Żeby wyjść, schodzę na dupce, stopień po stopniu się czołgam. Najgorsze jest ponowne wejście na wózek! Bo muszę sam próbować, siłować się. Nie raz zapłaczę, bo kikutami uderzam w wózek – opowiada pan Edward.

Od kiedy pan Edward przestał wychodzić z domu, każdy jego dzień wygląda tak samo. Mężczyzna jest na skraju załamania nerwowego.

- W kuchni tylko okno, a jak chcę zmienić widok, to wjeżdżam do pokoju i opieram się o parapet. Takie jest codziennie moje życie. Tylko, jak długo można tak żyć - rozpacza pan Edward.*

* skrót materiału

Reporterka: Martyna Grzenkowicz

mgrzenkowicz@polsat.com.pl