Kiedy odpowie za pijacką szarżę przez Warszawę?

O tym wypadku mówiła cała Polska. Izabela Ch. pędziła samochodem przez centrum Warszawy, staranowała barierki i wylądowała w podziemnym przejściu dla pieszych. Była pijana. Policja zatrzymała ją za jazdę po alkoholu już trzeci raz. Mimo to, w jej sprawie od ponad dwóch miesięcy nie dzieje się właściwie nic.

31-letnia Izabella Ch. pochodzi z małej wsi pod Radomiem. Jest zamożna. Prowadzi własną firmę. Poza tym nie wiadomo o niej właściwie nic.

- Znam ją, ale kiedy indziej porozmawiamy. Trochę się boję. Co za dużo, to niezdrowo – mówi nam jej były sąsiad.

W chwili zderzenia Izabella Ch. była pijana. Miała prawie promil alkoholu we krwi. Był to już trzeci raz, kiedy po alkoholu wsiadła za kółko. Miesiąc wcześniej sąd skazał ją na grzywnę i zakaz prowadzenia pojazdów. Odwołała się jednak i wyrok do dziś pozostaje nieprawomocny.

- Zachowywała się bardzo dziwnie. Nie dała się przeszukać policjantom, była bardzo zdziwiona, że policjanci zabierają jej prawo jazdy. Jeden z policjantów, który brał udział w tych czynnościach, w protokole nazywając jej zachowanie użył słowa: foch – opowiada Piotr Machajski, dziennikarz portalu Gazeta.pl.

- Cóż, myślę, że dla takich ludzi nie ma miejsca w społeczeństwie. Ta pani powinna chyba spędzić parę lat za kratkami, żeby przemyśleć swoje zachowanie. Zobaczyć, że wolność w naszym kraju jest daleko posunięta, można wiele czynić, ale w ramach litery prawa – komentuje Wojciech Pasieczny, biegły ruchu drogowego, były policjant.

Dzień po grudniowej kraksie pani Izabella znowu stanęła przed sądem. Nie okazała skruchy. Nie próbowała się usprawiedliwiać. To, co usłyszała na sali bardzo ją jednak zirytowało. Sąd zakazał jej opuszczania kraju. Zdecydował też, że pani Izabella dwa razy w tygodniu ma stawiać się na policji.

- Koliduje mi to z planami na święta – powiedziała podczas rozprawy Izabella Ch.

- Nie spotkałem się z taką arogancją, bezczelnością, jaką reprezentowała ta pani. Dziwię się, że sąd nie zasądził kary porządkowej za obrazę sądu, bo to była obraza sądu – uważa Wojciech Pasieczny, biegły ruchu drogowego, były policjant.

- Policjanci informowali prokuraturę o tym, że kobieta nie stawia się na policyjny dozór. Dwukrotnie przesłali pismo do prokuratury. Pierwszy raz w grudniu, a drugi raz na początku lutego – dodaje Anna Kędzierzawska z Komendy Stołecznej Policji.

Po burzy medialnej pani Izabella ponownie zaczęła wypełniać nałożone na nią przez sąd obowiązki. Niespodziewanie, w sprawie nastąpił jednak kolejny zwrot. Wszystko za sprawą Marka Biernackiego. Minister sprawiedliwości udzielił telewizyjnego wywiadu na temat pani Izabelli Ch. To jego fragment:

„Kobieta wykonuje zawód zaufania publicznego. Jest radcą prawnym, a jest to szczególny zawód. Podobne zachowania powodują, że ludzie krytycznie oceniają świat ludzi prawa”.

Problem w tym, że minister pomylił osoby! Sprawczyni wypadku nie jest bowiem radcą prawnym. O kim więc mówił?

- Nazywam się Izabela Chmielewska, jestem radcą prawnym. To zbieżność imienia i pierwszej litery nazwiska. Absolutnie nie mam żadnego związku z tą sprawą. Nie znam tej osoby i wiązanie mnie z tym całym zdarzeniem, jest absolutną pomyłką. Napisano do nas, że ktoś życzy mi, aby mnie i moją rodzinę przejechał pijany kierowca. Skierowałam list do pana ministra w tej sprawie. Przeprosin nigdy nie otrzymałam, sprostowania również – mówi Izabela Chmielewska, radca prawny.

- To było tak, że dziennikarka zapytała, że media podają, że podobno ta pani jest radcą. A minister tylko powiedział rzecz oczywistą, tak? – mówi Patrycja Loose z Ministerstwa Sprawiedliwości.

Jak ustaliliśmy, „prawdziwa” pani Izabella mieszka obecnie w jednym z warszawskich apartamentowców. Nie rozmawia z mediami. Kilka dni temu została poddana badaniom psychiatrycznym. Biegli wciąż nie są jednak w stanie wydać jednoznacznej opinii w jej sprawie. Jeśli kobieta okaże się poczytalna, grozi jej do dwóch lat więzienia.

- Ma możliwość odwoływania się, więc się odwołuje. Ma możliwość powoływania się na kwestie związane ze zdrowiem, więc robi to – mówi Piotr Machajski, dziennikarz portalu Gazeta.pl.

- Ja wierzę w sprawiedliwość. Wierzę, że ta pani wyciągnie jakieś wnioski z tej lekcji i już takiego błędu, po raz czwarty, nie popełni – dodaje Marek Konkolewski z Biura Ruchu Drogowego Komendy Głównej Policji.*

* skrót materiału

Reporter: Rafał Zalewski

rzalewski@polsat.com.pl