Zimą mieszka w lesie. Matka wyrzuciła z domu

Szok! 36-letni mężczyzna od miesiąca koczuje w prowizorycznym szałasie zbudowanym w lesie. Roman Kempiński pochodzi z miejscowości Nawsie na Podkarpaciu. Z rodzinnego domu wyrzuciła go matka. Jest bezrobotny. Gdyby nie sąsiad i pomoc społeczna, umarłby z głodu lub wyziębienia. Mężczyzna szuka pracy.

Ciągłe awantury, kłótnie i poniżanie. Tak od kwietnia ubiegłego roku wyglądała rzeczywistość 36-letniego pana Romana z miejscowości Nawsie na Podkarpaciu. Ale najgorsze było jeszcze przed nim. Miesiąc temu jego własna matka wyrzuciła go z rodzinnego domu. Żeby nie zamarznąć, w błyskawicznym tempie, wybudował szałas w lesie.

- Najmłodszy brat i ten trzeci piją. W domu cały czas były awantury, grandy i wyganiania. Stawiali się na wieczór z nożami. Jeszcze jak tata żył, to było inaczej. Jak miałem pieniądze, to dokładałem się do wszystkiego. W końcu matka mi powiedziała: wyp… z domu, nie masz tu nic do szukania, nie masz pola, nie masz tu nic – wspomina pan Roman.

W budowie prowizorycznego domu pomógł panu Romanowi kolega Krystian. I to właśnie on, jako jedyny, stara się, aby pan Roman przetrwał w tej trudnej sytuacji.

- On nikomu nie mówił, że tu się buduje. Gdyby nie przypadek, to nawet bym nie wiedział, że coś takiego robi. On nie lubi się żalić. Nie szukał pomocy u nikogo – mówi Krystian Ochal, który pomaga panu Romanowi.

- Zobaczył mnie widocznie i przyszedł. Spytał, czy mi pomóc. Mówiłem, że nie trzeba, ale sam się wziął do roboty. do końca życia będę mu za to wdzięczny – mówi pan Roman.
 
- On mówił, że chciał sobie coś pod domem dobudować, ale mu nie pozwolili. Wybrał więc takie miejsce. Spieszyliśmy się, cała budowa trwała 6 dni. W niedzielę jeszcze nie miał ocieplone, wiatr mu dmuchał, ale już musiał tu siedzieć – dodaje Krystian Ochal.

Reporterka: A jak pan patrzy na dom?
Pan Roman: Ja tam tylko do studni po wodę chodzę. Widocznie wody jeszcze mi nie zabronili, bo nic nie mówią. Nikt nie wyjdzie, nie zapyta czy mam coś jeść. Pięciu braci jeszcze mam.
Reporterka: Żaden nie przyjdzie zapytać?
Pan Roman: Żaden!
Reporterka: Jak długo pan tak przetrwa?
Pan Roman: Mogę tak długo siedzieć. Żeby tylko praca była, pieniądze. Mogę być nawet pustelnikiem. Mam tu spokój przynajmniej, nikt mnie nie gnębi, nie ubliża mi. Spokój jest najważniejszy w życiu.

Największym marzeniem pana Romana jest znalezienie pracy. Jest pewien , że wtedy by sobie poradził i nie musiałby prosić o pomoc w Gminnym Ośrodku Pomocy Społecznej.

- Szukam pracy wszędzie, nawet puszki zbieram, żeby jakoś przeżyć. Do wójta pisałem, w biurze pracy byłem, ale nigdzie nie znalazłem. Tak to właśnie jest na wsi na Podkarpaciu – mówi pan Roman 

- Dostał 300 złotych na potrzeby bieżące, bo chciał sobie kupić kuchenkę, troszkę mu zostało na żywność .W zeszłym tygodniu dostał 200 złotych na żywność. Podejrzewam, że jak zrobi się ciepło, to znajdzie pracę. On sobie radził do tego czasu. Z tego co wiemy to pan Roman nie pije i nie pali. Nie spotkaliśmy go nigdy pod wpływem alkoholu - mówi Bożena Mucha z Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Wielopolu Skrzyńskim.

- Kupiłem kuchenkę i kupiłem piankę, którą uszczelniłem sobie od pola. Teraz mi się pieniądze kończą, mam jeszcze 15 złotych. Na chleb mi wystarczy, to wszystko. Jest ciężko. Najbardziej boli, że własna matka mnie wygnała – rozpacza pan Roman.*

* skrót materiału

Reporterka: Małgorzata Frydrych

mfrydrych@polsat.com.pl